Orlen powinien się zastanowić zanim wyda pieniądze na Roberta Kubicę
40 mln złotych, które państwowy koncern może przeznaczyć na spełnienie marzeń jednego sportowca, to cena zbyt wygórowana. Przepraszam, ale Robert Kubica już nie zawojuje F1, czego bardzo żałuję. Jestem po prostu realistą.
16.10.2018 | aktual.: 16.10.2018 15:51
Mazury. Niedziela kilka lat temu. Piaszczysta dróżka przez łąki. Za samochodem tuman pyłu, przed nim kolejne doły i dołki. Zawieszenie protestuje, ale nic to. Podkręcam radio i grzeję. Nagle auto wylatuje w powietrze. Może niezbyt efektownie, ale na tyle wysoko, że rzuca mną na pole. Serce bije jak oszalałe. Macam głowę, którą huknąłem o sufit. Cała. Dobrze, że poduszki nie wystrzeliły. Ale to koniec dobrych wieści – samochód zakopany po osie. Nie ma siły, nie wyjadę. Dzwonić po pomoc drogową? Szkoda kasy. W oddali majaczy jakieś gospodarstwo. Mieszkający tam dobrzy ludzie na pewno mi pomogą.
F1 w każdej zagrodzie
Dlaczego macie czytać o mojej nieuwadze? Przecież miało być o Robercie Kubicy. Już wyjaśniam. Spocony jak mysz wchodzę na podwórko, które najlepsze czasy ma już za sobą. Kury grzebią w ziemi, przy budzie ujada pies. Drzwi domu otwarte, więc stoję grzecznie, aż ktoś wyjdzie zaalarmowany jazgotem sierściucha przy budzie. Jakoś nikt nie wychodzi. Nieśmiało pukam w drzwi. Nic. Mocniej, też bez efektu. Zdesperowany wchodzę. Z pokoju słyszę włączony telewizor. Zaglądam. Rozparty w zdezelowanym fotelu siedzi wielkie chłopisko. Na moje "dzień dobry”, aż podskakuje. Tłumaczę, dlaczego mu przeszkadzam. "Pomogę, tylko później. Robert jedzie” – wyjaśnia gospodarz.
"Jaki Robert, o co chodzi? Zgłupiał facet na tym odludziu?” – zastanawiam się. Patrzę w telewizor i wszystko jasne. Gość oglądał wyścig F1. Nie ma wyjścia, muszę czekać. To siedzimy we dwóch i oglądamy. Gospodarz – już po chwili wiem, że ma na imię Henryk – częstuje mnie piwem (z obserwacji wynika, że to już jego drugi sześciopak), ale z żalem odmawiam. Heniek okazał się całkiem gadatliwy. Fachowo ocenia, jak Robert powinien jechać, gdzie popełnił błąd. Przypomina, że w poprzednich wyścigach też coś zrobił nie tak. Ale ogólnie, to Robert jest najlepszy. Nie polemizuję. Pod koniec transmisji ja byłem napakowany encyklopedyczną wiedzą Heńka (tak, znaleźliśmy się w komitywie) o F1, a Heniek napakował się browarem. Robert znów nie wygrał, ale wygra następnym razem.
"No, jedziemy” – zawyrokował gospodarz i zapakował mnie do kabiny traktora. Pyr, pyr, pyr – dojechaliśmy na miejsce. Heniek podczepił linę i mój bolid po chwili znalazł się na drodze.
"Tylko ostrożnie jedź, bo Kubica to z ciebie żaden” – przestrzegł mnie Heniek na pożegnanie. Szczery chłop, uczynny. Kasy nie wziął.
Dlaczego mamy płacić za marzenia jednego faceta?
Wszyscy wiemy, w jaki sposób wypadek przerwał starty Roberta Kubicy w F1.
Historia z Mazur przypomniała mi się, gdy usłyszałem, że Orlen ma wyłożyć podobno na ponowne starty Kubicy 40 mln zł. Suma więcej, niż godna. Za tę kasę kierowca był w stanie wybaczyć nawet Mateuszowi Morawieckiemu, że parę lat temu bardzo brzydko – jeszcze jako prezes banku - wyraził się o dramacie, który przytrafił się Kubicy. No, ale pewnie też bym klął, gdybym na jakiegoś sportowca miał wydać górę kasy należącej do prywatnej firmy.
Teraz sytuacja się zmieniła. Pieniądze na zrealizowanie marzeń pana Roberta o powrocie do F1 sfinansować ma państwowa firma. Z całym szacunkiem. Jeśli kilka lat temu, jeżdżąc w lepszym bolidzie, Kubica nie podbił F1, to nie podbije jej i teraz, gdy ma wsiąść do kokpitu jakiegoś złomu nad złomami. Pod względem sportowym to zupełnie bez sensu.
Pewnie, Orlen jakoś odzyska te pieniądze wpychając nam na stacjach kubki i koszulki z podobizną Roberta Kubicy. A telewizja będzie podgrzewać atmosferę przed kolejnym wyścigiem. Coś w stylu: "To kolejny sprawdzian dla Roberta Kubicy”, "Williams po poprzednim złym starcie będzie chciał coś udowodnić”, "Poprzednio silnik w bolidzie Roberta wybuchł, inżynierowie mieli nad czym pracować”.
Jak dla mnie to nie uzasadnia wydania 40 mln złotych na kierowcę, który zbliża się do końca kariery, a nie dopiero ją rozpoczyna. Jakiś jasny punkt? Tak.
Wierzę, że Heniek ma się dobrze i oglądając start Kubicy, będzie choć przez chwilę szczęśliwy. No, panie Danielu Obajtek, prezesie Orlenu. Na Heńka to i ja nie pożałuję. Mam gest, w końcu ja też płacę. Wspomnij o tym panie prezesie, gdy będziesz pan na jakimś torze w Monte Carlo czy innym Abu Dhabi.