PolskaOperacja Generał

Operacja Generał

Film "Towarzysz generał" pokazał, że otwierając front historyczny, PiS będzie walczyć nie z realnym przeciwnikiem, lecz z wiatrakami oraz z SLD, dzięki któremu rządzi telewizją.

Operacja Generał
Źródło zdjęć: © PAP

10.02.2010 | aktual.: 17.02.2010 22:14

Dokonana w poniedziałek 1 lutego w kontrolowanym przez Prawo i Sprawiedliwość pierwszym programie TVP operacja "Generał" zakończyła się wielką klapą. Została źle przygotowana i fatalnie przeprowadzona. Pokazała, że nie można wejść dwa razy do tej samej rzeki: obywateli nie da się, jak w pierwszych kilku latach XXI w., nastraszyć rzekomo wciąż rządzącymi Polską upiorami PRL. Walcząc z wiatrakami, Jarosław i Lech Kaczyńscy mogą podzielić los Don Kichota: jasność umysłu odzyskają dopiero na łożu (politycznej) śmierci.

Już sam wybór dnia emisji propagandowej pogadanki Roberta Kaczmarka i Grzegorza Brauna "Towarzysz generał" okazał się niewypałem. Puszczono ją bez żadnego rocznicowego podkładu i kontekstu związanego z wykryciem agenta ulokowanego wysoko w strukturach władzy bądź pojawieniem się sensacyjnej informacji rzucającej nowe światło na najnowszą historię Polski. Korzystniejsza z propagandowego punktu widzenia byłaby emisja pogadanki w grudniu, gdy wypadały

kolejne rocznice

stanu wojennego, pacyfikacji "Wujka", masakry na Wybrzeżu. Niedawny grudniowy klimat byłby dużo bardziej sprzyjający, bo po raz kolejny spopularyzowano wówczas w mediach notatki byłego radzieckiego oficera Wiktora Anoszkina, które mają dowodzić, że Rosjanie nie tylko nie zamierzali w 1981 r. interweniować zbrojnie w Polsce, ale wręcz opędzali się jak mogli od Wojciecha Jaruzelskiego, który błagał ich o udzielenie pomocy w zamordowaniu własnego narodu. Notatnik Anoszkina został wykorzystany wcześniej m.in. w głośnym filmie "Gry wojenne" Dariusza Jabłońskiego o bohaterskim - co zaświadczają ulice, którym patronuje, oraz miejsce, w którym spoczywa - pułkowniku Ryszardzie Kuklińskim. Mimo to informacja o notatniku, podana w grudniu 2009 r. jako absolutny news, wywołała nową falę oburzenia i gniewu na prawicy. W gronie najbardziej oburzonych był Rafał Ziemkiewicz. W zamieszczonym 11 grudnia na portalu Interia.pl felietonie po raz kolejny wyznał szczerze, co myśli o Wojciechu Jaruzelskim: "Były sowiecki
generał-gubernator "priwislanskiego kraju"", "pluć na sowieckiego pachołka".

Redaktor Ziemkiewicz, jako moderator dyskusji w studiu po emisji "Towarzysza generała", poinformował widzów, że Wojciech Jaruzelski odmówił udziału w niej i napisał w tej sprawie specjalny list [wydrukowaliśmy go w poprzednim numerze - red.]. Zastrzegł, że nie będzie go czytał, bo... zawiera inwektywy. Redaktor nie wyraził ubolewania z powodu nieobecności antybohatera. W przytoczonym felietonie wyznał, że woli "rzygać", niż polemizować z Wojciechem Jaruzelskim.

