Pacjent spłonął w szpitalu. Prokuratura dostała kluczową ekspertyzę
Do tragicznego zdarzenia doszło w marcu w Kutnie. Łóżko pacjenta stanęło w ogniu, a mężczyzna zmarł. Prokuratura informuje teraz, że wie już co wywołało pożar, ale kluczowy dla sprawy świadek niestety również nie żyje.
16.09.2019 23:05
Jak doszło do tragedii? Wirtualna Polska informowała już, że pacjent szpitala nielogicznie się wypowiadał i chciał wyjść z placówki. Odnotowano też u niego przejawy agresji. To spowodowało, że podjęto decyzję o przywiązaniu go do łóżka pasami bezpieczeństwa.
W nocy w pokoju pacjenta wybuchł pożar. Po ugaszeniu ognia mężczyzna został uwolniony, ale miał poparzone około 70 proc. ciała. Zmarł po kilku godzinach. Teraz prokuratura poinformowała, że otrzymała kluczową ekspertyzę biegłego z zakresu pożarnictwa.
- Z opinii wynika, że najbardziej prawdopodobną przyczyną zaistnienia pożaru było zaprószenie ognia przez jedną z osób znajdujących się na sali chorych - mówi tvn24.pl Piotr Helman, prokurator rejonowy w Kutnie. Biegły wskazał, że pościel zajęła się od żaru lub niedopałka papierosa, który spadł na łatwopalne materiały – pościel lub materac.
Przypomnijmy, że gdy pojawił się ogień, w tym pokoju obok przyszłej ofiary przebywał jeszcze jeden pacjent. To 71-letni mężczyzna, który natychmiast po wypadku został przesłuchany. Obok poparzonego znaleziono bowiem otwartą paczkę papierosów i nadpaloną zapalniczkę. Pojawiło się więc pytanie, czy związanemu 37-latkowi papierosa nie chciał podać i zapalić "sąsiad" z łóżka obok?
71-latek zeznał, że nie miał ze sprawą nic wspólnego, ale prokuratura planowała kolejne działania i wyjaśnianie wszelkich niejasności. Teraz śledczy zdradzają, że mężczyzna zmarł kilka miesięcy temu i następne przesłuchania nie będą już możliwe.
Chociaż śledztwo nie zostaje jeszcze umorzone, najprawdopodobniej nikt nie usłyszy w tej sprawie zarzutów. Śledczy i specjalny zespół z kutnowskiego szpitala badają jeszcze poprawność działań personelu placówki i przesłanki uzasadniające przywiązanie pacjenta do łóżka pasami bezpieczeństwa. Do tej pory nie ma jednak wskazówek świadczących o błędach po stronie lekarzy czy pielęgniarek.
Źródło: TVN24