Opisz swojego prezydenta

Kilka dni temu zdarzyło mi się być na zebraniu rodziców uczniów drugiej klasy liceum. Dowiedziałem się tam, że dzieciaki mają wyjechać na specjalną wycieczkę, gdzie "będą oswajać się z maturalnymi arkuszami egzaminacyjnymi". Osłupiałym rodzicom pani wychowawczyni tłumaczyła: "wiedzą Państwo, to jest test, ograniczona ilość miejsca. To nie to, co nasza matura, kiedy mogliśmy sobie brać tyle arkuszy, ile nam się podobało i pisać do woli". Kiedy jednak w niedzielę w lokalach wyborczych dostaliśmy arkusze egzaminacyjne z pytaniem testowym, nikt nie dbał o to, że nie jesteśmy "oswojeni". O ileż przyjemniej byłoby wybierać prezydenta w sposób opisowy!

Wiele już powiedziano na temat tego, czy lepszy jest egzamin testowy, czy opisówka. Przeciwnicy testów utrzymują, że sprawdzają one jedynie umiejętność zdawania testów. Stawiasz krzyżyk w odpowiedniej kratce i po sprawie. Twoja wiedza jest bierna. Nie musisz wydobywać z głowy wiadomości i przelewać ich na papier. Dlaczego więc Państwowa Komisja Wyborcza zafundowała nam test? I to o wiele bardziej skomplikowany niż te maturalne. Wprawdzie pytanie jest tylko jedno, ale możliwości kilkanaście, a prawidłowe odpowiedzi dwie.

Zakreślenie jednego z dwóch właściwych rozwiązań skutkowało tym, że tuż po zakończeniu egzaminu rozwiązanie wchodziło na mównicę i zaczynało nas informować, że w dogrywce testu, za dwa tygodnie, to ono będzie tym jedynym właściwym. Można się w tym odrobinę pogubić, tym bardziej, że w dogrywce testu, duża część egzaminowanych wybierać będzie spośród rozwiązań, które nie wydają im się prawidłowe. W tej sytuacji niektórzy będą zmuszeni wybrać mniejszą nieprawidłowość. To tak, jakby pytani na teście o to, kto napisał "Ogniem i mieczem" zdecydowali się wybrać Dorotę Masłowską a nie Walta Disneya, bo ta pierwsza to przynajmniej coś tam o wojnie z Ruskimi pisała. Dobrze, że tych wyborczych testów nie trzeba podpisywać, bo to by był dopiero wstyd!

Promotorzy nowej matury przekonują nas, że nie ma już powrotu do opisówek, że takie egzaminy nie zdają egzaminu we współczesnym świecie, że nikt nie będzie pisał godzinami o swoich odczuciach, że lepiej sprawdza się zakreślanie kratek. Ale zastanówmy się, czy nie wolelibyśmy, zamiast testu, dostać przed wyborczą urną kartkę z zadaniem: "Opisz w kilku słowach, jaki powinien być Prezydent RP". Co napisalibyśmy na takim egzaminie?

Na pewno nasz wymarzony prezydent powinien mieć rodzinę, w tym młodą piękną i wierną żonę. I uśmiechniętą! Sam też powinien być uśmiechnięty, do tego wysoki, dobrze ubrany i posługujący się nienaganną polszczyzną oraz piętnastoma językami obcymi. Te pozytywne cechy nie mogą jednak owocować pychą. Najwyższe z możliwych wykształceń (najlepiej, żeby był profesorem i to nie jakimś tam zwyczajnym!), nie powinno skutkować zarozumiałością - w kontaktach z prostym ludem prezydent ma wyglądać na robotnika, który wstaje o piątej do pracy. Musi być młody i wysportowany, ale jednocześnie wyglądać poważnie. Dobrze, żeby prezydent był katolikiem, który w życiu nie zgrzeszył, a przed ślubem nawet nie wiedział, co to kobieta. Nie powinien mieć nic wspólnego z jakąkolwiek mniejszością etniczną, narodową, religijną czy seksualną. Nikt z jego rodziny do siódmego pokolenia wstecz i piątego do przodu nie może być żołnierzem obcych armii. Dobrze natomiast, gdyby sam prezydent brał udział w jakimś powstaniu. W którym powinien był
bohatersko zginąć.

Najważniejszym urzędnikiem w polskim państwie może być tylko ktoś, kto co miesiąc oddaje na cele charytatywne jakieś 100 tysięcy złotych (najlepiej, gdyby fundował jakiś szpital lub dom dziecka). Jednocześnie nie może zarabiać więcej niż przeciętny Polak i żyć na poziomie, który powinien olśnić gości z zagranicy. Kontakty biznesowe prezydenta powinny ograniczać się do codziennych zakupów w warzywniaku pod domem (sam musi robić te zakupy, a później przyrządzać obiad dla setki bezdomnych!). Jednak jednocześnie nasz przywódca musi doskonale orientować się w gospodarce i być w stanie ją zbawić przy pomocy podpisów składanych pod przyjętymi przez Sejm ustawami. Prezydent RP powinien prowadzić bardzo aktywną politykę zagraniczną, która byłaby na miarę naszych rosnących aspiracji międzynarodowych, ale jednocześnie nie powinien udawać się z zagraniczną podróżą częściej niż raz w roku (chyba, że na własny koszt - najlepiej autostopem). Do tego musi mieć niemal absolutną władzę i możliwość wydawania dekretów, którymi
rozpędzi aferzystów i złodziei, ale nie powinien tymi dekretami ograniczać wolności swojego ukochanego narodu.

Tak zakreślona w otwartym pytaniu charakterystyka polskiego przywódcy wydaje się niemal idealna! Ma tylko jedną wadę - opisuje nie człowieka a anioła. A według konstytucji RP, anioł nie może zostać prezydentem Polski. Pozostaje zmienić konstytucję (co proponują niektórzy), albo pogodzić się z tym, że nawet prezydent musi mieć jakieś wady. Inaczej nie mógłby nas zrozumieć. Może więc warto przy okazji tych wyborów przypomnieć sobie, jak Jezus Chrystus wybierał swoich najbliższych współpracowników: byli wśród nich zdrajcy, lenie, niedowiarki, tchórze, nadgorliwcy, kolaborujący z okupantem urzędnicy i inni grzesznicy. A do tego - niemal wszyscy - Żydzi!.

Krzysztof Cibor, Wirtualna Polska

Źródło artykułu:WP Wiadomości
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)