Pogadankę "Towarzysz generał", ukazującą - jak ocenił w dyskusji w studiu Wojciech Mazowiecki - PiS-owską wersję historii, pokazano w PiS-owskiej TVP 1 w poniedziałek po "Wiadomościach". To tradycyjna od czasów Władysława Gomułki pora zarezerwowana dla przedstawień teatralnych. Po zwycięstwie PiS w 2005 r. pojawił się Teatr IV Rzeczypospolitej - Scena Faktu. W przygotowywanych we współpracy z Instytutem Pamięci Narodowej premierach (m.in. "Śmierć rotmistrza Pileckiego", "Inka 1946") bohaterowie narodowej sprawy byli gnębieni, szantażowani, torturowani i mordowani przez komunistycznych oprawców. Naturalizm tamtych widowisk - zadawane ciosy, sikająca krew, jęki ofiar, przekleństwa ubeków - przerażał i nie pozwalał zasnąć. Zapewne do tradycji Sceny Faktu miał nawiązywać "Towarzysz generał". Jednostronnością przekazu być może nie ustępował spektaklom teatralnym, ale pod względem siły ekspresji nie mógł się z nimi równać. Nie należy wierzyć Rafałowi Ziemkiewiczowi, który na łamach "Rzeczpospolitej" uznał
pogadankę "Towarzysz generał" za wydarzenie "na miarę wyemitowanego parę lat temu dokumentu "Trzech kumpli"". Odniosłem wrażenie, że sami twórcy powściągali swój temperament, montując ją. Grzegorz Braun, scenarzysta i lektor pogadanki, w rozmowie z Rafałem Ziemkiewiczem w TVP Info 17 grudnia 2009 r. oskarżył Wojciecha Jaruzelskiego o "zbrodnie o wymiarze międzynarodowym", "udział w planowanym z premedytacją zabójstwie wielu ludzi, bo takim zabójstwem był grudzień na Wybrzeżu w roku 1970". Zwracając się do redaktora Ziemkiewicza, Braun oświadczył: "Trzeba to wprost powiedzieć - to zbrodniarz jest, proszę pana". Tak jednoznaczne stwierdzenia nie znalazły się w "Towarzyszu generale". Może to efekt gorzkiego doświadczenia. Pogadanka Grzegorza Brauna "Plusy dodatnie, plusy ujemne" z 2006 r. o agenturalnej przeszłości Lecha Wałęsy do tej pory

ma status półkownika.

W 2008 r. Braun i Kaczmarek zrealizowali pokazaną w TVP wersję soft "Plusów" - pogadankę "TW Bolek" z udziałem m.in. Sławomira Cenckiewicza i Piotra Gontarczyka, autorów książki "SB a Lech Wałęsa. Przyczynek do biografii". Obydwaj historycy wzięli udział także w pogadance o Wojciechu Jaruzelskim. "Towarzysz generał" pierwotnie nie był przeznaczony dla TVP 1. Zamówił go kanał tematyczny TVP Historia, który pokazał pogadankę we właściwym czasie - wieczorem 12 grudnia 2009 r. i powtórzył przed południem następnego dnia. Audytorium było ograniczone do koneserów, ponadto pogadankę obudowano innymi pozycjami o tej samej tematyce, lecz niekoniecznie o tej samej wymowie. 12 grudnia po premierze "Towarzysza generała" pokazano film dokumentalny "Noc z generałem" Marii Zmarz-Koczanowicz i Teresy Torańskiej. Po emisji pogadanki w TVP 1 oskarżyły one twórców "Towarzysza generała" o bezprawne wykorzystanie fragmentów "Nocy z generałem".

Dopiero dzięki pokazowi w prime timie w TVP 1 i dyskusji z udziałem znanych publicystów "Towarzysz generał" stał się bytem politycznym. Słabym bytem, bo lepszy wymagałby zdecydowanie więcej środków, a tych telewizja rządzona obecnie przez zaprzyjaźnionego z politykami PiS prezesa Romualda Orła nie ma. Rafał Ziemkiewicz zapewniał, że dzięki pogadance Brauna i Kaczmarka widzowie po raz pierwszy "dowiadują się wszystkich faktów o Jaruzelskim", bo dotąd króluje "mit dobrego generała". To oczywista nieprawda. Film nie zawiera żadnych nowych informacji o życiu Wojciecha Jaruzelskiego. O tym, że Wojciech Jaruzelski jest radzieckim agentem, słyszymy od 1989 r.

O tym, że miał współpracować z Informacją Wojskową, przypomina IPN. Jedną z głównych atrakcji ubiegłorocznej "Nocy muzeów" była wystawiona w siedzibie instytutu przy Towarowej księga rejestrów współpracowników Informacji Wojskowej, otwarta na stronie z kontaktem nr 1846, pod którym wpisano agenta o pseudonimie "Wolski".

