ŚwiatOto Nowa Polska - to będzie raj

Oto Nowa Polska - to będzie raj

W Polsce sitwa? Załóżmy swoją sitwę. Albo jeszcze lepiej, załóżmy własną Polskę. Na świecie jest całkiem sporo miejsca, w którym dałoby radę to zrobić. Zupełnie niezłą Polskę dla circa about 20 tysięcy ludzi można na przykład kupić za 1,5 miliona dolarów na archipelagu Vanuatu. Nawet w 30 osób dalibyśmy radę przy małym kredycie. A to tylko początek dalszej ekspansji. Pomożecie? - pyta Piotr Czerwiński w najnowszym felietonie w Wirtualnej Polsce.

Piotr Czerwiński

21.11.2011 | aktual.: 23.11.2011 12:21

Dzień Dobry Państwu albo dobry wieczór.
Rozmawiałem niedawno z pewnym znajomym, który, jak to się pięknie mówi, rozwinął na obczyźnie mały interes i zeszło nam się na Polskę, bo takie Polaków rozmowy, choćby były o siedzeniu Maryni, w naszych realiach zawsze schodzą na Polskę. Jesteśmy jak ten Jasio, któremu wszystko się z tyłem Maryni kojarzyło. Wracając jednak do tematu. Kolega ów stwierdził z żalem, że w Polsce rządzi sitwa, z czym nie mogłem się nie zgodzić, a potem uznał, że w takim razie my w Irlandii powinniśmy założyć własną, bo pochodzenie do czegoś zobowiązuje.

Zastanawiałem się nad tym trochę dłużej i dochodzę do wniosku, że nie chcę własnej sitwy. Nie po to kupiliśmy bilety w jedną stronę, żeby pójść śladami działaczy, którzy nad Wisłą obalali jedną rzeczpospolitą kolesi i natychmiast zbudowali drugą. Poza tym, to by się wiązało z ogromnym stresem i życiem w ciągłym napięciu, a także dwójmyśleniu graniczącym ze schizofrenią. Gdybyśmy powołali własną sitwę, musielibyśmy tępić inne sitwy, pić wódkę z ludźmi których nienawidzimy oraz załatwiać odpowiedzialne prace kolegom, którzy nie znają się na ich wykonywaniu. Tak wynika z regulaminu każdej szanującej się sitwy i tak by też musiało wynikać z naszego. Nein, nein, liebe kameraden. Ja się nie nadaję do takiej przedsiębiorczości.

Mam za to pomysł o wiele lepszy i dużo mniej stresogenny. Załóżmy sobie własną Polskę. Swego czasu naigrawałem się, że Polacy wykupią całe Tallaght pod Dublinem, a potem ogłoszą niepodległość, ale wygląda na to, że można to zrobić jeszcze szybciej i prościej, a wątek Polski jako kolonii emigrantów rodem z "Międzynarodu" jest bardziej realny, niż mi się zdawało. I wcale nie musi nam ciągle padać na głowę, jeśli nie liczyć pory deszczowej.

Wykonałem drobny rekonesans wśród biur nieruchomości i okazuje się, że bezludną wyspę wielkości przeciętnego Pcimia Dolnego można kupić na rzeczonym Pacyfiku już za kilkaset tysięcy dolarów. Niestety wraz z niską ceną idzie słaba jakość, w tym przypadku oznaczająca brak wzniesień, bieżącej wody oraz piaszczystą glebę, na której nie moglibyśmy sadzić buraków. Ale zupełnie dobre wyspy, z małą górką a la mikro Giewont, własną rzeką w stylu mini-Wisły i polami, nadającymi się na plantacje bursztynowego świerzopu, chodzą w tej okolicy już od miliona dolarów w górę.

Przewertowawszy kilkadziesiąt ofert, znalazłem jedną idealną. Wyspa nazywa się Malo, ma 10 kilometrów kwadratowych i znajduje się na archipelagu Vanuatu. Kosztuje tylko 1,5 miliona dolarów, czyli niewiele ponad milion euro. Po rozważeniu wszystkich za i przeciw uważam, że byłaby genialnym materiałem na Nową Polskę. Na miejscu jest już trochę wsi i co nieco bydła, a konkretnie 6 pustych osad i 600 bezpańskich krów, które są wliczone w cenę. Jest także wielokilometrowa plaża, zaś sprzedawcy zapewniają, że interior Malo świetnie nadaje się na plantację buraków. Jak przystało na eksperta, który wiecznie miał słabe trzy z matematyki, dokonałem kilku skomplikowanych obliczeń i jak wół wychodzi mi, że nic tylko brać. Z Google maps wynika, że 10 kilometrów kwadratowych to rozmiar trzykrotnie większy niż osiedle Służew nad Dolinką na warszawskim Mokotowie, gdzie miałem okazję się chować. Podobno mieszka na nim aż 20 tysięcy ludzi: zawsze uważałem, że jest wielkie jak jasna cholera. Gdybyśmy chcieli się wynieść na
Pacyfik i zrobili zrzutkę, wychodziłoby po 75 dolarów na głowę, ale coś mi mówi, że 20 tysięcy mogłoby narobić za dużo bydła na Malo i że potrzebujemy warunków dużo bardziej intymnych, by Nowa Polska miała trochę świeżego powietrza. Myślę, że tysiąc mieszkańców polskiego Malo na początek wystarczy.

