Organizatorzy blokady rzekomo broniącej praw Polaków na Ukrainie zatrzymani
To dwaj mieszkańcy Kijowa byli współorganizatorami środowego protestu na trasie do granicy z Polską w obwodzie lwowskim pod hasłami obrony praw polskiej mniejszości na Ukrainie - informują władze tego kraju. Mężczyźni zostali zatrzymani.
Według ukraińskiej prokuratury przeciwko zatrzymanym toczy się śledztwo z paragrafów o zamachu na integralność terytorialną państwa oraz o naruszeniu równych praw obywateli ze względu na ich przynależność rasową i narodową. Więcej szczegółów nie podano.
W środę ok. 150 osób zablokowało trasę między Lwowem a prowadzącym do Polski przejściem granicznym Rawa Ruska-Hrebenne, domagając się m.in. "zaprzestania ludobójstwa Polaków". Szef Służby Bezpieczeństwa Ukrainy (SBU) w obwodzie lwowskim Wiktor Andrejczuk mówił wówczas, że za tymi wydarzeniami stoją rosyjskie służby specjalne.
Policja ustaliła, że wśród demonstrantów, którzy twierdzili, że są przedstawicielami żyjącej na Ukrainie mniejszości polskiej, Polaków nie było. Niemniej podczas blokady, którą zorganizowano we wsi Grzęda, pojawiły się transparenty z polskimi napisami.
- Doskonale rozumiemy, że za tymi wydarzeniami stoją rosyjskie służby specjalne - oświadczył Andrejczuk. - Były tam plakaty, na których domagano się zaprzestania ludobójstwa Polaków, ale ja tam Polaków nie widziałem. Widziałem za to naszych klientów, znanych z używania środków odurzających, i dzieci, uczniów z naszych lwowskich szkół - dodawał naczelnik policji Wałerij Sereda.
Policjanci ustalili, że uczestników akcji wynajęto, a jej organizatorzy za udział w "polskim proteście" płacili ok. 200 hrywien (ok. 30 zł).
Na transparentach i plakatach widniały napisy: "Stop ludobójstwu Polaków", "Polacy chcą pokoju", "Nie mamy żadnego konfliktu z wami", "Precz ręce od zabytków", "To też jest nasza ziemia", "Polacy łączcie się" oraz "Wołyń w sercach".
Lwowski portal Zaxid.net pisał, że w jednym z samochodów, którymi przywieziono uczestników protestów, policja znalazła generator elektryczny, drona i petardy. "Prowokacja miała być profesjonalnie nagrywana dla rosyjskich stacji telewizyjnych" - czytamy.
Do podobnego zdarzenia doszło 12 marca, kiedy grupa osób chciała zablokować dojazd do ukraińsko-polskiego przejścia granicznego Szeginie-Medyka.
Ukraińskie media nie wykluczały, że za akcjami przy granicy z Polską stoją te same siły, które zaatakowały w środę konsulat RP w Łucku na północnym zachodzie kraju. Placówka została ostrzelana z granatnika, którego pocisk trafił tuż nad częścią mieszkalną, gdzie znajdowali się pracownicy konsulatu. W incydencie nikt nie ucierpiał.