Etapy kariery wojskowej Wojciecha Jaruzelskiego są powszechnie znane. Generał przeprosił za interwencję wojskową w Czechosłowacji, wstydzi się za antysemicką czystkę w wojsku. Jego odpowiedzialność za masakrę na Wybrzeżu od wielu lat bada sąd. Jak dotąd nie znaleziono dowodów, że to on wydał rozkaz strzelania do robotników, co oczywiście dla prelegentów biorących udział w pogadance "Towarzysz generał" nie ma żadnego znaczenia. Wymowę pogadanki osłabia jej gołosłowność, narzucanie widzowi przyjmowania głoszonych przez prelegentów tez, jak to ujął Wojciech Mazowiecki, na wiarę. Po raz tysięczny, a może milionowy usłyszeliśmy, że tylko jeden raz w dziejach - w 1981 r. - Polsce nie groziło niebezpieczeństwo ze strony imperialistycznej Rosji. Przekonywali nas o tym prelegenci, którzy w tej samej pogadance opowiadali o interwencji zbrojnej w zbuntowanej Czechosłowacji i o tym, że Związek Radziecki przez cały czas swego istnienia szykował się do wojny z Zachodem,

wyznaczając Polskę

jako pole rozstrzygającej o losach świata bitwy. Bez względu na jej zakończenie bitwa ta miała zamienić nasz kraj w pustynię. Prelegenci, którzy zapewniali, że Rosjanie nie zamierzali interweniować w 1981 r. w Polsce, nie stwierdzili jednak, że Moskwa zrezygnowała z planów ekspansji. Przeciwnie, przekonywali, że pomysł z Okrągłym Stołem zrodził się na Kremlu, został narzucony pozostającemu na jego usługach od 1943 r. Jaruzelskiemu, a obecna Polska jest jedynie kontynuacją PRL, czyli bytu zależnego od Rosji. Redaktor Ziemkiewicz ogłosił w telewizyjnym studiu, że "przez te ostatnie 20 lat prawie nie rozmawiamy o historii". W ten sposób obraził samego siebie. Przecież dorobek redaktora Ziemkiewicza poświęcony najnowszej historii jest ogromny. Poza licznymi publikacjami prasowymi, wywiadami i programami telewizyjnymi obejmuje on tak fundamentalne monografie jak "Polactwo" i "Michnikowszczyzna". Wygłaszając sąd o historycznej amnezji, redaktor Ziemkiewicz obraził własną redakcję i redakcyjnych kolegów, a wśród
nich Bronisława Wildsteina i Piotra Semkę.

Obraził także prawicowych kolegów, których zaprosił do studia: Piotra Zarembę i Łukasza Warzechę. Obraził wkład koncernu Springera w dzieło budowy IV Rzeczypospolitej. Jarosław i Lech Kaczyńscy najchętniej opowiadali o konieczności rozliczenia PRL i III RP w tytułach Springera: "Fakcie" Warzechy oraz świętej pamięci "Dzienniku" Zaremby.

Tezą o historycznej amnezji redaktor Ziemkiewicz obraził obóz IV Rzeczypospolitej, który przywrócił Polsce prawicową pamięć: wybudował Muzeum Powstania Warszawskiego, umocnił Instytut Pamięci Narodowej, rozszerzył lustrację. Swoją opinią redaktor Ziemkiewicz podważył dorobek IPN: tysiące publikacji, wystaw, akcji edukacyjnych. Redaktor Ziemkiewicz znieważył prezydenta Lecha Kaczyńskiego, który w ciągu przeszło czterech lat urzędowania przyznał tony orderów i odznaczeń uczestnikom trzech konspiracji (to określenie szefa państwa): uczestnikom zbrojnego podziemia antykomunistycznego, opozycji politycznej po 1956 r. i konspiracji solidarnościowej. Swoją opinią redaktor obraził rzesze samorządowców nieszczędzących pieniędzy na zmianę nazw ulic, placów, rond, skwerów, wznoszenie nowych pomników, fundowanie nowych tablic i krzyży. Wreszcie redaktor Ziemkiewicz podważył 20-letni dorobek parlamentu, który uchwalił ustawy w sprawach kombatantów, lustracji, dezubekizacji, zadośćuczynienia dla ofiar represji w PRL,
zmian świąt państwowych, patronów wyższych uczelni. Niektóre z nich - np. ustawy o zniesieniu 22 Lipca, przywróceniu 3 Maja, przywróceniu Akademii Wychowania Fizycznego w Warszawie przedwojennego patrona Józefa Piłsudskiego - podpisał nazwany w pogadance "sowieckim patriotą" Wojciech Jaruzelski. Sejm i Senat uchwaliły setki uchwał

"przywracających" prawicową historię.

