PolskaOpozycjoniści wiedzieli o agentach we władzach Solidarności

Opozycjoniści wiedzieli o agentach we władzach Solidarności

Liderzy opozycji demokratycznej przyznają, że
mieli świadomość, iż służba bezpieczeństwa próbowała wpływać na
wybory na Zjeździe "Solidarności" w 1981 roku. Ale - ich zdaniem -
działania SB miały ograniczony charakter. Podkreślają też, że
Zjazd na pewno nie był reżyserowany przez SB.

09.08.2006 | aktual.: 09.08.2006 18:41

Według "Życia Warszawy", dzięki esbeckiej operacji, w której główną rolę odegrał kontakt operacyjny "Delegat", na zjeździe Solidarności w 1981 r. do Komisji Krajowej związku mogło wejść nawet 16 ludzi bezpieki.

Z dokumentów, które znajdują się w Instytucie Pamięci Narodowej wynika, że dyrektor Departamentu III "A" MSW gen. Władysław Ciastoń oceniał po zjeździe, że dzięki operacji, w której wykorzystano "Delegata", skład KK "stwarza szansę dla kierunku umiarkowanego".

Z książki wynika też, że informator "Delegat" działał w otoczeniu prymasa Polski kard. Józefa Glempa i miał mu przekazywać odpowiednie sugestie na temat I zjazdu "S" w 1981 r. Swoje ustalenia Cenckiewicz oparł m.in. na zachowanym w gdańskim IPN "Planie operacyjno-fizycznego zabezpieczenia I zjazdu 'Solidarności' w Gdańsku". Szefem operacji SB wobec zjazdu był wiceszef MSW Adam Krzysztoporski.

Ponadto w książce podano, że przed zjazdem, za pośrednictwem "Delegata" przekazano Lechowi Wałęsie "zestaw informacji i danych obrazujących prowadzoną przeciw niemu przez niektórych działaczy związku działalność opozycyjną". Nazwiska "Delegata" książka nie podaje.

Aleksander Hall powiedział, że działacze opozycyjni mieli świadomość, że SB chciała "manipulować" i wpływać na wybory i decyzje Zjazdu "Solidarności". Jak poinformował, informacje takie uzyskał osobiście od kapitana SB Adama Hodysza (współpracującego z opozycją), który przekazał mu szacunkowe dane, że wśród delegatów Zjazdu jest kilkudziesięciu współpracowników służby bezpieczeństwa.

Absolutnie nie neguję istnienia agentury na Zjeździe, natomiast ostrzegam przed przypisywaniem im roli demonicznej, a zwłaszcza przypisywanie reżyserii Zjazdu służbie bezpieczeństwa. SB próbowała manipulować, próbowała wpływać, ale efekty jej pracy były bardzo ograniczone - ocenił Hall.

Jednocześnie podkreślił, że "bzdurą" jest przypisywanie jednemu agentowi - Delegatowi - możliwości wprowadzenia kilkunastu osób do władz Solidarności. Trzeba kompletnie nie znać tamtych realiów, żeby tak sądzić - zaznaczył Hall.

Również Ryszard Bugaj przyznał, że działacze Solidarności mieli przekonanie, że - ze strony SB - są jakieś działania i "coś się dzieje" na Zjeździe. Takie wrażenie było, ale na nieporównywalnie mniejszą skalę niż jest to opisane w "Życiu Warszawy" - zaznaczył.

Podkreślił też, że "podskórny" wpływ służby bezpieczeństwa na Solidarność - poprzez podstawionych ludzi - nie mógł złamać "dynamiki ruchu" Solidarność. Bugaj przyznał też, że było kilka osób w Solidarności, wokół których - jak to określił - była aura pewnej podejrzliwości. Ale nic nie można było zrobić, bo nie było żadnych dowodów - zaznaczył.

