PolskaPanny od ognia

Panny od ognia

W podkrakowskiej wsi Jeziorzany nie ma zbyt wielu atrakcji dla nastolatek. Tutejsze dziewczyny znalazły jednak sposób na nudę. Wstąpiły do strażaków. Co oni na to? Są zachwyceni. – To nasze jaskółeczki, nasze oczka w głowie – mówią o nich z dumą starsi koledzy w czerwonych hełmach.

29.09.2005 | aktual.: 29.09.2005 10:15

Z honorem członków Ochotniczej Straży Pożarnej w Jeziorzanach bywało niegdyś różnie. W latach 70. fachowcy od pożarów mniej słynęli z walki z ogniem, bardziej z wypijanej w nadmiarze wody ognistej. Strażacy pili z przyzwyczajenia i z nudów. W końcu Jeziorzany to tylko dwieście domów, kościół, szkoła i remiza – do gaszenia, tak przynajmniej mogłoby się wydawać – niewiele.

Wszystkie sekrety gaśnicy

„Strażacy w Jeziorzanach są silni, ważni. Mają swój dom, są u siebie panami. Sami także, owszem, organizują w remizie wieczorki taneczne, w odróżnieniu od młodzieżowych dyskotek – alkoholowe (...) – pisał zgryźliwie dziennikarz lokalnej gazety w artykule pod znamiennym tytułem „Bonanza w remizie”. – Wszyscy bawią się dobrze, ba, tak dobrze, że władze gminne musiały na jakiś czas zakazać urządzania tych potańcówek”. Nic więc dziwnego, że kiedy nastolatki z Jeziorzan postanowiły przybliżyć sobie tajniki gaśnicy i węża z wodą, niektórzy rodzice mocno się przestraszyli.

– Ja im się wcale nie dziwiłem – przyznaje Franciszek Lelek, naczelnik straży w Jeziorzanach. – Nie wiedzieli, czy to jest bezpieczne, żeby tak własne córki do OSP... Pewnie bali się też, że dziewczyny w straży nauczą się wielu nie całkiem odpowiednich dla swego wieku rzeczy...

Ale czasy się zmieniły. Zbiegło się to ze zmianami ustrojowymi w Polsce. Woda ognista poszła w odstawkę.

– Zależało nam, żeby nasza straż nie była tylko po to, żeby się parę osób w sobotę mogło nachlać – wali prosto z mostu Jerzy Stopa, prezes OSP. – Kiedyś panowała opinia, że jak syrena wyje, to wcale nie chodzi o pożar, tylko o zbiórkę na wódę. A my to zmieniamy. Mamy klub łączności i strony w Internecie. I dziewczyny... Bo prawdziwa rewolucja w jeziorzańskiej straży wydarzyła się już w nowym tysiącleciu.

Prekursorką była bratanica Jerzego Stopy. Joasia jest szczupłą blondynką o uśmiechniętych oczach i rogatej osobowości. Trzy lata temu założyła drużynę i została jej pierwszym dowódcą. Pojechała na obóz szkoleniowy dla dowódców młodzieżowych drużyn pożarniczych. – Po obozie mogłam zostać dowódcą takiej drużyny – wspomina. – Trzeba ją tylko było założyć. No to założyłam...

Dziś ta 18-latka jest strażakiem pełną gębą (podobnie jak jej trzy koleżanki ukończyła kurs i została szeregowcem OSP). Została trenerem drużyn młodzieżowych. I marzy, by w przyszłym roku dostać się do krakowskiej Szkoły Aspirantów i zostać zawodowym strażakiem w spódnicy.

Swoich nastoletnich koleżanek z Jeziorzan Joasia nie musiała długo do drużyny namawiać. I już w 2003 roku, podczas gminnych zawodów, dziewczyny były lepsze od wszystkich drużyn chłopięcych. W zawodach powiatowych zajęły pierwsze miejsce.

Sobotnie popołudnie. W niedzielę ma się odbyć festyn organizowany przez strażaków z Jeziorzan. Dziewczyny wysypują się z wozu strażackiego na polu nieopodal remizy. Dowodzi Ewa Stopa, przejęła „urząd” od siostry. Z drużyną jest od samego początku. – Wszystko po Aśce dziedziczę. Nawet w sztafecie biegam na tej samej zmianie – uśmiecha się od ucha do ucha.

Ewa potrafi być ostra: – Ja ci dam kask! Kask to jest na rower! My mamy hełmy! – krzyczy do dziewczyny, która szuka nakrycia głowy.

Sztuka rozwijania węży

Zawody strażackie składają się z dwóch konkurencji. Pierwszą jest sztafeta 7 x 50 m. Pałeczką jest prądownica, czyli sikawka. Pierwsza zawodniczka musi rozwinąć wąż i podpiąć go do rozdzielacza wody. Na ostatnich zawodach na tej zmianie biegła Kasia Styczeń.

