Ostatnia prosta
Lech Kaczyński jest lepszy od Donalda Tuska w tych sprawach, w których głowa państwa ma naprawdę duże uprawnienia, jak polityka zagraniczna i bezpieczeństwo państwa. Tusk ma lepsze rozwiązania podatkowe, ale tu uprawnienia prezydenta są niewielkie. Jak obaj pretendenci mogą zachować się w kluczowych momentach prezydentury – analizuje Piotr Lisiewicz.
06.10.2005 | aktual.: 06.10.2005 12:16
Konflikt z Rosją: Kaczyński nieustępliwy, Tusk nie wiadomo
Prowokacje rosyjskich władz wobec Polaków zaostrzają się. Władimir Putin atakuje Polskę za jej poparcie dla wolnościowych i demokratycznych dążeń narodów dawnego ZSRR. Próbuje szantażować nas zakręceniem gazowego kurka i nalega na zaniechanie pomysłu budowy ropociągu przez Ukrainę. Stara się dogadywać z Niemcami ponad naszymi głowami. Nie chce rozbudowy na naszym terenie infrastruktury NATO – np. tarczy antyrakietowej i towarzyszących jej baz amerykańskich. Fałszuje historię, wygłaszając coraz bardziej piramidalne bzdury o zbrodni w Katyniu. W Moskwie znów biją polskich dyplomatów. Na Białorusi Aleksander Łukaszenka znowu prześladuje polską mniejszość.
Niestety, jest bardzo prawdopodobne, że taki scenariusz, w całości lub części, czeka nas w ciągu kadencji nowego prezydenta. A to właśnie w sprawach polityki zagranicznej i bezpieczeństwa państwa konstytucja daje prezydentowi największe uprawnienia. Kto lepiej sprawdzi się w takiej sytuacji: Kaczyński czy Tusk? Wydaje się, że w przypadku mniej dla nas niebezpiecznego konfliktu z reżimem Łukaszenki, możemy liczyć zarówno na Kaczyńskiego, jak i Tuska. Obaj równie ostro krytykują białoruski reżim. Ale gdy chodzi o znacznie niebezpieczniejsze, a niewątpliwie czekające nas dyplomatyczne zapasy z Rosją, takiego znaku równości pomiędzy oboma pretendentami postawić się nie da.
Historia naszych zabiegów o zapewnienie sobie bezpiecznego niepodległego bytu po 1989 r. to historia osiągania ważnych dla nas celów wbrew sprzeciwom Rosji. W historii tej pozytywną rolę odegrała twarda postawa braci Kaczyńskich. Donald Tusk, jak również ugrupowania, w których działał (Kongres Liberalno-Demokratyczny, Unia Wolności) zdecydowanie ustępują im tu pola.
To Kaczyńscy jako pierwsi wysuwali pomysły ostro oprotestowywane przez Rosję, a zgodne z naszym interesem narodowym. Naciskali na prezydenta Lecha Wałęsę, by podjął działania na rzecz wycofania z Polski wojsk rosyjskich. To kierowana przez nich partia – Porozumienie Centrum – jako pierwsze ugrupowanie polityczne wysunęła koncepcję wstąpienia Polski do NATO. To Kaczyńscy (i ich ugrupowania) byli jedynymi do końca konsekwentnymi przeciwnikami uzależniającej nas od Polski gazrury, której powstanie zadekretowano za rządów Hanny Suchockiej. To Prawo i Sprawiedliwość najbardziej zdecydowanie sprzeciwiało się holocaustowi cywilnej ludności Czeczenii, czyli zgodzie na kagiebowskie standardy na terenie dawnego ZSRR.
Unia Wolności – dawna partia Donalda Tuska – spóźniła się zarówno w sprawie NATO, jak i gazrury. Z kolei jego obecne ugrupowanie – jako partia stanowcza w sprawach rosyjskich dała się nam poznać dopiero w czasie przedwyborczych miesięcy i to głównie ustami przeciwstawianego Tuskowi w mediach Jana Rokity. Rzetelna analiza dotychczasowej postawy obu kandydatów prowadzi do tezy, że w przypadku konfliktu z Putinem możemy bardziej liczyć na Kaczyńskiego. Ze strony Tuska możemy obawiać się zbytniej uległości wobec prorosyjskich nastrojów najsilniejszych państw Unii Europejskiej, nie zawsze liczących się z naszymi interesami.
Spór z Niemcami: Kaczyński zdecydowany, Tusk łagodzący
Niemcy realizują niekorzystny dla nas kontrakt z Rosją na budowę rury pod Bałtykiem. Trwa nasz spór z Berlinem w związku z nasileniem się roszczeń niemieckich wypędzonych. Niemcy do spółki z Francją próbują osłabić pozycję Polski w UE (jak było to już w przypadku projektu konstytucji UE.)
