Okupacja Krymu. Na wojnie Rosjanie mają z tego coraz mniej korzyści
Dostawy przez Krym się sypią. Flota Czarnomorska musiała uciekać z Sewastopola. Ruch oporu wskazuje cele do ataku zlokalizowane na półwyspie. Okupowany Krym powoli staje się dla Rosjan pułapką.
Ukraińcy stopniowo odcinają Krym od dostaw zaopatrzenia, atakując kolejne szlaki komunikacyjne. Dla Rosjan to poważny problem, bo nie mają wielkiego wyboru. Oddziały walczące na Zaporożu mogą zaopatrywać jedynie promami, przez Most Krymski przecinający Cieśninę Kerczeńską oraz autostradą M14 wzdłuż brzegów Morza Azowskiego i rozbudowywaną linią kolejową.
Most jest, a jakby go nie było
Pierwszy sposób jest chwilowo nieaktualny - 30 maja Ukraińcy pociskami ATACMS uszkodzili promy "Avangard" i "ConroTrader". Te jednostki obsługiwały transport samochodowy i kolejowy. Kmdr Dmytro Pleteńczuk, oficer prasowy Sił Morskich Ukrainy poinformował, że Rosjanie będą starali się przywrócić właśnie to połączenie, bo promy stały się głównym narzędziem logistycznym pozwalającym zaopatrywać przez półwysep ugrupowania walczące na południu Ukrainy.
Najszybciej, ale jak się okazało nie najbezpieczniej, zaopatrzenie można było dostarczać na front Mostem Krymskim zbudowanym wkrótce po aneksji półwyspu. Most był już dwukrotnie atakowany przez Ukraińców. Jesienią 2022 roku eksplodowała na nim ciężarówka wypełniona materiałami wybuchowymi, a uszkodzeniu uległo kilka przęseł. Kolejny atak, tym razem przy użyciu dronów morskich - zakończony uszkodzeniem następnych przęseł - nastąpił w lipcu ubiegłego roku.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Wtedy Rosjanie początkowo znacznie ograniczyli wykorzystanie mostu do transportów wojskowych, a potem - przynajmniej do połowy maja 2024 roku - praktycznie w ogóle z nich zrezygnowali. Z analiz zdjęć satelitarnych wynikało, że w tym czasie tylko raz - pod koniec lutego - zarejestrowano przejazd pociągu z wojskowymi cysternami.
W tym okresie Rosjanie starali się wzmocnić ochronę konstrukcji. Jest ona chroniona przez zatopione statki i barki. Na bojach pomiędzy nimi rozwieszone są stalowe sieci, które w teorii mają wyłapywać zbliżające się bezzałogowe łodzie. Po uszkodzeniu promów Rosjanie nie mieli wyjścia i wznowili dostawy przez most. W ocenie Ukraińców tą drogą realizowana jest jednak symboliczna ilość dostaw.
- Most Krymski nie jest już ważny z militarnego punktu widzenia, więc jego zniszczenie nie będzie miało takiego efektu, jak na początku wojny - ocenił rzecznik Sił Morskich Ukrainy. - Nie ma sensu burzyć mostu, żeby poprawić sobie humor.
W zapewnieniu łańcucha dostaw ważna będzie linia kolejowa Jakymiwka-Berdiańsk-Mariupol-Rostów nad Donem. Trasa pozwoli połączyć okupowane regiony z Krymem i częścią kontynentalną. Zniszczenie tej nowej infrastruktury kolejowej byłoby dla rosyjskiej armii poważnym problemem.
Odwrót Floty Czarnomorskiej
Zagrożone są trasy rosyjskich dostaw, ale również okręty. Już ponad pół roku temu Rosjanie zaczęli ich wycofywanie z portów na Krymie. Przenieśli je do Noworosyjska poza zasięg ukraińskich pocisków manewrujących. Jeszcze niedawno w Sewastopolu stacjonował duży okręt patrolowy i pięć dużych okrętów desantowych, które z powodu uszkodzeń przechodziły tam remont. Fregaty, korwety rakietowe i okręty podwodne - nie licząc wraku "Rostowa nad Donem" - z krymskich portów jednak zniknęły.
Okręty transportowo-desantowe wycofano jeszcze w czerwcu, a ostatni okręt bojowy, patrolowiec "Ładnyj" opuścił Sewastopol 15 lipca. "Ładnyj" nie przedstawiał zresztą wielkiej wartości bojowej. Ta zdeklasowana fregata, która została zwodowana w 1980 roku, co najwyżej może służyć jako okręt przeciwlotniczy.
Okręty przemieszczane z Krymu początkowo próbowano rozlokować w innych niż Noworosyjsk, portach nad Morzem Czarnym. Okazało się jednak, że są albo zbyt daleko od teatru działań wojennych, albo nie mają odpowiedniego. Stąd wybór Noworosyjska, co ma poważny minus - nie jest on dostosowany do przyjęcia takiej ilości okrętów. Rosjanie jednak nie mają zbytniego wyboru w rejonie Morza Czarnego i Azowskiego. Na tym drugim operują jedynie niewielkie jednostki. Kutry torpedowe i patrolowce skupiły się na działaniach w rejonie Mostu Krymskiego.
Kłopoty również na Krymie
Ukraińcy doskonale znają miejsce rozlokowania rosyjskich oddziałów na Krymie. Na półwyspie działają oddziały partyzanckie i regularne oddziały Sił Specjalnych, które nie tylko przeprowadzają operacje dywersyjne, ale także lokalizują i oznaczają cele dla artylerii rakietowej i lotnictwa.
"Atesz", ruch partyzancki Ukraińców i Tatarów Krymskich, poinformował np., że Rosjanie przenoszą swoje samoloty na nieaktywne dotychczas lotniska. Partyzanci donieśli o pracach remontowych m.in. na lotnisku Zawodskoje w Symferopolu. Możliwe, że to tam trafią myśliwce i bombowce używane do ataków na Ukrainę.
To cenne informacje, bo Ukraińcy od kwietnia dysponują już pociskami ATACMS dalekiego zasięgu. Mogą one niszczyć cele odległe o 300 km, a więc i te na okupowanym Krymie.
Ukraińska armia może liczyć również na wsparcie od ludności cywilnej. Centrum Narodowego Oporu (strona internetowa Sił Zbrojnych Ukrainy mająca na celu wsparcie oporu cywilów) sporządziło listę rosyjskiego sprzętu, wraz ze zdjęciami i sylwetkami, dzięki którym cywile mogą rozpoznać i oznaczyć, gdzie są rozmieszczone rosyjskie systemy.
Mieszkańcy terenów okupowanych mogą korzystać z aplikacji, w której oznaczają odpowiednie pojazdy i ich lokalizację albo z chatbota, przez który mogą przesyłać zdjęcia wraz z pozycją pojazdów. Te cele wielokrotnie niszczyły już ukraińskie rakiety.
Krym dla Rosjan stał się więc powoli pułapką, co oznacza poważne problemy dla Południowego Zgrupowania Wojsk.
Sławek Zagórski dla Wirtualnej Polski