Totalna kompromitacja rosyjskiej armii. "Król jest nagi"
Według najnowszej oceny wywiadu USA w Ukrainie zginęło lub zostało rannych ponad 220 tys. rosyjskich żołnierzy i najemników. W tym samym czasie ukryta mobilizacja w Rosji nie przynosi pożądanych przez Kreml efektów. - W przypadku rosyjskiej armii król jest nagi. Widać to na przykładzie ich ofensywy, m.in. w bitwie o Bachmut - mówi WP gen. Roman Polko.
Dane dotyczące rosyjskich strat przekazał brytyjski minister obrony Ben Wallace. - Siły rosyjskie mają w tej chwili w swoich wysiłkach jakieś naprawdę znaczące i głębokie problemy systemowe. Ostatnie oceny amerykańskie, które widziałem, szacują teraz liczbę ofiar na ponad 220 tys. zabitych lub rannych - powiedział Wallace.
To oznaczałoby, że w ciągu ostatnich kilku tygodni rosyjskie straty bardzo wzrosły, bowiem w lutym brytyjski wywiad oceniał liczbę zabitych i rannych rosyjskich żołnierzy regularnych wojsk oraz prywatnych firm wojskowych na 175 do 200 tys., z czego liczbę zabitych na 40-60 tys.
Według Centrum Studiów Strategicznych i Międzynarodowych (CSIS), armia rosyjska w ciągu roku inwazji poniosła najwięcej strat bojowych od czasów II wojny światowej. Łącznie: 200-250 tys. ludzi, w tym 60-70 tys. zabitych. Według ich danych średnie miesięczne straty Rosji w Ukrainie są co najmniej 25 razy wyższe niż w Czeczenii i 35 razy wyższe niż w Afganistanie.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Chaos w rosyjskim dowództwie? Gen. Skrzypczak nie ma wątpliwości
Zdaniem gen. Romana Polko, byłego szefa jednostki specjalnej GROM, ponoszone straty wiążą się z jakością wysyłanych na front rosyjskich żołnierzy.
"Kryminaliści i degeneraci na froncie"
- Największym problemem Putina jest to, że prowadzi negatywną selekcję przy wyborze żołnierzy. Na początku konfliktu byli to przedstawiciele odległych republik wschodnich, mieszkańców azjatyckiej części Rosji. Pojawili się na froncie słabo wyszkoleni i technicznie nieprzygotowani. A w ostatnim czasie do walki o Bachmut - w ramach Grupy Wagnera - rzucono kryminalistów. To nie jest profesjonalne wojsko, a zgniłe, zdegenerowane, bandyckie środowisko. Jak ma być zmotywowana rosyjska armia czy kolejni rezerwiści - jeśli obok nich walczą kryminaliści i przestępcy? - pyta retorycznie gen. Polko w rozmowie z Wirtualną Polską.
I jak dodaje, zawodowi żołnierze mając u boku takie formacje tracą morale.
- Dzisiaj armia Putina to brudni, obdarci, niedofinansowani, niedozbrojeni, pogardzani przez oficerów, pozostający w feudalno-stalinowskich relacjach żołnierze. Giną masowo, nie są wycofywani z frontu, mimo dużych strat, a ich zdolność bojowa nie jest odtwarzana. Używają coraz starszego sprzętu, wyciągają zapasy z magazynów. A za niedługo będą mieli naprzeciw siebie ukraińskich żołnierzy z zachodnim, nowoczesnym sprzętem - uważa były szef GROM.
Z kolei płk Piotr Lewandowski, były dowódca bazy w Redzikowie i weteran zagranicznych misji wojskowych zwraca uwagę, że na tym etapie konfliktu, duże straty są nie tylko po rosyjskiej stronie, ale też po ukraińskiej.
- Czy Rosjanie stracili 220 tysięcy żołnierzy? Byłbym ostrożniejszy w szacunkach i bliższy tezy, że liczba oscyluje między 170-220 tysięcy. Na pewno rosyjskie straty są duże, ukraińskie również. To są setki dziennie po obu stronach - zabitych i rannych. Ich skutkiem jest upośledzanie w dłuższej perspektywie zdolności obu armii - mówi WP płk Lewandowski.
I jak przypomina, to dlatego zarówno w Rosji, jak i w Ukrainie cały czas prowadzony jest nabór do armii.