To scenariusz, który nie musi, ale może się spełnić. Dotychczasowe postawy Kaczyńskiego i Tuska w tych sprawach różnią się nie mniej niż w polityce wschodniej.
Lech Kaczyński dał dowód zdecydowanej postawy wobec roszczeń niemieckich wypędzonych jako prezydent Warszawy. W odpowiedzi na niemieckie żądania dokonał wyceny zniszczeń stolicy. PiS był też twardszy od PO, wobec odejścia w projekcie konstytucji UE od korzystnych dla Polski rozwiązań traktatu z Nicei. PO często zmieniała zdanie: od twardej, najbardziej zapamiętanej wypowiedzi Rokity „Nicea albo śmierć”, przez poparcie ze strony Tuska dla projektu konstytucji UE, po wypowiedź obecnego kandydata na prezydenta, który stwierdził – lepiej, żeby konstytucję odrzucili Francuzi.
Obaj kandydaci popierają naszą współpracę ze Stanami Zjednoczonymi oraz członkostwo w NATO i UE, jednak inaczej rozkładają w tych sprawach akcenty. Różnicę tę obrazują wypowiedzi z debaty prezydenckiej na Polsacie, w której Kaczyński stwierdził, że z pierwszą wizytą pojechałby do Waszyngtonu, podczas gdy Tusk do jednej z europejskich stolic.
O ile PiS opowiada się jednoznacznie przeciwko ujednoliceniu europejskiej polityki zagranicznej i obronnej w sposób taki, który uniemożliwiałby nam sprzeciwianie się koncepcjom tej polityki wymyślonym przez Francję i Niemcy, o tyle jeśli chodzi o PO nie możemy mieć takiej gwarancji. W wyborczym teście Centrum Edukacji Obywatelskiej PO opowiedziała się za poglądem, że „integrację w UE należy pogłębić, tworząc kolejne instytucje i urzędy ponadnarodowe prowadzące politykę europejską”. PiS był przeciwnego zdania.
Doświadczenie: Kaczyński państwowe, Tusk partyjne
Lech Kaczyński sprawdził się dotychczas jako minister sprawiedliwości, szef Najwyższej Izby Kontroli i prezydent Warszawy. Donald Tusk – tylko na stanowiskach partyjnych i jako parlamentarzysta.
Nie da się wymienić ani jednego polityka, który lepiej niż Lech Kaczyński sprawdziłby się w Polsce w kierowaniu najważniejszymi urzędami. Był świetnym ministrem sprawiedliwości, który nie wahał się podejmować zdecydowanych działań w walce z przestępczością, w tym także zorganizowaną. Nie ulega wątpliwości, że jest też najlepszym z dotychczasowych prezydentów Warszawy (nieporównywalnie lepszym od przedstawiciela PO Pawła Piskorskiego). Chyba jeszcze lepsze recenzje zbierał Kaczyński jako szef Najwyższej Izby Kontroli.
Donald Tusk sprawował jedynie funkcje partyjne i parlamentarne. Był przewodniczącym KL-D, wiceprzewodniczącym Unii Wolności oraz posłem i senatorem. Pełnił też funkcje raczej reprezentacyjne: wicemarszałka Sejmu i Senatu. Nie kierował nigdy żadną ważną instytucją państwową.
Podatki: Tusk prorynkowy, Kaczyński mniej
Prezydent otrzymuje do podpisania ustawę wprowadzającą w Polsce podatek liniowy, ustawy obniżające wydatki socjalne oraz ograniczające uprawnienia działaczy związków zawodowych. Donald Tusk podpisuje każdą z wymienionych ustaw. Jako prezydent z pewnością wspierał będzie prorynkowe, liberalne rozwiązania w gospodarce, dzięki którym może się ona szybciej rozwijać.
Lech Kaczyński opowiada się przeciwko podatkowi liniowemu, prawdopodobnie więc wetuje takie rozwiązanie. Pamiętając o poparciu udzielonym mu przez „Solidarność”, nie ograniczy z pewnością związkowych przywilejów. Poprze za to inne pomysły na obniżenia podatków, które zapowiada PiS. Uprawnienia prezydenta są jednak w sprawach podatkowych niewielkie – może on jedynie odmówić podpisania ustawy, która zawiera szkodliwe jego zdaniem rozwiązania (veto Sejm może odrzucić większością 3/5 głosów) albo zwrócić do Trybunału Konstytucyjnego w sprawie zgodności danej ustawy z konstytucją. Także przy obecnym składzie parlamentu, a więc przez cztery z pięciu lat kadencji nowego prezydenta, trudno się spodziewać, by prezydent miał okazję jakiekolwiek liberalne rozwiązania wetować. Rozwiązania prorynkowe da się bowiem przeprowadzić w Sejmie tylko z poparciem PiS, gdyż pozostałe ugrupowania poza PO są jeszcze bardziej prosocjalne.
