PublicystykaMuzułmanie dyskutują o islamofobii Polaków. Ekstremiści nakręcają spiralę emocji

Muzułmanie dyskutują o islamofobii Polaków. Ekstremiści nakręcają spiralę emocji

Nagle ludzie na całym świecie zastanawiają się, dlaczego Polacy modlą się o "holokaust muzułmanów". Nie istotne czy i na ile ma to sens. Bardzo niebezpieczny, a zatem ważny, jest fakt, że taka dyskusja dociera na dalekie peryferie życia społecznego czy religijnego. Ekstremiści napędzają się nawzajem, a płacą za to zwykli ludzie.

Muzułmanie dyskutują o islamofobii Polaków. Ekstremiści nakręcają spiralę emocji
Źródło zdjęć: © Forum
Jarosław Kociszewski

15.11.2017 | aktual.: 15.11.2017 15:33

Po Marszu Niepodległości katarska Al Jazeera opublikowała artykuł, w którym zastanawia się nad niechęcią Polaków wobec muzułmanów. Manifestacja w Warszawie wywołał całą serię burz w kraju i na świecie, od afery Kulsona, aż po oskarżenia o masz dziesiątek tysięcy faszystów w odległości 300 km od Auschwitz, o czym w Parlamencie Europejskim mówił Guy Verhofstadt. Media izraelskie zwróciły uwagę na wątki antysemickie. Świat muzułmański zastanawia się nad islamofobią Polaków.

Dziennikarz Al Jazeery, Shafik Mandhai, zadał pytanie o skalę i przyczyny niechęci wobec wyznawców Allaha w Polsce. Przyczynkiem był banner na Marszu Niepodległości przedstawiający polskiego patriotę broniącego europejską twierdzę przed uchodźcą w islamskim koniu trojańskim.

Autor zaczyna od opisania kłopotów ze zrozumieniem, których doświadczyła Polka po przejściu na islam. Rozmawia z ekspertami i przedstawia tło historyczne, kryzys uchodźców i antyislamskie postawy oraz obawy przed islamizacją. Końcowe przesłanie jest jednak pozytywne. Shafik Mandhai kończy artykuł w sposób umiarkowanie pozytywny podkreślając, że Polska jest lepsza i bardziej otwarta niż kraje takie, jak Francja.

Im dalej od głównych mediów, tym ostrzej

To jest artykuł przeznaczony dla angielskojęzycznych odbiorców katarskiego koncernu medialnego. Co ciekawe, ostatni, poświęcony Polsce, artykuł w wersji arabskiej z 12 listopada nosi tytuł "Polska zachęca swoich obywateli do rozmnażania się jak króliki" i dotyczy prorodzinnej kampanii ministerstwa zdrowia. Ani słowa o islamofobii.

Im dalej od medialnego mainstreamu tym jednak gorzej. Pojawiają się już nie tylko pytania i analizy polskiej islamofobii, ale trafić można też na tyły w rodzaju "Jak Polska usprawiedliwiała wezwania skrajnej prawicy do muzułmańskiego holokaustu?" Tu zaczyna być groźnie. Nie ważne już staje się, czy wezwania do ludobójstwa pojawiło się podczas Marszu Niepodległości, czy nie. Istotny jest przekaz podsycający lęki i najgorsze stereotypy.

Dyskusja na temat "muzułmańskiego holokaustu" w Polsce przenosi się też do mediów społecznościowych. Wymieniane są poglądy, opinie i ciosy. Aż strach pomyśleć, co dzieje się w ciemnych zakątkach internetu, w których grasują rozmaitej maści ekstremiści i fanatycy. Bezpiecznie można założyć, że tam rozmawia się na podobnym poziomie rzetelności i racjonalizmu, jak w naszej sieci rozmawia się o islamizacji i rozmaitych potwornościach towarzyszących napływowi wyznawców Allaha.

Obraz
© Ultrasawt.com / WP

O ile nasi radykałowie zadziwiać mogą niezrozumieniem tematu, uprzedzeniami czy brakiem taktu, to śmiało można założyć, że dyskusja na temat polskiej islamofobii trafia też do ludzi, którzy swoich przekonań bronić chcą z bombą w ręku. Stwierdzenie, że ekstremizm nakręca ekstremizm nie jest szczególnie odkrywcze, ale mam wrażenie, że o nim zapominamy. Tak dalece zapędzamy się w nasze wewnętrzne kłótnie i lęki, że nie pamiętamy, że ich odpryski lub przeinaczone wersje krążą po świecie i mogą wywołać katastrofalną reakcję.

Wielokrotnie już mówiono o tym, że bezpieczeństwo w Polsce jest nie tylko zasługa wywiadu, czy służb, co skutkiem tego, że jesteśmy mało atrakcyjnym celem dla terrorystów. Pomaga też fakt, że terroryści mają trudność z wtopieniem się w tłum. Nie mniej każdorazowe dostarczanie argumentów i przekonywanie, że jednak jest za co Polaków atakować jest po prostu niemądre zwłaszcza, że na celowniku terrorystów znaleźć mogą się też Polacy za granicą.

Podsycane emocji prowadzi do tragedii

Oczywiście chowanie głowy w piasek nie jest żadnym rozwiązaniem. Polska jest częścią świata zachodniego i należy do organizacji, które otwarcie walczą z islamistami. Przykładem są polskie samoloty F-16 uczestniczące w wojnie przeciwko Państwu Islamskiemu. Rząd w Warszawie ma także prawo samodzielnie kształtować politykę imigracyjną i odpowiadać na obawy obywateli. Opinie co do formy czy kierunku polityki mogą być podzielone.

Nikogo nie mogło zaskoczyć, że na Marszu Niepodległości stawili się ekstremiści. Pojawiły się przy tym zarówno hasła islamofobiczne jak i antysemickie. W takiej sytuacji nie jest istotne, że ci, którzy je nieśli nie reprezentują wszystkich czy nawet większości uczestników. Organizatorzy ponoszą odpowiedzialność za to, że się ich nie pozbyli.

Niekiedy można odnieść wrażenie, że żyjemy na innej planecie, a to, co się u nas robi i mówi nie dotrze do nikogo poza granicami. Z kolei politycy wyraźnie podporządkowują sprawy zagraniczne potrzebom polityki krajowej i mobilizują poparcie wykorzystując emocje i lęki związane z ty, co dzieje się poza granicami.

Takie myślenie jest zwyczajnie niebezpieczne, a wszyscy zainteresowani muszą zdawać sobie z konsekwencji swoich czynów. O ile nie można oczekiwać umiaru po ekstremistach w kominiarkach, to pamiętać o tym powinni nie tylko politycy czy organizatorzy dużych imprez, ale nawet ich uczestnicy. Granie emocjami jest bronią obosieczną, a w niebezpiecznym świecie, w którym żyjemy, często prowadzą do tragedii. Najtrudniej jest przy tym przebić się z rzetelnymi, prawdziwymi informacjami. Fakt, że muzułmanie w Białymstoku w piątek przed Świętem Niepodległości modlili się za Ojczyznę nie trafił do tak wielu ludzi w Polsce i za granicą, jak przesłania wszelkiej maści radykałów.

Jarosław Kociszewski dla Opinii WP

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)