Mielibyśmy wtedy powietrza jak lodu, którego dla odmiany nie mielibyśmy wcale. To by zatem dawało 1500 USD od osoby. Malo? Możemy kupić wyspę w 100 osób, za 15 tysięcy. Zgodzicie się Państwo, że to by jeszcze uszło. Gdybyśmy wybrali opcję elitarną typu "nasza klasa" i kupili Malo w trzydzieścioro, na głowę wychodziłoby 50 patyków.

No dobrze, ale będzie już tych kalkulacji. Przejdźmy do czynów: jak już kupimy to całe Malo, trzeba będzie zmienić nazwę, bo z taką nazwą to my nie zajedziemy daleko. Ja bym się nie czaił i od razu wyjechał z Nową Polską, ze stolicą w Nowej Południowej Białce Tatrzańskiej, ale czekam na inne propozycje. Jak już się urządzimy na miejscu i ochłoniemy po męczących inauguracjach, trzeba będzie natychmiast ogłosić niepodległość, następnie pomyśleć o jakichś sposobach na zarobienie mamony.

Moglibyśmy zrobić to na modłę irlandzką i wysępić od Unii, ale coś mi podpowiada, że Unia nam nie da na Pacyfiku i chyba jednak zadowolimy się turystami z Australii albo Ameryki. Mogą to być turyści pochodzenia polskiego, czemu nie. Kupimy w Cepelii 100 ton lalek Łowiczanek, a w Polmosie cysternę gorzały i otworzymy na Malo największy polski sklep monopolowy od Nowej Gwinei do Bora Bora. Zobaczycie, że nawet z Nebraski będą do nas przyjeżdżali, by zatopić sentymenty. Kwestię przyjazdu też obczaiłem na dziesiątą stronę. Nowa Polska jest rzut bejsbolem, a konkretnie 30 minut kajakiem od Espiritu Santo, największej wyspy archipelagu. Nieopodal znajduje się Luganville, największe miasto tej wyspy, które ma własny międzynarodowy port lotniczy. Albo skombinujemy jakiś prom, albo trzeba będzie postawić most. W końcu to tylko 4 kilometry.

Turyści dostarczaliby nam większość kasy, bo nasze moce rozrywkowe szybko zyskałyby złą sławę na całej półkuli i niejeden śmiałek przyjeżdżałby do nas tylko po to, by zmierzyć się z własną słabością. O naszej potędze świadczyłby slogan reklamowy nowego państwa: „Odwiedzajcie Nową Polskę: nam nigdy nie jest Malo.” Myślę, że chwyta. Resztę pieniędzy mielibyśmy z buraków i bydła.

Jeśli chodzi o te wsie na Malo, to nazywają się ździebko beznadziejnie i wcale nie po polskiemu, trzeba będzie zmienić im nazwy na jakieś bardziej swojskie, które jednocześnie pozwolą ocalić nasze korzenie od zapomnienia, jednakowoż bez jakiejś przesadnej martyrologii. W jednej wsi jest największa studnia i tam proponuję urządzić stolicę. Tylko nie nazywajmy jej "Nowa Warszawa". Warszawy już nic nie uratuje. Inna wieś jest w zatoce i doskonale nadaje się na stocznię. Nie mam pojęcia jak nazwać stocznię w Polsce, żeby nie wyszło martyrologicznie. Oprócz tego będziemy musieli wymyślić własną walutę oraz założyć własną drużynę piłkarską, a także dopilnować, by za naszego życia wygrała jakiś mecz. Z sąsiadami na Espiritu Santo powinno na początek się udać. A kiedy w starej Polsce będzie jakaś olimpiada, czy tam igrzyska, wyślemy tam naszego Władysława Kozakiewicza.

No i jak, ma to ręce i nogi? Chcieliśmy Nowej Polski, no to ją mamy, już w trzydziestu stopniach, już za 75 dolców od łebka. Co prawda będziemy musieli zbudować ją od zera, przez co proponuję już teraz zacząć grać w Sim City, żeby mieć jakieś wyobrażenie o skali projektu. Oczywiście Malo to tylko początek. Z czasem trzeba będzie wykupić inne wyspy w okolicy, a jeszcze potem inne archipelagi.

Nowa ojczyzna otworzy przed nami wiele nieznanych dotąd możliwości. Z racji małej przestrzeni nie będziemy potrzebowali samochodów - odpadną nam zatem złodzieje samochodowi i nikt nikogo nie będzie u nas poganiał światłami. Ciepły klimat sprawi, że oszczędzimy na waciakach i na grzaniu. Grzanie sprawi, że oszczędzimy na frustracji. I tylko szkoda, że to nigdy się nie zdarzy. Zgadnijcie dlaczego. Dla ułatwienia podpowiem Wam, że przecież ani słowem nie wspomniałem o ustroju tego państwa ani jego rządzie. Przecież opowiadałem o utopii....

Dobranoc Państwu.

Z Dublina, specjalnie dla Wirtualnej Polski, Piotr Czerwiński Kropka Com

Słownik zwrotów obco brzmiących:
liebe kameraden - drodzy parafianie

Źródło artykułu:WP Wiadomości
polskairlandiawyspa
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (306)