Oględziny "Sokoła"
Wciąż nie wiadomo, czy przyczyną wypadku TOPR-owskiego "Sokoła", była awaria silników, czy też ich zatrzymanie, spowodowane na przykład defektem układu paliwowego- wynika ze wstępnych oględzin specjalistów.
W czwartek po południu Komisja Badań Wypadków Lotniczych dokonała oględzin miejsca zdarzenia oraz śmigłowca. "Sokół" TOPR w środę przed południem zmuszony był do awaryjnego lądowania na Polanie pod Jeziorem w Murzasichlu k. Zakopanego.
_ "Po oględzinach silników na miejscu wypadku nie widać żadnych przyczyn, które mogłyby spowodować ich zatrzymanie. Nic nie wskazuje na to, że podczas lotu wyłączył się pierwszy silnik, a potem drugi. Gdyby do silnika wleciało ciało obce, np. kamień lub bryła lodu, to po otwarciu wlotów do sprężarek można byłoby to zobaczyć, a tu nic takiego nie było"_ - powiedział przewodniczący Głównej Komisji Badania Wypadków Lotniczych, Stanisław Żurkowski.
Przewodniczący komisji nie wykluczył, że mógł zawieść układ paliwowy śmigłowca albo samo paliwo. "Właśnie dlatego pobraliśmy próbki ze zbiorników maszyny. Mamy także próbki pobrane ze śmigłowca i z dystrybutora przed startem. Wszystkie zostaną zbadane" - powiedział.
Uszkodzona maszyna trafi do producenta - PZL Świdnik. "To jest najlepsze miejsce, gdzie pod nadzorem przedstawicieli Komisji Badania Wypadków Lotniczych zostanie sprawdzony przede wszystkim układ paliwowy. Silniki zostaną wymontowane i trafią do ich producenta w Rzeszowie, gdzie zostaną bardzo dokładnie rozmontowane i obejrzane" - dodał.
Według Żurkowskiego, wstępne opracowanie wyników badań zajmie komisji dwa - trzy miesiące.
Członkowie komisji obejrzeli ślady uderzenia śmigłowca o ziemię. Specjaliści dokonali oględzin całej maszyny, podwozia i wnętrza kabiny, silników oraz ich wlotów i wylotów. Mechanicy wymontowali dwa rejestratory: parametrów lotu oraz rozmów załogi, które składają się na tzw. czarną skrzynkę.
Śmigłowiec ma uszkodzone łopaty głównego wirnika, zniszczone tylne śmigiełko, złamaną belkę ogonową i uszkodzone przednie podwozie.
Przewodniczący GKBWL powiedział, że zniszczenia nie wydają się być tak duże, jak pierwotnie przypuszczali przedstawiciele Lotniczego Pogotowia Ratunkowego na podstawie oględzin maszyny w dniu wypadku.
"Nie widzę powodu, aby ten śmigłowiec trzeba było skasować. Oczywiście oceni to producent, ale wydaje mi się, że belkę ogonową można wymienić na nową, przednie podwozie jest uszkodzone, ale główne jest w porządku. Kadłub ma niewielkie uszkodzenia. Trzeba też będzie wstawić nowy komplet łopat" -ocenił Stanisław Żurkowski.
Mechanicy zdemontowali łopaty głównego wirnika, aby przygotować śmigłowiec do transportu. Prawdopodobnie w piątek maszyna z pomocą miejscowych strażaków zostanie zabrana z miejsca wypadku.
Śmigłowiec, który w środę wspomagał ratowników TOPR w poszukiwaniach ofiar na lawinisku pod Rysami, po zatrzymaniu się drugiego silnika lądował na dość stromej i otoczonej lasem polanie, o średnicy około 100 - 200 metrów. Na jej obrzeżach stoi kilka domów. Śmigłowiec lądował "pod stok", po pierwszym zetknięciu z ziemią przemieścił się 20 - 30 metrów. Zatrzymał się w odległości ok. 10 metrów od piętrowego budynku, łopaty głównego wirnika maszyny stanęły ok. 6 metrów od okien.
W skład komisji badającej wypadek "Sokoła" wchodzą przedstawiciele: Lotniczego Pogotowia Ratunkowego, które dzierżawi od TOPR śmigłowiec; PZL Świdnik, gdzie dokonywano przeglądów i remontów maszyny oraz WSK Rzeszów, która jest producentem silników helikoptera. (iza)