"Opuściliśmy dom tak, jak staliśmy". Pogorzelcy z Rzeszowa stracili wszystko
- Szkoda nam, płakać się chce, bo to dorobek życia. Staliśmy i patrzyliśmy, jak nasze życie płonie - mówią w przejmujących słowach pogorzelcy z Rzeszowa. W sobotę ogień pochłonął tam osiem domów szeregowych.
Do pożaru na osiedlu Biała w Rzeszowie doszło w sobotę. Prawdopodobnie w wyniku wybuchu butli z gazem w jednym z domków, ogień strawił aż osiem stojących w szeregu budynków. Siedem jest całkowicie zniszczonych. Straty sięgają co najmniej kilku milionów złotych. Inspektor nadzoru budowlanego uznał, że żaden z domów nie nadaje się do zamieszkania.
Strażacy wskazują, że pożar mógł wybuchnąć także na skutek rozszczelnienia instalacji. Ustalaniem ostatecznej przyczyny zajmie się biegły z zakresu pożarnictwa. Na taką opinię trzeba będzie jeszcze poczekać co najmniej kilka tygodni.
Na miejscu spotykamy kilka rodzin dotkniętych tragedią. To głównie młode małżeństwa z małymi dziećmi. Osiedle jest nowe, jedni z ostatnich lokatorów wprowadzili się na początku tego roku.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Nagranie rozpaliło sieć. Warszawska policja w akcji. "Boją się"
"Patrzyliśmy jak nasze życie płonie"
Pogorzelcy pojawili się na miejscu pożaru, by śledzić oględziny inspektoratu budowlanego. - To trwało pięć minut, tyle wystarczyło, żeby ogień się rozprzestrzenił na inne domy. My nic nie zdążyliśmy zabrać. A dziś? Jeden popiół. Nawet sprzęty w kuchni nam doszczętnie spłonęły. Nie ma nic - mówi Wirtualnej Polsce pan Mariusz.
- U nas też wszystko spalone. Rozpacz, rozpacz nas bierze - mówi łamiącym się głosem kolejny z mieszkańców.
Jak zaznacza, chciał wejść do domu, spróbować wynieść, co tylko się dało, ale powstrzymała go żona. - Myślę, że gdyby nie zagrodziła mi drogi, mógłbym tam spłonąć. Szkoda nam, płakać się chce, bo to dorobek życia. Staliśmy i patrzyliśmy jak nasze życie płonie. Wszystkie oszczędności poszły w ten dom - dodaje i w rezygnacji macha ręką. Nie jest w stanie nic więcej powiedzieć.
"Wszystko trwało może z pół minuty"
Jan Kopka czytał książkę, kiedy żona zaczęła krzyczeć, że u sąsiada się pali. - Znalazłem gaśnicę i zbiegłem na dół. Ogień z butli pod ogromnym ciśnieniem leciał w stronę elewacji, ale nie było szans, aby podejść. Chciałem spróbować obrócić ją w drugą stronę, ale też się nie udało - mówi nam pan Jan, sąsiad domu, gdzie wybuchł pożar.
Jak relacjonuje, w kolejności zapaliła się elewacja ocieplana styropianem. Mężczyzna wszedł do domu, zamknął drzwi tarasu, ale szyby wystrzeliły, a ogień wdarł się do środka. - Wszystko trwało może z pół minuty. Z żoną opuściliśmy dom tak, jak staliśmy - podsumowuje.
Po sąsiedzku mieszkali także Klaudia i Karol z córeczką Marcelinką. Rodzina w momencie wybuchu ognia przebywała na rzeszowskim rynku. Młodzi rodzice, gdy tylko odebrali telefon, wsiedli w samochód i popędzili do domu. Jednak zastali już tylko ruinę.
- Nie byliśmy już w stanie dostać się na piętro budynku, gdzie znajdowała się sypialnia i pokój Marcelinki. Na parterze żar był tak silny, że nie było możliwości, aby się przez niego przedrzeć. Nie było szans, by cokolwiek wynieść - relacjonują.
Samorządowcy planują pomoc
Na razie nie wiadomo, kiedy ubezpieczyciel wypłaci poszkodowanym pieniądze. W sieci zostały uruchomione zbiórki. Klaudia i Karol podkreślają, że muszą zacząć od podstawowych zakupów. Potrzebne jest dosłownie wszystko. Od ubranek dla córki, szczoteczek do zębów, smoczka czy nawet ładowarki do telefonu.
Prezydent Rzeszowa zwrócił się do wojewody z prośbą o uruchomienie pomocy dla pogorzelców. Zbiórkę uruchomił także Caritas.
Trwa ładowanie wpisu: facebook
Joanna Zajchowska, dziennikarka Wirtualnej Polski