Po przebiegnięciu 50 m prądownicę przejmuje Sylwia Gruca. W przyszłości chce dostać się do Szkoły Aspirantów.

Na kolejnej zmianie Ewa Stopa przeskakuje przez rów i podaje prądownicę Sylwii Królik, którą czeka slalom. – Wcześniej w soboty siedziałam w domu i nudziłam się. Teraz jest co robić – tłumaczy swój zapał dla strażackich ćwiczeń.

Pałeczka trafia do Eweliny Królikowskiej, która musi się zmierzyć z równoważnią. – Wcześniej w soboty do południa sprzątałam, a po południu się nudziłam, a teraz mam fajną odmianę. Ale zawodowym strażakiem raczej nie zostanę. Założę w Jeziorzanach salon fryzjerski – zapowiada.

Drugą konkurencją zawodów jest tzw. bojówka. Zawodniczki muszą jak najszybciej ułożyć linię gaśniczą. Potem wodą muszą trafić w niewielkie cele. Właśnie taką „bojową” akcję dziewczyny pokażą na festynie.

Linia gaśnicza ma ze 100 m. Dziewczyny wybiegają jednocześnie i „na oko” znajdują miejsce, w którym zaczynają rozwijać swoje węże. Sztuka polega na tym, żeby wszystkie udało się połączyć.

Co robią i co będą robić?

Start, kilkadziesiąt sekund i podpalone wcześniej przez trenerkę kopki siana giną w strugach wody. Zadowolone dziewczyny zwijają węże. Przygląda im się kilkoro maluchów. Najmłodsza, może trzyletnia, Asia twardo zapowiada: – Też będę strażakiem! Mamusia musi mi pozwolić! Dziewczyny ze straży spotykają się co sobotę. Od wiosny do jesieni. Przez drużynę przewinęło się już kilkadziesiąt panien. Przed zawodami trenują tylko najlepsze.

Do Młodzieżowej Drużyny Pożarniczej mogą należeć osoby od 12. do 18. roku życia. W Jeziorzanach jest także młodsza grupa, takie strażackie przedszkole. Ostatnio ćwiczyło w nim 25 dziewczynek. Gdy zostaną nastolatkami, złożą przysięgę i przejdą do właściwej drużyny.

– Dziewczyny to moje jaskółeczki, oczko w głowie całej gminy – rozczula się naczelnik Lelek. Co ciekawe, o ile panny garną się do straży i jest ich ponad 20, o tyle z chłopakami kiepsko. Przed ostatnimi zawodami Lelek ledwo zebrał siedmiu młodych mężczyzn. Dlaczego? – Może chłopcy się wstydzą, bo do kościoła w większe święta powinni chodzić w czerwonych koszulach i z toporkiem – zastanawia się Ewa Stopa. – Koszule są faktycznie trochę nie z tej epoki, ale co tam...

Dziewczyny chętnie sprzątają w remizie i przygotowywują imprezy. Podoba im się, że koleżanki z innych wsi zazdroszczą im drużyny. Że w sobotę wielkanocną pełnią wartę przy Grobie Pańskim. I tylko trochę irytuje je ksiądz, który z ambony wciąż składa serdeczne Bóg zapłać: „Panom strażakom”.

Niedzielne popołudnie. Festyn rodzinny w Jeziorzanach. Już po zawodach, grach i zabawach. Słońce pomarańczowieje, leniwie bzykają trzmiele. Ludzie całymi familiami siedzą przy stołach, muzyka pomyka z głośników. Nagle na łąkę wjeżdża wóz strażacki na sygnale. Tłumek odrywa się od stołów i ławą rusza w jego kierunku. Sypią się komentarze: „Pali się, chodź zobaczyć... Będą gasili... Kurde, to dziewczyny! Super gonią! Te węże to większe od nich! No i ugasiły... Ale dresy mają! Dresiarki, he, he...”.

Nie ma, że boli!

Po minucie dziewczyny zwijają węże. Koniec. To dla tej chwili ćwiczyły miesiącami.

– Nie było źle – ocenia Ewa Stopa. – Ale na jej nadgarstku bieli się świeży bandaż. Potknęła się. – Zdarza się. Można upaść, palce przyciąć w wozie. Czasem, jak ciśnienie wody jest duże, to człowiekiem rzuca. Można dostać metalową końcówką węża w głowę.

– Zawzięte są dziewczyny. Nie ma, że boli. Są lepsze od chłopaków – mruczy Krzysztof Sroka, jeden ze starszych strażaków.

Michał Olszański

Źródło artykułu:WP Wiadomości
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)