Skandal z autem wicepremiera. Mamy komentarz detektywa
Na taki zbieg okoliczności poszkodowani czekali latami. Gdy podczas zakupu samochodu oszukano na 100 tys. zł wicepremiera i ministra cyfryzacji Krzysztofa Gawkowskiego, ten zapowiedział zmiany w prawie chroniące nabywców. - Problem istnieje od 13 lat. To przykre, że trafiło na ministra, ale zaangażowanie państwa naprawdę jest konieczne - komentuje sprawę detektyw.
Wszystkie główne media zrelacjonowały w czwartek historię ministra cyfryzacji Krzysztofa Gawkowskiego. "Wczoraj dowiedziałem się, że auto, które legalnie kupiłem za 100 tys. zł, ma swojego "bliźniaka" we Francji, a mi sprzedano podrobioną w Polsce wersję. Finał jest taki, że samochód został zajęty przez policję i prokuraturę, a my z żoną straciliśmy 100 tys. zł" - napisał polityk na portalu X.
Przed zakupem polityk sprawdził pojazd po numerze VIN i dodatkowo sprawdził auto w autoryzowanym serwisie Peugeota. Zapłacił za te usługi, dokonał transakcji, zarejestrował, a po pół roku dowiedział się, że "samochód jest nielegalny".
- Zajmę się zmianami legislacyjnymi, żeby każdy obywatel mógł sprawdzić, czy gdzieś w Europie ktoś nie przebił numerów na ten sam wóz. Największe pretensje mam do autoryzowanego salonu. To jest dla mnie nienormalne, że nikt nie sprawdził, czy jest tożsamy numer VIN w tej samej marce. Jest dużo (takich przypadków - przyp. red.). Będę zachęcał, żeby ludzie się do mnie zgłaszali, może potrzebny będzie pozew zbiorowy - zapowiedział minister w programie WP.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Minister cyfryzacji ofiarą oszustwa. Mądry po szkodzie, zmieni prawo
Pod wpisem ministra na pierwszy plan zaczęły przebijać się komentarze innych osób, które straciły pieniądze w podobnych okolicznościach. "Witamy w Polsce", "Dopiero kiedy trafi w polityka, chcecie coś zmienić", "Problem, z którym spotyka się każdy kupujący. Do tego VIN traktowany jako dana osobowa, gdzie żadne ASO nie udostępni historii serwisowej pojazdu, jak nie jest się właścicielem", "Skradziono mi auto, ale serwis odmówił podania jego lokalizacji" - padało w komentarzach.
Przed problemem różnych oszustw związanych z fałszowaniem danych o numerze VIN media ostrzegają co najmniej od 2019 roku. Przykłady wysypią się ze stron komend policji - wystarczy tylko wpisać w wyszukiwarkę hasła: "oszustwo", "samochód", "fałszywy numer VIN". Minister Gawkowski w swoim opisie zostawił kilka niedopowiedzeń, ale fachowcy od oszustw od razu rozpoznali metodologię.
- Sprzedaż klona... Mam kilkanaście podobnych spraw rocznie. Babrzemy się w tym od 13 lat. To przykre, że trafiło na polityka, bo też nie życzę nikomu takich kłopotów, ale zaangażowanie państwa naprawdę się tu przyda - komentuje sprawę ministra detektyw Dariusz Korganowski, były funkcjonariusz policji.
- Z mojej praktyki wynika, że zwykły szary obywatel zazwyczaj nie ma się komu poskarżyć, ponieważ organy ścigania często nie rozumieją modelu tego przestępstwa. Aby ścigać sprawcę, próbować odzyskać pieniądze, trzeba korzystać z pomocy ekspertów - dodaje.
Detektyw wskazuje na typowy dla oszustwa wątek, czyli auta z numerem VIN, a pochodzącego z rynków: Francji lub Belgii. Według Korganowskiego, akurat te dwa kraje mają najmniej rzetelne bazy rejestrowe indywidualnych numerów aut. Tamtejsi urzędnicy nie przykładają wagi do zmiany sytuacji. To zaś otwiera pole do działania oszustom z całej Unii Europejskiej.
- Popularnym wątkiem oszustw z numerem VIN jest wielokrotna sprzedaż tego samego auta wielu klientom. Miałem sprawę, że jedno luksusowe audi sprzedano siedem razy. Sposobów nie będę opisywał. Proszę sobie wyobrazić stopień zawikłania sprawy i dramat nabywców, którzy w sumie stracili ponad milion złotych - mówi dalej detektyw Korganowski.
Minister Gawkowski: "Nagłaśniam, nie odpuszczę"
Rozmówca dodaje, iż w finale oszusta skazano na 3 lata więzienia. Pieniądze przepadły. Nabywcy rzecz jasna nie mogli podzielić auta na siedem części. - Takim przestępstwom należy zapobiegać, tworząc systemowe rozwiązania. Będę kibicował ministrowi -podsumowuje Korganowski.
Minister Gawkowski kończy swój wpis słowami: "Nagłaśniam sprawę i jej nie odpuszczę. Będą pozwy i roszczenia. Bez względu na to, ile będzie trwała sprawa, a zapewne lata, nie może być tak, że obywatel dokonuje zakupu czegokolwiek, sprawdza w dobrej wierze u producenta i na koniec wszyscy mówią - to nie moja wina".
Tomasz Molga, dziennikarz Wirtualnej Polski