PolskaOstatnia droga pod wiatr

Ostatnia droga pod wiatr

Beata Przychodzka i Ryszard Siodmok od
siedmiu lat mieszkali razem w Krzyżkowicach. Oboje byli
rozwodnikami. W styczniu tego roku wyjechali do Niemiec - do
pracy. Tam też we wrześniu mieli się pobrać. Beata wróciła do kraju po wymagane dokumenty, kupiła obrączki i załatwiała formalności zawiązane ze ślubem cywilnym - relacjonuje
"Dziennik Zachodni".

W czerwcu 44- letni Ryszard poważnie zachorował. Wrócił więc do domu. Kilka dni spędził w rydułtowskim szpitalu. Lekarze podejrzewali niewydolność serca. Choroba postępowała bardzo szybko. Nie mógł chodzić. Zrozpaczona kobieta postanowiła zabrać narzeczonego na leczenie do Niemiec. Niestety, 6 października zmarł.

W Niemczech ciało narzeczonego poddano kremacji. Beata Przychodzka chciała pochować prochy na krzyżkowickim cmentarzu, obok jego rodziny. Proboszcz stwierdził jednak, że nie chodzili do kościoła, potem zażądał dokumentu z ostatniego namaszczenia. Nie zgodził się odprawić mszy za zmarłego przed pogrzebem.

Ostatecznie msza za zmarłego odbyła się 2 listopada na tzw. pszowskiej kalwarii. Po niej bliscy zmarłego poszli na krzyżkowicki cmentarz. Nie mogli jednak wejść tam główną bramą od strony kościoła. - Musieliśmy wejść z tyłu, bramą, pod którą zwykle podjeżdża śmieciarka - żali się pani Beata. Bramy nie można było otworzyć, bo stały za nią dwa kontenery na śmieci. Strażacy pomogli nam odsunąć pojemniki. - Czułam się wtedy strasznie! Jak można tak potraktować człowieka? Nie było krzyża, wikary nie wiedział, jak zmarły się nazywa, a cały pochówek trwał zaledwie 10 minut - wylicza kobieta.

Dlaczego proboszcz krzyżkowickiej parafii postąpił w ten sposób? - Prawo kanoniczne nie pozwala przynosić urny z prochami na ołtarz. Poza tym ten człowiek był rozwodnikiem i przez 20 lat nie przyjmował sakramentów świętych - twierdzi ks. Ryszard Anczok. Nie potrafił jednak określić, który punkt prawa kanonicznego zabrania wnoszenia urny do kościoła.

Ksiądz Józef Pawliczek z metropolitalnej archidiecezji katowickiej nie widzi żadnych nieprawidłowości w działaniach ks. Anczoka. - To od sumienia księdza zależy, czy chce odprawić mszę za zmarłego. Nie można posądzać go o to, że kierował się uprzedzeniami - tłumaczy duszpasterz.

Źródło artykułu:PAP
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)