Jak powiedział, na zjeździe Solidarności w 1981 roku były bardzo niesympatyczne ataki na działacza opozycji Jana Józefa Lipskiego. W znacznej części tę akcję koordynowało SB. Jednak część ludzi nie była uwikłana w żadną agenturalną przeszłość, a miała po prostu takie, a nie inne przekonania. Mój kłopot polega na tym, że nie potrafię rozróżnić, kto do której grupy należał - powiedział Bugaj.

Inny lider opozycji Andrzej Celiński powiedział, że każdy z opozycjonistów miał świadomość, że "Solidarność" musi być przedmiotem "rozmaitych zabiegów". Przyznał, że domyślał się, iż do Solidarności "przesączani są jacyś ludzie".

Gdybyśmy, zachowując rozum i rozsądek - z tego powodu zaprzestawali działalności - to przekroczylibyśmy granicę absurdu. Nie miałem potrzeby, aby wpaść w taki stan paranoi, że każdy może być agentem. Ta wiedza, czy przypuszczenie, kierowało mną raczej do rozstropności w codziennym funkcjonowaniu - powiedział Celiński.

71 agentów wprowadziła SB na I Krajowy Zjazd NSZZ "Solidarność" jesienią 1981 r. - podał "Biuletyn IPN" z grudnia 2002 r. Według niego, wpływ służb specjalnych PRL na to, co się działo na zjeździe, był jednak ograniczony.

Cenckiewicz napisał w tym "Biuletynie", że na zjazd "S" SB udało się wprowadzić 71 tajnych współpracowników, z czego 36 stanowili delegaci (na niemal 900 delegatów), reszta to obsługa i goście zjazdu. "Najwięcej TW znalazło się w delegacji warszawskiej - 14, oraz gdańskiej - 8" - pisze Cenckiewicz. Nie padły żadne nazwiska, choć Cenckiewicz mówi w wywiadzie towarzyszącemu artykułowi, że "zna z nazwiska" agenta-członka Komisji Krajowej NSZZ "S".

Według Cenckiewicza, do "zabezpieczenia" zjazdu (operacja "Sejmik") zaangażowano wszystkie departamenty i wydziały MSW: "Departament I zajął się rozpoznaniem gości zagranicznych, departament II - przedstawicielami placówek dyplomatycznych, departament III - całościowym zabezpieczeniem operacyjnym zjazdu, departament IV - oddziaływaniem na 'S' przez doradców ze środowisk katolickich, departament techniki zajął się zabezpieczeniem hali 'Olivia', hoteli dla delegatów i gości". Były podsłuchy, kamery i 14 specjalnych stacji telefonicznych.

Zadaniami agentów na zjeździe było m.in.: "sprowadzenie +S+ do działalności związkowej", wspieranie głosowania na Lecha Wałęsę jako szefa związku, a przeciwdziałanie wyborowi kogoś z "radykalnego skrzydła", eksponowanie "niedowładu organizacyjnego i anarchii regionalnej", atakowanie działaczy KOR, antagonizowanie regionów związku itp.

W wywiadzie dla "Biuletynu" inny historyk IPN Grzegorz Majchrzak podkreśla, że jednym z najważniejszych dokumentów przyjętych przez zjazd było "Posłanie do ludzi pracy Europy Wschodniej". Zostało ono uchwalone bez "pomocy" tajnych współpracowników SB. MSW było wręcz zaskoczone. Świadczy to o tym, że wpływ tajnych służb na to, co się działo na zjeździe, był mocno ograniczony - mówił Majchrzak. Być może, chociaż jeden z głównych celów operacji "Sejmik" został osiągnięty - wybór Wałęsy na przewodniczącego związku i powstrzymanie "ekstremy" - replikował Cenckiewicz.

W ogóle stoimy - jako badacze dziejów PRL - przed fundamentalnym pytaniem: co, mimo penetracji wszystkich środowisk opozycyjnych przez SB, począwszy pod lat 40. do 1989 r. udało się osiągnąć. Innymi słowy, chodzi o jakieś zbilansowanie działań opozycjonistów i wysiłków bezpieki; stwierdzenie, jak dalece wpływ agentury wypaczył posunięcia opozycji - dodał Cenckiewicz.

Źródło artykułu:PAP
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)