PolskaOkrutne dzieci

Okrutne dzieci

- Długotrwała przemoc wśród dzieci jest dla ofiar najgorsza - czytamy w tygodniku "Do Rzeczy". O Bullyingu, czyli tyranizowaniu, znęcaniu się i agresywnym zachowaniu w polskich szkołach, z prof. Jackiem Pyżalskim, pedagogiem rozmawia Błażej Torański.

Okrutne dzieci
Źródło zdjęć: © WP | Paweł Kozioł

Błażej Torański: W książce "Władca much" Williama Goldinga na bezludnej wyspie w grupie chłopców okrucieństwo przenika się z terrorem, nienawiścią, odnajdywaniem radości w zabijaniu. Tak samo jest dziś w Internecie? W szkole?

Jacek Pyżalski: Nie, ale w sieci i w szkole jest podobnie. Ze statystyk na temat przemocy rówieśniczej i doświadczania jej wynika, że polska szkoła na tle innych krajów jest przeciętna. Bezpiecznie szacuje się, że co 20. uczeń w Polsce jest ofiarą poważniejszej przemocy ze strony rówieśników.

A co 10. uczeń jest sprawcą przemocy rówieśniczej…

- Zgadza się, choć to bardzo szacunkowe dane. Rozpowszechnienie bullyingu bada się różnymi metodami i narzędziami, które mają wpływ na uzyskiwane wskaźniki. W naszych badaniach nie pytamy, czy ktoś jednorazowo kogoś przezywał. Przecież w każdym pokoleniu się zdarza, że ktoś kogoś przezwie, szarpnie albo kopnie. A jednak niewielu z nas było sprawcami regularnej przemocy, stosowanej przez dłuższy czas, w której nie było równowagi sił, a sprawcy byli silniejsi od ofiary. A kiedy tak się dzieje, mamy właśnie do czynienia z nękaniem, zwanym w literaturze bullyingiem

Przemoc dotyczy już bardzo małych dzieci. W gminie Urzędów na Lubelszczyźnie na obdukcję do szpitala trafił siedmiolatek, którego pobili o dwa lata starsi koledzy.

- Są takie przypadki. Warto o nich mówić, bo są poważne. Z badań wynika, że zjawisko agresji rówieśniczej – bullying lub mobbing – występuje już w przedszkolach i szkołach podstawowych. Przemoc najczęściej kojarzy nam się z pobiciem, tymczasem często bywa tak, że nikt dziecka nie przezywa ani nie bije, ale np. wyklucza z grupy. Wykluczony ponosi bardzo poważne konsekwencje psychologiczne. To jest forma tzw. przemocy relacyjnej. Często zresztą niedoceniana i niezauważana.

Stygmatyzacja? Rówieśnicy nie podają takiemu komuś ręki, nie zauważają kolegi?

- Nie zapraszają go do żadnej wspólnej aktywności. Ani do gry w piłkę, ani na urodziny. Traktują jak powietrze. Nie rozmawiają z nim. Jakby był niedotykalny. Ktoś, kto tego zjawiska nie rozumie, może powiedzieć: "Przecież niczego złego nie robią. Nic się nie dzieje". To jest jednak bardzo poważna przemoc – uczeń, który chciałby być członkiem grupy rówieśniczej, zostaje z niej wykluczony.

Jakie formy agresji dominują wśród dzieci: fizyczna, słowna, cyberprzemoc?

- Fizyczna maleje wraz z wiekiem. Słowna i relacyjna, polegająca na wykluczeniu z grupy, z wiekiem stają się powszechniejsze – tak wskazuje większość badań. Fizyczna częściej występuje u chłopców, i to w każdej grupie wiekowej, ale nie wyklucza to sytuacji, w której także dziewczyny taką agresję fizyczną stosują. Jednak większość badań przeprowadzanych na całym świecie wskazuje, że u nastolatek przeważa przemoc relacyjna, polegająca na wykluczaniu, izolowaniu. W cyberagresji – wyrażanej przez Internet lub telefony komórkowe – następuje wyrównanie: równie często stosują ją dziewczęta co chłopcy.

