Marszałek, były marszałek senatu Stanisław Karczewski powiedział mi wczoraj w programie Newsroom, że rzeczywiście rząd
popełniał też błędy. Dzisiaj z kolei na antenie TVN24 powiedział, że jednym
z błędów tego rządu było to, że nie testowano Polaków, którzy przyjeżdżali do kraju z Wielkiej Brytanii. Pana
zdaniem to błąd, czy wskazałby pan też inny błąd jako były przecież Główny Inspektor Sanitarny?
Pani redaktor, to jest bardzo ważne pytanie. Człowiek nie może być bezkrytyczny, człowiek z pewnej perspektywy czasu
może ocenić, czy zrobiłby inaczej. Natomiast tak jak powiedziałem, tu jest istotna oś czasu. Prawdopodobnie
wiele
decyzji mogłoby wyglądać inaczej, ale
też te działania to są działania pod presją czasu, to są działania, kiedy
są też różne inne otoczenie prawda, które także wymaga,
żeby te decyzje były chociażby przyjęte. One nie mogą być zbytnio restrykcyjne. Oprócz biologii tu jest także coś niezwykle ważnego.
Halo? Czy mnie słychać?
Tak, tak, panie profesorze, absolutnie pana słychać. Panie profesorze, ponieważ
mamy bardzo mało czasu, więc będę prosiła o jak najkrótsze wypowiedzi, bo tych jeszcze elementów, o które chcę pana profesora zapytać, jest wiele.
Poproszę zatem o powiedzenie, jeżeli mówił pan o pewnych błędach czy potknięciach, wynikających z presji czasu
czy okoliczności, to jakie były te błędy? Bo skoro są popełniane błędy, to może warto o nich mówić, żeby później ich nie popełniać.
Proszę o krótką wypowiedź.
O Boże, zaskoczyła mnie pani. Ja myślę, że to będzie całkiem spory katalog. Jeżeli ktoś jest uczciwy i rzetelny, to
powinien sporządzić to w swoim własnym sumieniu. Ja oczywiście przez wiele miesięcy zarządzałem
dużą instytucją bardzo, bardzo istotną dla
dla pandemii i
być może problemem było to, że można było szybciej poprosić o to, żeby ją wzmocnić kadrowo. Co było też
bardzo skomplikowane, dlatego że jednak do tego są potrzebni profesjonaliści.
Ale prawdziwe błędy popełnione były przed pandemią i to jest mój wielki problem. To znaczy gdybyśmy mieli
lepiej zorganizowaną inspekcję przez ostatnie lata, zdigitalizowaną,
zmotywowaną to
z całą pewnością wyglądałoby to inaczej. I tak cud się stał, że 1 stycznia 2020 roku
pracownicy inspekcji dostali jednak podwyżki, poczuli się docenieni. To w poprzednim roku był rok stulecia.
To, co się wydarzyło, co jest słabym punktem, jest to, że przez lata nie inwestowano w tą
instytucję. Natomiast błędy zostały, myślę, już tej chwili - znaczy błędy - wnioski zostały wyciągnięte.
Bo ja patrzę się na to, co się w tej chwili dzieje w inspekcji, już z pewnego dystansu, ale
to jest inna inspekcja. Zdigitalizowana, są infolinię, jednak jest większa motywacja i poza tym jest
takie przeświadczenie, że ona jest po prostu zwyczajnie potrzebna. Ci ludzie, którzy w niej pracują, muszą mieć poczucie, że są potrzebni,
że są docenieni. Chociaż różnie to w tej chwili bywa, dlatego że są też wystawiani na [...]
bo jednak muszą działać w sposób restrykcyjny, kontrolują.
Czy pan mnie słyszy, panie profesorze, bo nasz czas galopuje. Absolutnie pracownikom sanepidu
należy się duży szacunek. W kontekście pewnych rozliczeń z epidemią i z tym, jak to wyglądało w naszym kraju,
chciałam przywołać panu wypowiedź, która pewnie trafia do pana jak bumerang. "Wielu polityków, którzy posługują się straszeniem
koronawirusem jako elementem gry politycznej, powinno sobie włożyć lód do majtek. Są rzeczy, których się nie robi." Czy
z perspektywy czasu...
Pani może zacytować to dalej, bo istotny problem polega na tym, że tam są jeszcze dwa niezwykle ważne
zdania, które całkowicie to tłumaczą. I oczywiście lód się dawno roztopił, ale ja apeluję cały czas, że
pandemia jest to taki stan, w którym powinniśmy być zjednoczeni, a nie podzieleni, w
których emocje nie powinny odgrywać takiej roli. Ta wypowiedź dotyczyła chęci
zakupu jakiegoś preparatu - nie jakiegoś, bo konkretnego, w tym artykule jest to napisane - który kompletnie nie działa na
SARS-CoV-2. A byliśmy zmuszani, są
na to zapisy,
do czynienia rzeczy irracjonalnych. Nie wiem z jakich przyczyn. To był to był wynik skrajnych emocji, które
wtedy przedstawiałem. To był luty, dwadzieścia
kilka godzin na dobę, pewnie 24, bo wielokrotnie praktycznie nie spałem, kiedy stykaliśmy
się ze strzelaniem tak naprawdę do nas różnymi argumentami, które były irracjonalne, których
teraz, myślę, wiele ludzi się wstydzi.
Być może ja zastosowałem taką wypowiedź z pewną dezynwolturą, być może teraz bym tego nie powiedział.
Ale wystudźmy te emocje i oczywiście jest to teraz eufemizm w stosunku do tego "lodu w majtkach", bo
przecież temu to miało służyć - wystudźmy emocje. Ro nie jest czas, a szczególnie dzisiaj przy 35
tysiącach zachorowań, żeby zajmować się rozliczeniami, tylko mamy patrzeć w przyszłość, bo z tych
rozliczeń nic nie wyniknie, a z naszych racjonalnych działań, odpowiedzialności wyniknie to, że ktoś nie umrze i pracownicy
ochrony zdrowotnej nie będą przeżywać takiego dramatu w oddziałach, które mają w tej chwili.