Ograniczę się do stanu wojennego. 1 lutego 1992 r., czyli dokładnie 18 lat przed emisją "Towarzysza generała", Sejm przyjął uchwałę, w której stwierdził: "Decyzja o wprowadzeniu stanu wojennego 13 grudnia 1981 r. była nielegalna". 15 grudnia 1995 r., w czasie rządów lewicy, Sejm przyjął uchwałę w sprawie uczczenia ofiar stanu wojennego, w której stwierdził: "Sejm Rzeczypospolitej Polskiej składa hołd ofiarom stanu wojennego, uznając, że Ci wszyscy, którzy sprzeciwili się zamachowi na wolność, dobrze zasłużyli się Ojczyźnie. Sejm Rzeczypospolitej Polskiej jednocześnie potępia sprawców stanu wojennego i wyraża nadzieję, że ich nielegalne działania zostaną sprawiedliwie osądzone".

6 grudnia 2002 r., znów gdy rządziła lewica, a premierem był Leszek Miller, Sejm ustanowił 13 grudnia Dniem Pamięci Ofiar Stanu Wojennego. W tym dokumencie zapisano m.in.: "Sejm Rzeczypospolitej Polskiej ogłasza 13 grudnia dniem pamięci ofiar stanu wojennego. W rocznicę wprowadzenia stanu wojennego naszą pamięć i wdzięczność zwracamy ku tym wszystkim, którzy ponieśli ofiary na rzecz niepodległości Polski, swobód narodowych i obywatelskich. W tym dniu składać będziemy hołd bohaterom polskiej wolności, którym zawdzięczamy odrodzenie wolnej i demokratycznej Rzeczypospolitej". Kierowany przez Longina Pastusiaka Senat w 2002 r. poza uchwałą potępiającą stan wojenny przyjął także uchwałę w 20. rocznicę tragicznych wydarzeń w Lubinie. Zapisano w niej: "W rocznicę Porozumień Sierpniowych 1980 r. ludzie wyszli na ulicę, aby upomnieć się o prawa do wolności słowa i swobody zrzeszania się w związki zawodowe, które to prawa zostały im odjęte. W odpowiedzi na to oddziały ZOMO otworzyły ogień, w wyniku czego doszło do
śmierci niewinnych ludzi. Senat Rzeczypospolitej Polskiej chyli dziś głowy przed ofiarami tych tragicznych wydarzeń, wskazując jednocześnie przyszłym pokoleniom, że strzelanie do ludzi wyrażających pokojowo swoje poglądy stanowi zbrodnię". Uchwał potępiających stan wojenny jest więcej. Ponadto Sejm w odrębnych uchwałach potępiał sfałszowanie referendum w 1946 r., fałszerstwa wyborcze w 1947 r., pacyfikację protestu w Poznaniu w 1956 r. (ustanowił Dzień Pamięci Ofiar Poznańskiego Czerwca 1956), stłumienie protestów studenckich w marcu 1968 r., interwencję zbrojną w Czechosłowacji w 1968 r., masakrę na Wybrzeżu w grudniu 1970 r., pacyfikację protestów w 1976 r., pobicie działaczy "Solidarności" w Bydgoszczy w marcu 1981 r. W odrębnych uchwałach uczczono skazanych po wojnie w Polsce na śmierć Augusta Fieldorfa, Witolda Pileckiego, Zygmunta Szendzielarza "Łupaszkę", represjonowanego w ZSRR Leopolda Okulickiego, zamordowanego przez funkcjonariuszy SB księdza Jerzego Popiełuszkę. Uchwały historyczne parlamentu na
temat PRL są jeszcze bardziej jednostronne niż pogadanka "Towarzysz generał".

Skąd zatem bierze się wciąż popularna na prawicy z kręgu PiS teza o amnezji i unikaniu tematyki historycznej w debacie publicznej?

Z polityki historycznej. To pojęcie spopularyzowane przez konserwatywnego myśliciela niemieckiego Carla Schmitta, członka NSDAP, zostało na polski grunt przeniesione na przełomie XX i XXI w. za sprawą Marka A. Cichockiego, doradcy prezydenta Lecha Kaczyńskiego. Zainspirowany niemieckim myślicielem Cichocki dowodził, że ludzie zawsze postrzegali innych jako przyjaciół i wrogów, a zatem polityka musi kierować się podobnym podziałem.

Wróg jest nieodzowny.

