Oni też mieli sen
Nowa era, nowa Ameryka, nowy prezydent. Tak to wygląda z zewnątrz, ale w samych USA nie brak białych, którzy zadają sobie pytanie o swoją tożsamość. I szukają odpowiedzi w Ku-Klux-Klanie.
Istnieją tylko dwa powody, by wybrać się do Harrison. Albo jest się pilotem balonu i przygotowuje do wielkich wiosennych zawodów, albo członkiem Ku-Klux-Klanu i uczestniczy w spotkaniach w posiadłości pastora Thomasa Robba. - Obcy zwykle się tu nie zatrzymują - mówi Becky. Z tyłu prycha ekspres do kawy. - Nikt też tu za nimi specjalnie nie przepada.
Becky jest właścicielką John Paul's, restauracji przy głównej ulicy Harrison, słynącej z sosu barbecue. I gdy cały świat mówi o Baracku Obamie, o zmianach i o "Yes, we can!", Becky wyznaje: Tu nikt nie lubi ani czarnych, ani homoseksualistów.
Niespecjalnie też świętuje się tu wybór pierwszego afroamerykańskiego prezydenta, nie w tej części Stanów Zjednoczonych. Harrison w stanie Arkansas liczy 13 108 mieszkańców, w tym 99% białych. 15% żyje poniżej granicy ubóstwa, w prostych przyczepach kempingowych, na których z anten telewizyjnych powiewają wyblakłe sztandary konfederacji. Harrison to kraj NO-Bama. - Biali - mówi Cherry - to urodzeni przywódcy. - Obama - uważa Jep - to demagog i cholerny socjalista. - Bóg niechętnie patrzy na to - dodaje pastor Thomas Robb - że nasz kraj znalazł się w rękach czarnego. Amen.
Jesteśmy w posiadłości pastora Robba, 20 km od sosów barbecue Becky. Robb, 63 lata, jest przywódcą jednej z największych grup Klanu w kraju. Od 40 lat występuje publicznie, ostrzega przed wielokulturowością i wpływami lobby żydowskiego, piętnuje homoseksualizm i nielegalną imigrację, potępia aborcję, a małżeństwa mieszane uznaje za dzieło szatana. Robb, starszy pan, utalentowany mówca, we wszystkich swych wypowiedziach powołuje się na Biblię. To czyni go tu, na Południu, tak popularnym. I tak niebezpiecznym.