Okoliczności i przyczyny katastrofy smoleńskiej
Co wiemy po 5 latach?
Co wiemy po pięciu latach od katastrofy smoleńskiej?
Kilka całościowych eksperckich opracowań o przyczynach katastrofy smoleńskiej, czterech podejrzanych w polskim śledztwie, dwa procesy dotyczące 10 kwietnia 2010 roku - to główne efekty pięcioletniego badania tragedii przez różne instytucje.
Samolot Tu-154 z delegacją na obchody 70-lecia zbrodni katyńskiej rozbił się pod Smoleńskiem 10 kwietnia 2010 roku o godz. 8.41. Zginęli wszyscy na pokładzie, w tym prezydent Lech Kaczyński, jego żona i wielu wysokich rangą urzędników państwowych i dowódców wojskowych - łącznie 96 osób.
(WP, PAP, oprac: mg)
"Winę za katastrofę ponosi strona polska"
Określeniem przyczyn tragedii zajmowały się komisje badania wypadków lotniczych, które jeszcze w 2011 roku przedstawiły swoje wnioski. Jako pierwszy - w styczniu 2011 r. - swoje ustalenia przekazał opinii publicznej rosyjski Międzypaństwowy Komitet Lotniczy (MAK), który zajmuje się m.in. badaniem wypadków w transporcie lotniczym na terenie 12 państw byłego ZSRR.
Zdaniem MAK, winę za katastrofę ponosi strona polska. W raporcie komitetu do bezpośrednich przyczyn katastrofy zaliczono m.in. zejście znacznie poniżej minimalnej wysokości odejścia na drugi krąg (100 m) i brak rekacji na ostrzeżenia systemu TAWS. Żadne z wytkniętych w raporcie uchybień nie obciążyło strony rosyjskiej. MAK uznał m.in., że obecność dowódcy Sił Powietrznych RP, gen. Andrzeja Błasika, w kabinie pilotów aż do momentu zderzenia tupolewa z ziemią wywierała presję psychologiczną na dowódcę samolotu, kapitana Arkadiusza Protasiuka. Podał również, że we krwi gen. Błasika stwierdzono 0,6 promila alkoholu.
"Raport niepełny i jednostronny"
Tezy zaprezentowane przez MAK spotkały się z krytyką ze strony polskiej. Polskie władze uznały ten raport za niepełny i jednostronny. Komisja Badania Wypadków Lotniczych Lotnictwa Państwowego pod kierownictwem ówczesnego szefa MSWiA Jerzego Millera zaprezentowała polskie uwagi do tego raportu. Wskazała na błędy w organizacji ruchu powietrznego na lotnisku w Smoleńsku. Zdaniem strony polskiej do katastrofy przyczyniły się brak decyzji o skierowaniu samolotu na lotnisko zapasowe, brak informacji o widzialności pionowej i spóźniona komenda odejścia.
Wdowa po gen. Błasiku tezy MAK, jakoby w jego krwi stwierdzono alkohol, oceniła jako "haniebną próbę szkalowania pamięci męża". Ostatecznie w marcu 2014 roku biegli przygotowujący opinię dla polskiej prokuratury, opierając się na badaniach toksykologicznych, podkreślili, iż zarówno gen. Błasik, jak i załoga Tu-154, personel pokładowy i funkcjonariusze BOR byli trzeźwi w momencie katastrofy.
Liczne nieprawidłowości po polskiej stronie i odpowiedzialność rosyjskich kontrolerów
Końcowy raport z badania katastrofy polska komisja opublikowała w lipcu 2011 roku. Wskazano w nim na liczne nieprawidłowości po polskiej stronie oraz na odpowiedzialność rosyjskich kontrolerów i złe wyposażenie lotniska. Komisja podkreśliła, że przyczyną katastrofy był splot okoliczności. Raport wskazał m.in., że załoga chciała wykonać jedynie próbne podejście do lądowania, nie wykonała zaś automatycznego odejścia m.in. z powodu braków w wyszkoleniu.
Zarzuty dla dwóch kontrolerów lotów ze Smoleńska
Niezależnie od badań komisji, wyjaśnianiem przyczyn tragedii i ich oceną prawno-karną zajmują się prokuratury. Główne polskie śledztwo ws. katastrofy prowadzi Wojskowa Prokuratura Okręgowa w Warszawie.
Jeszcze w sierpniu 2011 roku postawiła ona zarzuty niedopełnienia obowiązków służbowych dwóm oficerom, którzy w 2010 roku zajmowali dowódcze stanowiska w 36. specpułku. Chodziło o organizację lotu w zakresie wyznaczenia i przygotowania załogi samolotu. Podejrzani nie przyznali się do winy i odmówili składania wyjaśnień. Za zarzucany czyn grozi im do trzech lat więzienia.
24 marca tego roku - po uzyskaniu kompleksowej opinii biegłych - Warszawska Prokuratura Okręgowa wydała także postanowienie o postawieniu zarzutów dwóm kontrolerom lotów ze Smoleńska. Jednemu zarzuca się sprowadzenie bezpośredniego niebezpieczeństwa katastrofy, a drugiemu - nieumyślne sprowadzenie katastrofy. Formalnie grozi im do ośmiu lat więzienia. Uruchomiono procedurę co do ogłoszenia im postanowień i przesłuchania w charakterze podejrzanych.
Zapisy "czarnej skrzynki"
Częścią kompleksowej opinii biegłych była kolejna analiza kopii nagrań z kokpitu Tu-154. Polscy biegli ponownie skopiowali zapisy "czarnej skrzynki" w lutym 2014 roku w Moskwie. W mediach 7 kwietnia br. ujawniono część stenogramu z tego ponownego odsłuchu. Z tych publikacji wynikało, że w kokpicie do końca była osoba, oznaczona w stenogramach jako Dowódca Sił Powietrznych. Osoba ta miała uczestniczyć w czynnościach załogi niezbędnych przy lądowaniu. "W publikacji jest szereg nieścisłości" - oceniła prokuratura wojskowa i zapowiedziała śledztwo ws. wycieku.