We wstępie do książki "Władza i pamięć" Cichocki napisał: "Pamięć i polityka warunkują wspólnie sukces lub porażkę każdego projektu wielkiej przemiany. Jeśli zawładniesz pamięcią, staniesz się panem zmiany - to dlatego właśnie archiwa upadającego systemu politycznego są tak bezcennym łupem każdego zwycięzcy". Cichocki uznał, że historia musi być usytuowana "w samym środku sfery publicznej".

Tymi wskazówkami kierują się od kilku dobrych lat rzecznicy IV RP. Używają historii do dokonywania podziałów. Wrogów ustawiają w narożniku, z którego nie ma wyjścia, a sami ustawiają się w miejscu, które ma zagwarantować im zwycięstwo. Tą logiką kierował się Lech Kaczyński, gdy w 2005 r. chciał wyznaczyć główną oś sporu w kampanii prezydenckiej między Polską lubelską (PKWN) a Polską powstania warszawskiego. Dopiero gdy okazało się, że brakuje przeciwnika (wyznaczony do tej roli Włodzimierz Cimoszewicz zrezygnował z udziału w kampanii), wyznaczono nową, niehistoryczną linię podziału: na Polskę socjalną i Polskę liberalną.

Do podziału historycznego w 2006 r. powrócił Jarosław Kaczyński w przemówieniu na terenie Stoczni Gdańskiej: "My jesteśmy tu, gdzie wtedy, oni tam, gdzie stało ZOMO". W grupie "zomowców" znaleźli się wszyscy przeciwnicy PiS, w tym Platforma Obywatelska. W grudniu 2009 r. Jarosław Kaczyński oświadczył, że prokurator powinien domagać się dożywocia dla Wojciecha Jaruzelskiego, jeśli będą dowody, że wprowadzenie stanu wojennego nie było konieczne.

Wojciech Jaruzelski idealnie pasuje do dokonywania przez PiS-owską prawicę podziałów: my i oni. Oni zaprzedali się Sowietom, my dochowaliśmy wierności Niepodległej. Oni są zdrajcami, my jesteśmy patriotami. Oni zniewalali naród, my walczyliśmy o jego wolność. Aby podkreślić, że nie chodzi jedynie o historię, należy przekonać społeczeństwo, że "Polska jaruzelska" pozostaje nierozliczona, wciąż ma wielkie wpływy i zagraża wolnej Polsce. W "Towarzyszu generale" ilustruje to m.in. wypowiedź Adama Michnika: "Odpieprzcie się od generała". Już po emisji pogadanki Piotr Semka napisał w "Rzeczpospolitej": "Dla polskiego obozu liberalno-lewicowego obrona Jaruzelskiego i całkowite, bezkrytyczne rozgrzeszenie jego działalności w PRL staje się kanonem politycznej poprawności".

Niestety dla rzeczników polityki historycznej obóz liberalny kojarzony z dawną Unią Wolności nie istnieje jako zorganizowana siła polityczna, lewica zaś walczy o polityczne przetrwanie. Wykorzystanie postaci Wojciecha Jaruzelskiego przez PiS do walki z Platformą Obywatelską jest kompletnie nieprzydatne. W czasie rządów PiS Platforma Obywatelska popierała wszystkie projekty rozliczeniowe, a gdy przejęła władzę, dołożyła do nich dezubekizację, w ramach której obcięto emeryturę wojskową Wojciecha Jaruzelskiego jako członka Wojskowej Rady Ocalenia Narodowego. Już po emisji w TVP 1 "Towarzysza generała" pojawiła się informacja, że minister obrony narodowej Bogdan Klich zdecydował, by nie przedłużać umowy o wynajęcie w budynku należącym do resortu pomieszczeń na biuro dla Wojciecha Jaruzelskiego. Na ten krok nie zdecydowało się w czasie swoich rządów PiS. Trudno zatem będzie braciom Kaczyńskim zaliczyć Donalda Tuska i Platformę do "Polski jaruzelskiej".

PiS jest w trudnej sytuacji. Pogadanka "Towarzysz generał" pokazała, że otwierając front historyczny, partia będzie walczyć nie z realnym przeciwnikiem, lecz z wiatrakami oraz z Sojuszem Lewicy Demokratycznej, dzięki któremu rządzi telewizją. PiS nie jest zainteresowane osłabieniem SLD. Przeciwnie - w jego interesie leży umocnienie lewicy kosztem PO. Braun i Kaczmarek nie powinni się spodziewać od TVP kolejnych zamówień na pogadanki o przywódcach PRL.

Krzysztof Pilawski

Źródło artykułu:WP Wiadomości
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)