Olaf Scholz ma kłopoty. Znów składa wyjaśnienia ws. afery podatkowej
Ciągnie się afera podatkowa w Niemczech. Olaf Scholz będzie składał wyjaśniane w charakterze świadka przed komisją parlamentu kraju związkowego Hamburg. Przez sprawę nazywaną "cum-ex" niemiecki skarb państwa poniósł miliardowe straty. Kanclerz podkreśla jednak, że o sprawie nic nie wiedział.
Olaf Scholz został wezwany na piątek przez komisję parlamentu kraju związkowego Hamburg. Komisja ma zbadać szczegóły afery "cum-ex". W sprawie pojawił się wątek kanclerza Niemiec Olafa Scholza, który miał mieć ewentualny współudział w aferze, jeszcze jako burmistrz Hamburga.
Niemiecka opozycja domaga się nie tylko ustąpienia Scholza ze stanowiska kanclerza. Ich zdaniem do dymisji powinien się podać Peter Tschentscher, który został burmistrzem Hamburga po Scholzu. - Obaj muszą zrezygnować - przekonywał Richard Seelmaecker, przedstawiciel opozycyjnej partii CDU w komisji.
- To wszystko śmierdzi na odległość i po prostu nie mogłoby się wydarzyć bez wpływu politycznego – powiedział Seelmaecker dla telewizji n-tv.
Kanclerz Niemiec konsekwentnie odpierał wszystkie zarzuty, twierdząc, że nie miał z tą sprawą nic wspólnego. - To po prostu całkowicie niewiarygodne, że Scholz nie pamięta szczegółów tej afery - mówił w piątek Friedrich Merz, lider CDU. - Niestety muszę to powiedzieć wyraźnie: nie wierzę w ani jedno słowo, które mówi kanclerz - stwierdził.
"Cum-ex". Afera podatkowa na miliony euro
Sprawa sięga 2016 roku, gdy Scholz był burmistrzem Hamburga. Po ówczesnym spotkaniu Scholza z udziałowcami banku Christianem Oleariusem i Maxem Warburgiem hamburskie władze podatkowe zrzekły się zwrotu od banku Warburg podatku w wysokości 47 mln euro - ze stratą skarbu państwa.
Parlamentarna komisja śledcza ma ustalić, czy politycy mieli wpływ na decyzję o niepobieraniu milionowych podatków od banku. Prokuratura w Kolonii prowadzi już w tej sprawie śledztwo dotyczące dwóch byłych polityków SPD z Hamburga i urzędnika podatkowego. Skargę przeciwko Scholzowi odrzuciła już we wtorek prokuratura w Hamburgu.
Źródło: "The Telegraph"