Reprezentacja: marketing historyczny Kaczyńskiego, dobra prasa Tuska We wpływowych gazetach zachodnich ukazują się teksty nieprawdziwie przedstawiające polską historię. Do zadań prezydenta należy reprezentowanie kraju na zewnątrz, a więc także mówienie o jego historii i wartościach. Wbrew pozorom w polityce zagranicznej taki historyczny marketing ma duże znaczenie. Lech Kaczyński, wywodzący się z powstańczej rodziny, osiągnął wielki sukces jako organizator obchodów 60. rocznicy Powstania Warszawskiego, o których ukazało się ponad 2 tys. publikacji na całym świecie. Historia Polski bywa nieprawdziwie przedstawiana w niektórych zachodnich mediach, które mylą Powstanie Warszawskie z Powstaniem w Getcie Warszawskim i piszą o polskich obozach koncentracyjnych. W takiej sytuacji prezydent przywiązujący wagę do spraw historycznych może być dla Polski atutem. Nie przypadkiem to po obchodach rocznicy Powstania wzrosła popularność Kaczyńskiego w prezydenckich sondażach. Gdy chodzi o reprezentacyjną rolę, Tusk jako
prezydent mógłby mieć, przynajmniej na początku, w niektórych państwach europejskich, jak np. Niemcy, "lepszą prasę". Góruje też nad Kaczyńskim drugorzędnymi zaletami, takimi jak elokwencja i prezencja.
Media publiczne: likwidacja KRRiTV Poprzedni prezydent zniszczył publiczne media. Co zrobią jego następcy? Prezydent Aleksander Kwaśniewski mianując do Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji Marka Siwca, Roberta Kwiatkowskiego czy Włodzimierza Czarzastego stał się ojcem patologii w TVP. Ale uprawnienia do wpływania na publiczne media głowa państwa może wykorzystać także dla pozytywnych zmian.
Zarówno PiS jak i PO zgodnie zapowiadają likwidację rady. Jeśli byłyby w tym konsekwentne i skuteczne (wymagałoby to zmian w konstytucji) to osoba prezydenta nie miałaby tu znaczenia. Gdy chodzi o dotychczasową postawę partii obu kandydatów, to UW, za czasów, gdy jednym z jej liderów był Tusk, przyczyniła się do powstania telewizji Roberta Kwiatkowskiego (jego zarząd wspierała nieformalna koalicja SLD-PSL-UW za rządów Jerzego Buzka). Potem jednak to Jan Rokita z PO przyczynił się do ujawnienia je przekrętów.
Postawa ludzi PiS była konsekwentna: Jarosław Sellin i Marek Jurek należeli do najbardziej zdecydowanych krytyków Kwiatkowskiego. To Sellin najbardziej przyczynił się do odejścia Kwiatkowskiego, negocjując nowe zasady w TVP z szefową KRRiTV Danutą Waniek.
Patologie biznesowe: Kaczyński czyści, Tusk sprzyja liberalizmowi
Co z patologicznym lobby wokół kancelarii? Złym dziedzictwem prezydentury Aleksandra Kwaśniewskiego jest stworzenie wokół urzędu prezydenta patologicznego układu biznesowego. Jego istnienia aż nadto dowiodły afery Orlenu, Rywina i PZU. Zarówno PiS, jak i PO deklarują chęć jego rozbicia. Życiorysy polityczne obu kandydatów pokazują, że jak dotychczas większą inicjatywę i skuteczność w rozbijaniu patologicznych układów przejawiał Lech Kaczyński, i to zarówno jako szef NIK, minister sprawiedliwości, jak prezydent stolicy. Pole do korupcyjnych układów zawęża też obniżenie podatków postulowane przez PO i redukcja biurokracji, którą zapowiadają obie partie. Rola prezydenta w tych sprawach jest jednak niewielka.
Prawo: wizytówka Kaczyńskiego
Prezydent ma wpływ na jakość polskiego wymiaru sprawiedliwości. Prezydent ma spore możliwości oddziaływania na jakość wymiaru sprawiedliwości. Ma prawo ułaskawiania skazanych (Kwaśniewski i Wałęsa używali procedury ułaskawienia w sprawach bulwersujacych, np. ganstera Słowika i Mirosława Stajszczaka), powoływania sędziów, powoływania pierwszego prezesa Sądu Najwyższego, prezesów Trybunału Konstytucyjnego i Najwyższego Sądu Administracyjnego. Aleksander Kwaśniewski wykorzystał tę władzę na swój sposób. Ryszard Kalisz, były szef jego kancelarii, stworzył wokół prezydenta lobby mające wpływ na środowisko prawnicze. Większe doświadczenie w posługiwaniu się tymi instrumentami w celu poprawy jakości wymiaru sprawiedliwości ma z pewnością były minister spwnością były minister sprawiedliwości Lech Kaczyński.
Piotr Lisiewicz