Oświadczenia wyjątkowe. Tak polscy politycy kręcą przy swoich majątkach
Były wiceszef CBA zapomniał wpisać wartość swoich nieruchomości, popularna europosłanka nie chce wskazać, ile zarabia, posłowie na Sejm twierdzą, że od 2015 roku nie mieli w portfelu ani złotówki, a większość z nich zaniża wartość swoich domów i mieszkań. Oświadczenia majątkowe polskich polityków są wypełniane byle jak, z pomijaniem podstawowych wymogów - twierdzą eksperci. Absurdy w nich zawarte i popełniane błędy opisuje w rozmowie z Wirtualną Polską Radosław Karbowski, autor wideobloga na YouTube "Reakcja obywatelska".
13.06.2022 | aktual.: 13.06.2022 16:39
Michał Wróblewski, Wirtualna Polska: Jakie błędy w oświadczeniach majątkowych najczęściej popełniają politycy?
Radosław Karbowski, autor wideobloga "Reakcja obywatelska": Długo by wymieniać… Rodzajów tych błędów jest aż 18.
Sporo.
Bardzo dużo.
O jakich błędach mówimy?
Politycy nie wskazują wartości swoich nieruchomości. Nie wskazują ich dokładnej powierzchni. Ba, nie wskazują dokładnej ilości zgromadzonych pieniędzy, a są przypadki, że wcale nie ujawniają dochodów. Nie wskazują celów zaciągniętego kredytu, nie informują o stanie kart kredytowych, nie określają, jakie mają samochody…
Przepraszam, ale to nie brzmi jak "błędy". Błędem może być błąd ortograficzny, jakaś pomyłka pisarska, a tu mówimy o poważnych uchybieniach. Ktoś mógłby pomyśleć, że celowych.
Stwierdzam fakty, nie chcę wnikać w motywy polskich polityków, wzbudzać negatywnych emocji i dzielić Polaków. Błędy są popełniane niezależnie od przynależności partyjnej czy klubowej. Chciałbym, żeby moja inicjatywa przyniosła jakieś zmiany w podejściu do oświadczeń majątkowych.
W Wirtualnej Polsce zaczęliśmy opisywać oświadczenia majątkowe liderów obozu władzy chwilę po ich ujawnieniu. Napisaliśmy m.in., że wicepremier Jarosław Kaczyński zaoszczędził w rok 100 tys. zł, a premier Mateusz Morawiecki kupił w 2021 r. obligacje za 4,6 mln zł, by uchronić się przed inflacją. Ale pan wniknął w temat głębiej i postanowił zająć się posłami, senatorami i europosłami. To ponad 600 oświadczeń majątkowych. Kogo zaczął pan prześwietlać w pierwszej kolejności?
Zacząłem od analizy oświadczeń majątkowych europosłów, bo to najmniejsza, 52-osobowa grupa. W 52 oświadczeniach majątkowych znalazłem 62 błędy.
Czyli każdy z europosłów popełnił błąd w oświadczeniu?
Nie, 22 europosłów nie popełniło. 30 - już tak. Więc średnio każdy z wypełniających błędnie oświadczenie majątkowe europosłów popełnił ponad dwa błędy. Oprócz błędów dochodzą absurdy.
Jakie?
Choćby w wycenach nieruchomości - domów i mieszkań. Tych absurdów w wycenach w przypadku europosłów doliczyłem się 26.
Jaka jest granica absurdu w wycenach nieruchomości?
Przyjąłem ją na poziomie 3,5 tys. zł za metr kwadratowy mieszkania lub domu. Jeśli ktoś do tej kwoty wycenia dziś metr swojej nieruchomości, to jest to absurd. Nieruchomości kosztują dziś znacznie więcej.
Może pan podać przykłady?
Europoseł Marek Balt wycenia swój 286-metrowy dom na 460 tys. zł. Czyli 1608 zł za metr. Europoseł Joachim Brudziński wycenia swoją 120-metrową nieruchomość na 270 tys. zł. To jest 2250 zł za metr. Podobne cuda w wycenach nieruchomości pojawiają się w oświadczeniach majątkowych posłów w Sejmie...
Zobacz także
Do nich przejdziemy, zostańmy jeszcze przy naszych krezusach z Brukseli i Strasburga. Który z europosłów popełnił najwięcej błędów, wypełniając oświadczenie majątkowe?
