Będą negocjacje w Olsztynie. "Czarny koń" wybierze, kogo poprze
W Olsztynie szykuje się być może najbardziej zacięta walka o prezydenturę w drugiej turze. Czesław Małkowski pozbierał się po seksaferze i zmierzy się z przewodniczącym rady Robertem Szewczykiem z KO. Niewykluczone, że o wszystkim rozstrzygnie Mirosław Arczak, jedynak w radzie ze swojego komitetu.
08.04.2024 19:24
W wyborach na prezydentach Olsztyna pierwsze miejsce zajął Robert Szewczyk (KO, 33 proc.), drugie Czesław Małkowski (własny komitet, 21 proc.), trzecie Grzegorz Smoliński (PiS, 16 proc.), czwarte Marcin Możdżonek (własny komitet, 14 proc.), piąte Mirosław Arczak (Wspólny Olsztyn, 10 proc.), szóste Monika Stanculewicz (Trzecia Droga, 4 proc.), a siódme Bartosz Grucela (Lewica, 4 proc.).
W drugiej turze dużo będzie zależało więc od poparcia, jakiego ewentualnie udzielą dwóm zwycięzcom ci, którzy do niej nie weszli. Dlatego o najbliższe plany spytaliśmy Mirosława Arczaka, który przez lata był cenionym miejskim aktywistą, a w mijającej kadencji zasiadał w radzie i dobrze zna realia olsztyńskiej samorządności.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Mikołaj Podolski, dziennikarz Wirtualnej Polski: - Zdobył pan 10 proc. w wyborach na prezydenta. To dużo przy tak mocnych konkurentach, ale nie wystarczy do drugiej tury. Czy jest pan zadowolony z takiego wyniku?
Mirosław Arczak, radny Olsztyna, kandydat na prezydenta z ramienia Wspólnego Olsztyna: - Jestem zadowolony, ponieważ ten wynik pokazuje, że komitet oddolny, społeczny, typowo miejski, czyli bardzo merytoryczny - a nie szumny i nastawiony na bilbordy oraz banery - ma rację bytu w średniej wielkości mieście. To dobrze świadczy o mieszkańcach, że nie spychają takich inicjatyw na margines.
A wcale nie było łatwo, bo nawet Lewica się pokazała, a pan Możdżonek i jego komitet wydali bardzo dużo pieniędzy na reklamy, co było widać w mieście. Okazało się, że w ten sposób można zdobyć ledwie kilka procent więcej od nas, którzy pracowaliśmy zupełnie inaczej i na innych poziomach. My nastawiliśmy się na kontakt bezpośredni i docieranie do środowisk, które były zaniedbywane przez ostatnią dekadę. Staraliśmy się skupiać na argumentach.
Ja natomiast bardziej byłem traktowany jako czarny koń wyborów. Chyba każdy zdawał sobie jednak sprawę, że gdybym dostał się do drugiej tury, Olsztyn byłby ewenementem na skalę kraju.
Wspomniał pan o komitecie, a widzę, że komitet Wspólny Olsztyn wprowadził do rady miasta tylko pana.
Niestety metoda D'Hondta, według której przyznaje się mandaty, jest bezlitosna; nie przyznaje reprezentacji w radzie w sposób proporcjonalny do liczby głosów. Wciąż będę jedynym radnym ze Wspólnego Olsztyna. Ale mogę zadeklarować, że sam sobie powieszę wyżej poprzeczkę. Jako najaktywniejszy radny i tak nie mam się z kim porównywać.
Nie mówię o wszystkich, ale niestety niektórzy radni, którzy niepoważnie podchodzą do tej funkcji, znów weszli do rady. Wchodzą dzięki szyldom partyjnym i przez pięć lat prześlizgują się przez kadencję. Niektórzy robią tak nawet od trzech lub czterech kadencji, czyli od kilkunastu lat. Nie ma śladów ich aktywności. Mówię to też jako mieszkaniec olsztyńskiego Zatorza, które wymaga dofinansowania i przydałaby się mu silna reprezentacja w radzie.
