Rosjanie w panice. "Taki widok musi cieszyć Ukraińców"
Jeszcze nie opadł kurz po eksplozji magazynów amunicji i na lotnisku wojskowym na Krymie, a ukraińskie władze otwarcie sugerują, że w ciągu kolejnych dwóch-trzech miesięcy może dojść do kolejnych ataków podobnych do "tajemniczych uderzeń". - Ukraina, mimo że nie prowadzi ofensywy na froncie, poprzez uderzenia na półwyspie, wywiera na Rosji dużą presję. To były bolesne ataki. Putin teraz będzie musiał na Krymie zupełnie inaczej działać. Półwysep był dla Rosjan bezpiecznym miejscem. Już nie jest – mówi Wirtualnej Polsce płk Piotr Lewandowski, weteran misji w Afganistanie i Iraku.
18.08.2022 | aktual.: 18.08.2022 16:14
Przypomnijmy, we wtorek doszło do eksplozji magazynów amunicji w bazie wojskowej w rejonie miasta Dżankoj oraz do eksplozji na lotnisku wojskowym w rejonie Symferopola. Z kolei przed tygodniem seria eksplozji wstrząsnęła też lotniskiem wojskowym Saki na Krymie. W efekcie tysiące Rosjan, którzy spędzali urlop na półwyspie w ekspresowym tempie zaczęło stamtąd wyjeżdżać.
Będą kolejne tajemnicze uderzenia?
Ukraina stoi za trzema atakami na rosyjskie bazy na Krymie w ostatnim tygodniu - wynika z wewnętrznego ukraińskiego raportu rządowego, do którego dotarła CNN. Dokument pokazał amerykańskim dziennikarzom ukraiński oficjel. Jego danych nie ujawniono, ponieważ, jak pisze CNN, "nie był on upoważniony do przekazywania tej informacji mediom".
Mychajło Podolak, jeden z doradców prezydenta Ukrainy, Wołodymyra Zełenskiego, w rozmowie z "The Guardian" potwierdził, że Ukraina prowadzi działania mające "wywołać chaos wśród rosyjskich żołnierzy", przez uderzanie na linie zaopatrzenia rosyjskiej armii biegnące daleko za linią frontu.
Jak zasugerował, w ciągu kolejnych dwóch-trzech miesięcy może dojść do ataków podobnych do wtorkowych "tajemniczych uderzeń" na bazy wojskowe na Krymie.
Zdaniem płk Piotra Lewandowskiego, działania na półwyspie potwierdzają umiejętność prowadzenia przez Ukrainę tzw. działań koncepcyjnych i niekonwencjonalnych.
- Te uderzenia to zaplanowana operacja. Mamy środek sezonu. Rosjanie przyjechali na Krym na wakacje. Wrócą do swoich domów i przekażą dalej, co działo się na półwyspie. A tego przekazu nie da się przykryć informacją, że Sasza rzucił niedopałek papierosa i wybuchło… Tego Putin najwyraźniej nie przewidział. A Ukraina wykonała bardzo dobry ruch na wojnie – mówi Wirtualnej Polsce płk Piotr Lewandowski.
"To zmienia położenie Krymu"
I jak dodaje, to zmienia sytuację Krymu, który do tej pory uważany był za bezpieczny.
- Wydawało się, że Krym był cały czas poza zasięgiem ukraińskich wojsk. Mimo trwającej od blisko pół roku wojny, panowała tam cisza. Nie było działań sabotażystów czy serii zamachów itd. Do teraz, kiedy nastąpiły precyzyjne uderzenia w systemy przeciwlotnicze, linie kolejowe i obiekty wojskowe – ocenia nasz rozmówca.
Według płk Piotra Lewandowskiego, Ukraina, mimo że nie prowadzi ofensywy na froncie, poprzez uderzenia na półwyspie, wywiera na Rosji dużą presję. - To były bolesne ataki. Putin teraz będzie musiał na Krymie zupełnie inaczej działać. Półwysep był dla Rosjan bezpiecznym miejscem. Już nie jest. Zapewne już podniesiono tam stan gotowości bojowej, wdrożono procedury mające zwiększyć ochronę tego miejsca i zaangażowano dodatkowe siły. Żeby to wszystko zsynchronizować potrzeba co najmniej miesiąca. Przez ten czas na Krymie będzie spory bałagan – uważa płk Piotr Lewandowski.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Według danych przekazanych przez Sztab Sił Zbrojnych Ukrainy, na zaanektowanym przez Rosję Krymie w 2022 roku stacjonowało 32 tysiące rosyjskich żołnierzy. Kilka dni temu australijski analityk wojskowy i były generał Mick Ryan prognozował, że Ukraińcy mogą teraz wyraźnie zagrozić dużym obszarom Krymu. "I to nie tylko bazom lotniczym. Flota Czarnomorska, jej zaplecze paliwowe, amunicyjne i naprawcze oraz infrastruktura również są teraz zagrożone. To stawia przed Rosjanami prawdziwy dylemat" – twierdzi gen. Mick Ryan.