Europoseł i były wiceminister sprawiedliwości Patryk Jaki. W jego oświadczeniu majątkowym znalazłem pięć błędów. Polityk ten nie wskazał choćby dokładniej ilości zgromadzonych środków pieniężnych. Dlaczego to istotne? Wyobraźmy sobie, że składamy zeznanie podatkowe, ale nie wskazujemy dokładnej wysokości przychodów, składek i wpisujemy: "około". Fiskus od razu miałby uwagi. Kolejny błąd: brak dokładnych powierzchni posiadanych nieruchomości. Generalnie europoseł Jaki unika podawania dokładnych wartości w każdym przypadku. Nie wskazał także dokładnego osiągniętego dochodu w spółce handlowej.
Inni europosłowie?
Przykłady mogą zadziwiać. Europosłanka Janina Ochojska w ogóle nie wskazała, ile zarobiła jako europoseł w 2021 roku! Tak jakby w ogóle nie zarabiała. Europoseł Tomasz Frankowski za to wskazał 9 nieruchomości, m.in. lokale usługowe, dom, budynek handlowo-usługowy i działkę, ale… w ogóle nie wpisał powierzchni tych nieruchomości. Na Twitterze, po zwróceniu uwagi, obiecał, że to zrobi.
Przecież to są podstawowe, wymagane informacje. Aż trudno uwierzyć, żeby politycy popełniali tak rażące - pozostańmy przy tym określeniu - błędy.
Mimo to je popełniają. Te błędy są do wyłapania w 10 sekund. A oni popełniają je nagminnie.
Są do wyłapania, jeśli człowiek je rozczyta. Większość oświadczeń wypełnianych jest ręcznie i - niestety - w wielu przypadkach to hieroglify.
To prawda. W bardzo wielu przypadkach oświadczeń majątkowych nie da się po prostu rozczytać. Miałem problem z rozczytaniem oświadczenia majątkowego posłanki Anny-Marii Żukowskiej. Ale najbardziej dobitnym przykładem jest chyba Łukasz Szumowski.
Były minister zdrowia, który złożył mandat poselski.
W styczniu 2022 roku.
Dokładnie tak. I co z jego majątkiem? Dał pan radę rozczytać jego oświadczenie?
Chciałbym spróbować, ale minister Szumowski nie dał mi na to szans.
Nie rozumiem?
Otóż Łukasz Szumowski w ogóle nie złożył oświadczenia majątkowego za 2021 rok. A przecież cały 2021 rok pełnił mandat poselski.
A co z tymi, którzy swoje majątki ujawnili? Oczywiście nie omówimy majątków naszych wszystkich 460 wybrańców, ale o kilku ciekawych przykładach może nam pan powiedzieć.
Wróćmy do problemu odbiegających od rzeczywistych i aktualnych rynkowych cen dokonanych przez posłów wycen nieruchomości. Poseł Ryszard Bartosik: dom o powierzchni 220 metrów. Wykazana wartość nieruchomości? 300 tys. zł. To jest 1363 zł za metr kwadratowy. Borys Budka: nieruchomość 165 metrów, wycena - 408 tys. zł. 2400 zł za metr. Posłanka Agnieszka Dziemianowicz-Bąk z Lewicy deklaruje wartość swojego domu o powierzchni 130 metrów kwadratowych na 220 000 zł - to jest 1692,31 zł za metr kwadratowy. W 2020 posłanka ta była również posiadaczką mieszkania o powierzchni 106,45 metrów wycenianego na 230 000 zł - co daje wartość 2160,64 zł za metr kwadratowych. To są nierealne wyceny. Rekordzistą jest senator Stanisław Gogacz, który swój dom o powierzchni 170 metrów kwadratowych wycenia na 115 000,00 zł - czyli 676,47 zł za metr kwadratowy.