- W wyniku tak dużych strat organizuje się obecnie permanentny pobór ludzi. Czy pozwala odtworzyć zdolność bojową? Jeśli straty realnie wynoszą 15 tysięcy żołnierzy, to dokładają resztę, by próbować wypracować przewagę. Jak widzimy, z różnym, często krwawym skutkiem - ocenia wojskowy.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Armia Ukrainy się zmieniła? Ekspert nie ma złudzeń
Przypomnijmy, że jesienna mobilizacja w Rosji miała pozwolić przerzucić na front ok. 300 tysięcy żołnierzy. Obecnie nie ogłasza się oficjalnie kolejnego poboru, ale Kreml stosuje inny zabieg - ukrytą mobilizację.
- Ten proces trwa. I w ramach ukrytej mobilizacji co miesiąc Rosjanom udaje się mobilizować ok. 20 tys. osób. Dodatkowo. Przygotowywane są też nowe działania mobilizacyjne - mówił Jusow, cytowany przez agencję Interfax-Ukraina. Przedstawiciel HUR zwrócił uwagę na kwestię szkolenia zmobilizowanych. Jak wskazał, "baza szkoleniowa w Rosji jest niewystarczająca, dlatego wykorzystywane są poligony na Białorusi". - Wszystkie liczby są znane i analizowane - przekazał.
"Rosjanie musieliby mieć trzy miliony żołnierzy"
Zdaniem płk. Lewandowskiego 300 tys. rosyjskich rezerwistów, które obecnie mają na froncie, nie umożliwi im zwycięstwa.
- Do takiej wojny, jaką toczą obecnie, potrzebowaliby trzech milionów żołnierzy. Mają cały czas znacznie mniej. Mowa jest przecież o ogromnej długości frontu. Tymczasem Rosjanie utworzyli ugrupowania rodem z II wojny światowej, a niektóre jeszcze są kopią z I wojny światowej. Ich ofensywy wyglądają jak ganianie się poszczególnych kompanii po polu. Dziś nie ma możliwości, by wysłać w trzech falach po 200 czołgów. Rosyjska armia dostosowana do operacji manewrowej walczy taktyką z czasów II wojny światowej. W efekcie nie ma zdolności przełamujących - ocenia płk Lewandowski.
W mocniejszych słowach stan rosyjskiej armii ocenia gen. Polko.
- W przypadku rosyjskiej armii zdecydowanie król jest nagi. Przecież, żeby przygotować żołnierza do działań w plutonie czy kompanii potrzeba co najmniej pół roku szkolenia. Nie ma zmiłuj się, przygotowanie musi być intensywne z pełnym sprzętem i uzbrojeniem. A rosyjski żołnierz idzie na front z wyposażeniem z minionej epoki, jest rzucany na front jak "świeżynka". Takie myślenie Putina i jego generałów, wykonujących ślepo rozkazy działa w rosyjskiej armii w odwrotną stronę. W efekcie mamy kolejne niewyszkolone i niedozbrojone masy, które nie wykonają przełomu na froncie - uważa były szef GROM.
W jego ocenie armia Putina się kompromituje. - Równie dobrze wszystkie podręczniki dotyczące taktycznych i operacyjnych działań rosyjskich wojsk można wyrzucić do kosza na śmieci. Przykładem niech będzie tempo natarcia na Bachmut. Przesuwanie się tam rosyjskich jednostek ma się tak do tempa zapisanego w podręcznikach taktyki jak 1 do 100. Przecież nie ma sensu prowadzić natarcia, jeśli wiąże się ono z tak wielkimi stratami i niewielkimi postępami. Putin próbuje zaklinać rzeczywistość i robi to nieudolnie - komentuje gen. Polko.
I jak podkreśla, ukraiński żołnierz ma zdecydowaną przewagę nad rosyjskim. - Ma większe morale, lepszą jakość, podejście do walki i znajomość terenu. W symulacjach komputerowych ukraińskie wojska specjalne i inne doborowe jednostki przegrywały z rosyjskimi na froncie. Komputer brał bowiem pod uwagę jedynie przewagę liczebną. A nie uwzględniał czynnika wyszkolenia, chęci i motywacji. A także inteligencji i woli walki - podsumowuje były szef GROM.
Sylwester Ruszkiewicz, dziennikarz Wirtualnej Polski
WP Wiadomości na:
Wyłączono komentarze
Jako redakcja Wirtualnej Polski doceniamy zaangażowanie naszych czytelników w komentarzach. Jednak niektóre tematy wywołują komentarze wykraczające poza granice kulturalnej dyskusji. Dbając o jej jakość, zdecydowaliśmy się wyłączyć sekcję komentarzy pod tym artykułem.
Redakcja Wirtualnej Polski