"Ukraina musi walczyć sprawniej od Rosji"
Zdaniem dr Macieja Milczanowskiego, byłego żołnierza i eksperta ds. bezpieczeństwa z Instytutu Nauk o Polityce Uniwersytetu Rzeszowskiego, po aneksji Krymu przez Rosję, na półwysep zwieziono dużo sprzętu wojskowego.
- To były potężne rosyjskie transporty. Celem było umacnianie krymskiej twierdzy. Putin z Krymu zrobił kluczową bazę. Widać to było po ofensywie wojsk rosyjskich z półwyspu na Ukrainę 24 lutego, która była najbardziej owocna. O ile na północy i na wschodzie nie szło im tak dobrze, o tyle wdzierając się z Krymu osiągnęli największe postępy – mówi Wirtualnej Polsce dr Maciej Milczanowski.
I jak dodaje, uderzenia w rosyjskie cele na Krymie wynikają z taktyki walki przyjętej przez Ukrainę.
- Przewaga jest nadal po stronie wojsk rosyjskich. Ukraina musi więc walczyć sprawniej i inteligentniej. Dzięki zdolnościom taktycznym i operacyjnym, ale także dzięki zachodniej broni, udaje im się przeprowadzać skuteczne ataki i trafiać punktowo w rosyjskie obiekty wojskowe i szlaki komunikacyjne. Ukraińcy nie mają aż tyle sprzętu, by prowadzić ogniową nawałnicę. Muszą wybierać i selekcjonować cele. Tak jak na Krymie – uważa dr Maciej Milczanowski.
Przypomnijmy, że po eksplozji w bazie wojskowej w rejonie miasta Dżankoj, rosyjski resort obrony mówił o akcie sabotażu. Nieoficjalnie mówi się, że za atakami na rosyjskie cele mogą stać dywersyjne grupy ukraińskie lub siły specjalne.
- Nasza strategia polega na niszczeniu logistyki, przerywaniu linii zaopatrzenia i składów amunicji, a także innych obiektów infrastruktury. To wywołuje chaos w ich szeregach. Ukraińska kontrofensywa różni się od rosyjskich działań, które "wymagają dużej ilości wojsk, które jak gigantyczna pięść są skierowane w jedną stronę". Nasza kontrofensywa jest inna. Nie stosujemy taktyki z lat 60-tych i 70-tych ubiegłego stulecia – mówił Mychajło Podolak, jeden z doradców prezydenta Ukrainy, Wołodymyra Zełenskiego, w rozmowie z "The Guardian".
Według dr Macieja Milczanowskiego, jeśli spodziewano się szybkich kontrofensyw w wykonaniu Ukrainy, to rzeczywistość wygląda zupełnie inaczej.
- Jest to niemożliwe. Wojska rosyjskie, jakie są takie są, ale jest ich więcej i nadal stoją na ukraińskiej ziemi. Wypędzenie ich stamtąd wymaga ogromnych ofiar po stronie ukraińskiej – ocenia dr Maciej Milczanowski.
"Taki widok musi cieszyć Ukraińców"
I jak dodaje, Ukraińcy "walczą z głową" i wymaga to z ich strony różnych zabiegów taktycznych.
- Nie spodziewajmy się jednak gwałtownych ruchów czy nagłego odwrócenia sytuacji na froncie na korzyść Ukrainy. To wymagałoby poniesienia dużych strat, a Kijów nie może sobie na to pozwolić. Najważniejsze, że po uderzeniach na Krymie, będzie trudno przekonać mieszkańców Rosji, by tam znów wybrali się na urlop. Widok uciekających z kurortów rosyjskich turystów musi cieszyć Ukraińców, którzy dopiero co musieli opuszczać swoje domy. Dobrze, że komfort Putina został zakłócony – uważa dr Maciej Milczanowski.
Z kolei płk Piotr Lewandowski uważa, że "komfort Putina" na Krymie może być zakłócony w najbliższym czasie jeszcze niejeden raz.
- Ukraińcy mogli uderzyć w rosyjskie cele przy pomocy rakiet albo broni naprowadzonej laserowo. Jak uderzyli? Tego nie wiemy, bo ukraińska armia milczy na ten temat - mówi.
- Nie wierzę jednak, by nie zbudowali tam dywersyjnej siatki, którą właśnie uruchomili. Miałoby to sens, bowiem jest środek sezonu, a Rosjanie przyjechali na Krym na wakacje. Jeśli faktycznie działają, to utrudnią życie Rosjanom, którzy muszą skupiać się teraz na różnych odcinkach frontu. A dodatkowo obawiać się o Krym – uważa płk Piotr Lewandowski.
Sylwester Ruszkiewicz, dziennikarz Wirtualnej Polski