Marszałek Sejmu Elżbieta Witek wykazuje w oświadczeniu mieszkanie o powierzchni 66 metrów kwadratowych o wartości 30 410 zł według aktu notarialnego. Domyślam się, że kupiono je wiele lat temu, natomiast w oświadczeniu powinny (choć zaznaczmy, że nie ma takiego wymogu formalnego – przyp. red.) znaleźć się informacje według stanu na dzień 31 grudnia 2021 roku. Senator i lekarz Stanisław Karczewski wycenia swoje mieszkanie o powierzchni 120 metrów kwadratowych na 450 tys. zł (3750 zł za metr). Działkę o powierzchni 1 ha na 150 tys. zł (1500 zł za ar). W 2021 roku zarobił 501 022,34 zł brutto (41 751,86 zł miesięcznie).
Rzecznik rządu Piotr Müller za to w 2019 roku kupił mieszkanie o powierzchni 104,82 metrów kwadratowych za 185 000 zł, co dało 1764,93 zł za metr kwadratowy. Wartość mieszkania w najnowszym oświadczeniu została zwiększona w związku z kolejnym remontem i wynosi obecnie 280 000 zł, co daje wartość 2671,25 zł za metr kwadratowy.
To nie są rynkowe ceny. Ale posłowie nie wpisują do oświadczeń aktualnych wartości swoich nieruchomości, bo nie muszą - Kancelaria Sejmu tego nie wymaga. Mimo to nawet jeśli te wyceny są sprzed lat, to i tak są bardzo niskie.
Dokładnie tak. Przykłady? Poseł Zbigniew Ziejewski: jego dom o powierzchni 210 metrów kwadratowych nie zmienia swojej wartości od 2019 roku. Jego wpisana do oświadczenia wartość to 415 800 zł, czyli 1980 zł za metr kwadratowy. Poseł Witold Zembaczyński wykazuje dom o powierzchni 185 metrów kwadratowych, który nie zmienia swojej wartości od 2018 roku - wykazana wartość to 450 tys. zł, czyli 2432,43 zł za metr kwadratowy.
Poseł Grzegorz Woźniak ma dom o powierzchni 260 metrów, który nie zmienia swojej wartości od 2015 roku. Jego wartość to 490 tys. zł, czyli 1884,62 zł za metr kwadratowy. Poseł i minister Andrzej Adamczyk: jego dom o powierzchni 187,1 metr nie zmienia swojej wartości od 2015 roku - wartość to 450 tys. zł, czyli 2405,13 zł za metr kwadratowy. Zdymisjonowany ostatnio minister Michał Cieślak jest właścicielem domu o powierzchni 90 metrów kwadratowych, którego wartość nie zwiększyła się od 2015 roku i wynosi 120 tys. zł - 1333,33 zł za metr. Jest to prawdopodobnie jedna z niewielu nieruchomości w Polsce, która utrzymała swoją wartość przez 6 lat.
Przykłady można mnożyć.
Są jeszcze inne przypadki. Taki poseł Tomasz Zieliński - spłaca kredyt hipoteczny zaciągnięty na rozbudowę domu, ale... nie wykazuje żadnej nieruchomości tego typu w oświadczeniu majątkowym. Za to jest posiadaczem... dzwonu kościelnego. Za 24 tys. zł.
A jak z oszczędnościami parlamentarzystów?
U niektórych bardzo kiepsko. Przynajmniej na papierze.
To kto bieduje?
Posłanka Katarzyna Ueberhan na papierze nie dysponuje żadnymi oszczędnościami od początku kadencji. Posłowie Dariusz Bąk, Adam Ołdakowski i Ewa Szymańska w swoich oświadczeniach twierdzą, że w ogóle nie mają oszczędności od co najmniej 2015 roku. Wiem to, bo sprawdziłem ich oświadczenia jeszcze z poprzedniej kadencji Sejmu. Tam, gdzie jest rubryka ze zgromadzonymi zasobami pieniężnymi, posłowie wpisują: "nie dotyczy". Słowem: wychodzi na to, że ci posłowie - a jest ich więcej - wykazują, że w ostatnie dni poszczególnych lat nie mieli nawet złotówki w portfelu. Ale jest jeden poseł, który po wielu latach w końcu coś zaoszczędził. To Michał Wypij. W oświadczeniu za 2021 rok pierwszy raz wykazał, że jest posiadaczem jakiegoś mienia - oszczędził 5000 zł. Wszystkie oświadczenia z poprzednich lat to wykaz wyłącznie dochodów i kredytów. Grzegorz Braun, rocznik 1967, twierdzi, że ma zaoszczędzone 1400 zł. Nie wykazuje ani domu, ani mieszkania, żadnej działki, ale za to ma książki o wartości powyżej 10 tys. złotych. No i ma też specyficzny charakter pisma.