W cyberprzemocy dominują wulgarne, obraźliwe SMS-y. Wpisy na portalach społecznościowych. Kompromitujące zdjęcia. Z jakimi najbardziej drastycznymi przejawami bullyingu pan się spotkał?

- Drastyczne jest to, co ma dramatyczne konsekwencje. Znam przypadek wykluczenia chłopca przez kilka lat. Publicznie w klasie go wyszydzano, wyśmiewano, komentowano jego wygląd. Taki bullying bywa związany z wyglądem fizycznym, czyli czymś, czego ofiara przemocy nie może zmienić – ktoś jest otyły, odstają mu uszy albo ma krzywe nogi. Wśród tego typu zachowań jest też ujawnianie prywatnych listów, intymnych zwierzeń, skrywanych tajemnic. Z bullyingiem jest tak, jakbyśmy szli za kimś krok w krok w górach i wrzucali mu małe kamyczki do plecaka. Pierwsze kilkadziesiąt nie robi na nim większego wrażenia. Ot, takie małe kamyczki. Po setnym, kolejnym wyrazie agresji nie będzie jednak w stanie już dłużej tego dźwigać. Upadnie. Często bullying nie oznacza pojedynczych, spektakularnych, drastycznych akcji. To są zachowania pozornie drobne, pojedynczo nawet niezauważalne, ale rozpisane na kilkanaście miesięcy lub na lata. Kiedy zbierze się plon dręczeń ze strony tych samych ludzi, to pojawia się nierównowaga między
silniejszymi sprawcami i ofiarą, która pęka, nie daje rady.

Napastnikom zależy na tym, aby narastał lęk, aby ofiara się bała?

- To ciekawe pytanie: Czy sprawcy działają intencjonalnie? Nie spotkałem się z wieloma przykładami, aby to było celowe, zaplanowane działanie. Rzadko się umawiają: zrobimy tak, aby on się bał. Najczęściej ma to charakter stadnych, bezrefleksyjnych zachowań młodych ludzi. Oni nad tym nie myślą, działają emocjonalnie, pod wpływem chwili. To spaja grupę. Niby się wygłupiają, dla zgrywy kpią z kogoś, popisują się przed sobą. Gdy ofiara przestaje sobie z tym radzić, nagle wszyscy są zaskoczeni. No jak to? Co się stało? – pytają. Nie myśleliśmy, że tak będzie. Nie jest to zwykle metodyczne, zimne, wyrachowane działanie.

Rezultat jest jednak taki, że ten piętnowany zaczyna się bać?

- Nie ma żadnych wątpliwości, że ofiary reagują cierpieniem, depresjami, podwyższonym poziomem lęku, zaburzeniami psychosomatycznymi, w ogóle zdrowotnymi, które nie wynikają z chorób, tylko z negatywnych emocji. Wyniki badań przeprowadzonych na świecie i w kraju są tu jednoznaczne oraz spójne. W praktyce wygląda to tak, że u ofiary bullyingu, która ma udać się do szkoły, pojawiają się np. różne objawy żołądkowe, omdlenia itd., ale gdy tylko zapada decyzja, że nie idzie do szkoły, objawy te znikają. Związane są one jedynie z lękiem przed tym, co może ją spotkać ze strony rówieśników.

Dochodzi do samookaleczeń i prób samobójczych?

- Zdarzają się nawet udane samobójstwa, ale w zdecydowanej większości przypadków tak daleko to nie sięga.

Dr hab. Jacek Pyżalski – profesor Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza w Poznaniu. Pracuje na Wydziale Studiów Edukacyjnych UAM oraz jest adiunktem w Instytucie Medycyny Pracy w Łodzi. Mediator sądowy. Autor pierwszej na rynku polskim monografii dotyczącej agresji elektronicznej "Agresja elektroniczna wśród dzieci 40 i młodzieży".

Nowy numer "Do Rzeczy" od poniedziałku w kioskach

Źródło artykułu:Do Rzeczy
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (363)