Jak długo jeszcze potrwa rosyjskie śledztwo?
Nie ma informacji, jak długo potrwa jeszcze równolegle prowadzone rosyjskie śledztwo w sprawie katastrofy. Komitet Śledczy Federacji Rosyjskiej, który prowadzi to postępowanie ocenia kwestię odpowiedzialności kontrolerów wieży smoleńskiego lotniska.
Winni piloci?
Przed dwoma laty Komitet Śledczy dał do zrozumienia, że za winnych katastrofy polskiego Tu-154 pod Smoleńskiem może uznać jego pilotów. Przekazał też, że jeśli tak się stanie, ich rodziny będą mogły wyrazić swój sprzeciw, a wówczas sprawa trafi do sądu.
Kradzież pieniędzy z kart bankowych ofiary katastrofy
Natomiast w listopadzie 2013 roku moskiewski sąd wojskowy utrzymał w mocy wyrok pierwszej instancji na czterech rosyjskich żołnierzy, oskarżonych o kradzież pieniędzy z kart bankowych sekretarza generalnego Rady Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa Andrzeja Przewoźnika.
Jeden ze sprawców ograbienia zwłok został skazany na dwa lata kolonii karnej. Pozostali usłyszeli wyroki w zawieszeniu - od roku i ośmiu miesięcy do dwóch lat pozbawienia wolności. Skazani byli wśród żołnierzy skierowanych do ochrony miejsca wypadku.
Osobny wątek
Jeszcze wiosną 2011 roku ze śledztwa wojskowej prokuratury wydzielony został wątek organizacji przez cywilnych urzędników lotów premiera Donalda Tuska i prezydenta Lecha Kaczyńskiego do Smoleńska z 7 i 10 kwietnia 2010 roku. Sprawę prowadziła Prokuratura Okręgowa Warszawa-Praga. Śledztwo to prawomocnie zostało umorzone w listopadzie 2014 roku. Wcześniej (dwukrotnie) sąd uchylał wcześniejsze umorzenia i nakazywał prowadzenie postępowania.
"Były nieprawidłowości"
Cywilni prokuratorzy uznali, że choć były nieprawidłowości przy organizacji przez cywilnych urzędników lotów, to nie wystarczają one do postawienia zarzutów. Nie zakończyło to jednak rozpatrywania tego wątku sprawy, gdyż w sytuacji, gdy prokuratura dwukrotnie umarza śledztwo w sprawie przestępstwa ściganego z oskarżenia publicznego, osoba lub osoby nim pokrzywdzone mogą wnieść do sądu tzw. subsydiarny akt oskarżenia.
Niedopełnienie obowiązków przez BOR?
W warszawskim sądzie okręgowym toczy się już natomiast proces byłego wiceszefa BOR Pawła Bielawnego. Kwestia niedopełnienia obowiązków przez BOR była kolejnym z wątków badanych, w odrębnym śledztwie, przez praską prokuraturę. W czerwcu 2012 roku prokuratura skierowała akt oskarżenia w sprawie b. wiceszefa BOR.
Proces Bielawnego ruszył przed Sądem Okręgowym w Warszawie w końcu listopada 2014 roku. Były wiceszef BOR jest oskarżony o niedopełnienie - od 18 marca do 10 kwietnia 2010 roku - obowiązków związanych z planowaniem, organizacją i realizacją zadań ochronnych Biura. Bielawny nie przyznaje się do zarzutów.
Umorzone śledztwo
W marcu prokuratura wojskowa umorzyła natomiast śledztwo ws. lądowania w Smoleńsku, krótko przed katastrofą Tu-154, rządowego Jaka-40 z dziennikarzami na pokładzie. Po przesłuchaniu świadków i zapoznaniu się z nagraniami rozmów z kokpitu Jaka-40 oraz wieży na lotnisku smoleńskim prokurator uznał, że brak jest danych potwierdzających popełnienie przestępstwa "nieumyślnego sprowadzenia bezpośredniego niebezpieczeństwa katastrofy w ruchu powietrznym, jakim był manewr podejścia do lądowania na tym lotnisku".
Zespół parlamentarny ds. katastrofy smoleńskiej
Jeszcze w 2010 roku utworzony został zespół parlamentarny ds. katastrofy smoleńskiej, w skład którego weszli posłowie i senatorowie PiS. Na jego czele stanął Antoni Macierewicz. Jego zdaniem ustalenia prokuratury ws. przyczyn katastrofy w Smoleńsku nie mają nic wspólnego z faktami, a jej działania mają podłoże polityczne.
Przed rokiem zespół opublikował 200-stronnicowy raport z dotychczasowych prac. We wstępie Macierewicz napisał, że po czterech latach od katastrofy przedstawiciele administracji rządu "i powolnej mu prokuratury" wciąż nie chcą uczciwie zbadać, jak zginęła elita państwa polskiego. Jedną z głównych tez raportu było, że Tu-154 rozpadł się w powietrzu. Podkreślano w nim, że zdjęć szczątków Tu-154 pokazują "jak doszło do wybuchu i zniszczenia salonki prezydenckiej".
Przeciw tezom zespołu parlamentarnego występuje tzw. zespół smoleński przy kancelarii premiera, kierowany przez szefa Państwowej Komisji Badania Wypadków Lotniczych Macieja Laska. "Rejestratory dźwięku ani parametrów lotu nie potwierdzają tezy o wybuchu na pokładzie Tu-154" - powtarzają przedstawiciele tego zespołu.