Może ci najbiedniejsi z pozoru posłowie, którzy od lat twierdzą, że nie mają nic, przepisują wszystko na małżonków?
Oczywiście, tak może być. Tylko po co? Jaki jest w tym cel? Nie rozumiem tego. Co miałoby być złego w tym, że poseł czy posłanka posiada pieniądze, że gromadzi oszczędności, że ma mieszkanie czy dom?
Jeśli nie chce tego wykazać, to źle o nim świadczy.
Tak, bo gdyby to normalnie wykazał, to świadczyłoby tylko o tym, że sprawnie zarządza swoimi finansami, potrafi oszczędzać, może kupić nieruchomość. Dziwnie wyglądają oświadczenia parlamentarzystów, którzy twierdzą, że nie mają żadnego majątku, zero oszczędności, zero nieruchomości, żadnego samochodu, nic. Ktoś może pomyśleć, że taka osoba nie potrafi zarządzać swoimi osobistymi finansami, a skoro tak, to państwem tym bardziej nie będzie potrafiła.
Nie jest tak, że politycy stawiają się ponad prawem, wypełniając oświadczenia majątkowe, bo wychodzą z założenia, że i tak wszyscy machną na to ręką? Że Kancelaria Sejmu tego nie będzie weryfikować?
Za weryfikację oświadczeń odpowiedzialne jest Centralne Biuro Antykorupcyjne, natomiast trzeba wziąć pod uwagę, że w Polsce składanych jest kilkaset tysięcy oświadczeń majątkowych rocznie. "Miękką" weryfikacją skupiającą się na najbardziej oczywistych błędach, np. braku wyceny nieruchomości, w przypadku posłów mogłaby zajmować się Kancelaria Sejmu. Dopiero te najcięższe przypadki trafiałyby do funkcjonariuszy CBA, którzy w obecnej sytuacji nie mają fizycznych możliwości, żeby sprawdzić tyle dokumentów. A nawet połowy z nich.
Skoro jesteśmy przy CBA: były zastępca szefa tej instytucji, dziś wiceminister spraw wewnętrznych i poseł Maciej Wąsik nie wykazał… wartości swoich nieruchomości. Co najbardziej interesujące, na początku kadencji wskazał wartość swojego domu, w oświadczeniu za 2019 rok tego nie zrobił, za 2020 ponownie wskazał, a w oświadczeniu za 2021 ponownie tego nie zrobił. Zupełnie tego nie rozumiem.
Czy oświadczenia majątkowe powinny być bardziej dostępne dla obywateli? Gdyby nie dziennikarze albo ludzie tak zaangażowani obywatelsko jak pan, obywatele nie mieliby pojęcia o tym, jaki majątek albo jego brak wykazują politycy.
Marzy mi się sytuacja, żeby te oświadczenia były wypełniane elektronicznie przez formularz uniemożliwiający popełnianie błędów lub ignorancję w podawaniu podstawowych i wymaganych informacji i były bardziej przystępne w formie. Oczywiście chciałbym też, żeby obywatele mieli szansę na łatwiejsze ich znalezienie w internecie. Sam chciałbym te oświadczenia w końcu scyfryzować. I pokazać, że jeśli jedna osoba - w dodatku prywatna - może to zrobić, to tym bardziej powinny zrobić to instytucje państwa.
Zachęcam również lokalną społeczność do weryfikacji oświadczeń samorządowców. Docierają do mnie sygnały, że w tych oświadczeniach również pojawiają się niezłe "kwiatki", ale sam już tego nie dam rady zweryfikować.
Dlaczego pan się tym zajmuje?
Trzeba to nagłaśniać. Temat musi istnieć w świadomości społecznej. Nie chcę wnikać w motywy polityków, nie chcę ich interpretować. Chcę pokazywać jedynie fakty. A te są takie, że politycy do oświadczeń majątkowych podchodzą w Polsce wyjątkowo swobodnie. Zupełnie nie licząc się z procedurami, formalnościami i wymogami.
Rozmawiał Michał Wróblewski, dziennikarz Wirtualnej Polski