Będzie pan jedynym radnym z komitetu, ale mimo to nie zamierza pan odpuszczać walki w radzie o rzeczy, które pan obiecał mieszkańcom?
Nie chowam programu do szuflady. Wręcz przeciwnie, jeszcze bardziej będę się o niego opierał. Nawet mogę obiecać, że co pół roku będziemy sprawozdawać realizację tego programu. W ostatniej kadencji tak samo często głosowałem z opozycją, co z większością. Nawet niekiedy sam broniłem prezydenta bardziej niż on sam siebie, kiedy trzeba było.
Poza tym przed nami druga tura, a skoro ona będzie, to przede mną spotkania z tymi kandydatami, którzy przeszli. Zamierzam od nich uzyskać konkretną odpowiedź, które punkty z naszego programu Wspólnego Olsztyna są zbieżne z ich zamierzeniami.
Czyli mogę rozumieć, że po tych rozmowach udzieli pan poparcia któremuś z tych dwóch kandydatów?
Mam taką nadzieję. Chciałbym, żeby udało się znaleźć duże pole do współpracy. Po to zagłosowało na mnie 6 tys. osób, żebym starał się realizować obietnice. Dopóki kampania się nie skończyła, Wspólny Olsztyn wciąż jest w grze.
Jest pan trochę zaskoczony wynikami kandydatów, którzy zdobyli dwa pierwsze miejsca? Kiedy pisaliśmy o wyborach w Olsztynie kilka tygodni temu, jednak dużo większe szanse dawano panu Małkowskiemu, a tymczasem sporo zabrakło mu do zwycięzcy.
W ich przypadku nie ma u mnie zdziwienia. Zdziwiłem się tylko, gdy dowiedziałem się, jak bardzo odstaje od nich wynik pana Możdżonka, który wydał masę pieniędzy na kampanię. Za to np. w przypadku pana Smolińskiego działał sam szyld partyjny i on właściwie nie musiał się starać. Wiadomo było, że ludzie bardziej będą głosowali na PiS, a nie na niego.
Poza tym pamiętajmy, że Platforma Obywatelska wciąż jest na wielkiej fali ogólnopolskiej. Sam rozmawiałem z wieloma ludźmi, którzy postanowili zagłosować na PO we wszystkich możliwych wyborach (mowa o kandydacie KO, w skład której wchodzi PO - przyp. red.). Są przekonani, ze to pozwoli realizować wielkie zamierzenia. Zobaczymy, czy tak się stanie. W Olsztynie dotychczas PO nie była tak otwarta na mieszkańców, jak niektórzy by chcieli.
Co konkretnie ma pan na myśli?
PO odstawiła wiele przedsięwzięć społecznych na margines, a panu Szewczykowi zarzucano brak wiarygodności. Przez dwie kadencje był w koalicji rządzącej, która realizowała plany pana prezydenta Grzymowicza, a teraz ma niektóre rzeczy robić inaczej.
Ludzie ostatecznie mu jednak zaufali.
Pamiętajmy, że stoi za nim wielka partia z wielkim budżetem. O PO dużo się teraz mówi. Prezydent Małkowski też zainwestował duże pieniądze, co było widać. Być może to środki, które dostał z odszkodowań (za aresztowanie w wyniku seksafery - przyp. red.).
W Olsztynie szykuje się chyba duża bitwa o prezydenturę? Jakby nie patrzeć, to będzie starcie dwóch dużych nazwisk.
Tak, to będzie duży pojedynek, jednak proszę zwrócić uwagę, że już na starcie jest pewna dysproporcja, ponieważ pan Szewczyk ma o ponad 10 proc. więcej poparcia. Moim zdaniem dla wyborców będzie bardziej pewna pokusa, żeby Olsztyn wciąż był "miastem Platformy", w zgodzie z większością w sejmiku i Sejmie, niż pojedynek z byłym prezydentem, który jest już wiekową osobą (Małkowski ma 73 lata - przyp. red.), co jest coraz częściej podnoszone. Z jednej strony jest Szewczyk, który dał się poznać w czasie kampanii, z drugiej Małkowski, który jest w Olsztynie znany "od zawsze".