Ostra wymiana zdań. Poszło o referendum w sprawie aborcji
Czy referendum w sprawie aborcji w ogóle się odbędzie i kto musi zatwierdzić decyzję o jego przeprowadzeniu? To pytania, z którymi mierzyła się w programie "Tłit" Paulina Hennig-Kloska. - Chciałbym wykazać, że referendum w sprawie aborcji nie będzie. Kto zarządza w Polsce referendum? - pytał prowadzący program Patryk Michalski. - Przy udziale marszałka Sejmu i rozpisuje to prezydent - stwierdziła błędnie posłanka Polski 2050. - Nie, Sejm bezwzględną większością głosów w obecności minimum 230 posłów - przypomniał jej dziennikarz. Posłanka Polski 2050 stwierdziła następnie, że nawet, jeśli ustawa liberalizująca prawo aborcyjne trafi na biurko prezydenta, "to zostanie odrzucona" i dlatego konieczne jest referendum. - Albo tę decyzję podejmie Sejm, albo społeczeństwo. W konstytucji wpisana jest demokracja bezpośrednia jako najwyższy mandat. Skoro politycy od 30 lat nie potrafią się porozumieć w kwestii aborcji, związków partnerskich, czy małżeństw jednopłciowych, to po prostu trzeba sięgnąć po najwyższy mandat - mówiła Hennig-Kloska. - Dając silny mandat, porządkujemy sprawę aborcji raz na zawsze. Prawica kiedyś wróci do władzy i nie będzie mogła wtedy łatwo tego zmienić, bo ciężko podnosi się rękę na mandat społeczny. Do tej pory na referendalne decyzje Polaków nikt ręki nie podnosił - dodała posłanka Hołowni.