Odsłania prawdę o życiu w Kaliningradzie. "Polacy nie chodzą tu z karabinami"

Paulina Siegień w książce "Miasto bajka. Wiele historii Kaliningradu" rozprawia się z mitami, które od lat tworzą się w głowach nie tylko Rosjan, ale i Polaków. Okazuje się, że obwód kaliningradzki to niekoniecznie tylko rakiety Iskander, broń jądrowa i rosyjscy agenci.

Kaliningrad
Kaliningrad
Źródło zdjęć: © Getty Image | Polina Bridskaâ / EyeEm
Mateusz Ratajczak

02.06.2022 17:21

Poranny program Wirtualnej Polski

"Niektórzy myślą, że skoro to jest region między dwoma państwami NATO, tam nie jest bezpiecznie. Liczba rezerwacji na tegoroczne wakacje spadła o ok. 20-30 proc. rok do roku. To duży spadek. Gubernator, zapraszając do obwodu kaliningradzkiego, zapewnia Rosjan, że Polacy nie chodzą tu z bronią automatyczną".

Mateusz Ratajczak, dziennikarz Wirtualnej Polski: Skoro "wiele historii Kaliningradu", to ja pozwolę sobie zapytać, jaka historia obwodu kaliningradzkiego pisze się dzisiaj – po sankcjach na Rosję, po odcięciu obwodu od reszty świata, a przynajmniej od reszty Europy?

Paulina Siegień, autorka książki "Miasto bajka. Wiele historii Kaliningradu": Dzisiaj pisze się taki scenariusz, który był najczęściej prezentowany przez władze rosyjskie obwodu kaliningradzkiego jako pewne zagrożenie - że wrogie sąsiednie kraje Unii Europejskiej, NATO mogą na różne sposoby starać się obwód kaliningradzki zdestabilizować czy nawet podbić. Oczywiście podstawowym narzędziem destabilizacji jest blokada. No i teraz mamy do czynienia z tą blokadą, tylko że nie z winy państw zachodu, chociaż oczywiście w Rosji można tak to przedstawiać i zawsze będą ludzie, którzy będą w to wierzyć. Natomiast wydaje mi się, że w Kaliningradzie bardzo wiele osób doskonale rozumie, co się dzieje i zdaje sobie sprawę z tego, jak wielkie jest o zagrożenie. To ogromny problem dla obwodu kaliningradzkiego - region funkcjonuje w poczuciu ciągłej sytuacji nadzwyczajnej. W ten sposób działają władze. Biznes jest w panice, ponieważ biznesy kaliningradzkie były zazwyczaj zbudowane jednak na bardzo bliskiej współpracy z sąsiadami, z krajami Unii Europejskiej. Nikt nie wie, jaki schemat funkcjonowania tego regionu można by zaproponować, by obwód działał chociaż trochę tak, jak funkcjonował kiedyś.

Skoro jest odcięty, to chyba się nie da. Jak to wpływa na życie, nie tylko na biznesy, ale po prostu na życie. Widzimy media społecznościowe, Telegram jest pełen informacji o wielkich podwyżkach produktów spożywczych, które trzeba teraz ściągać z odległych miejsc Rosji.

Ja bym zawsze wszystkim radziła, żeby to, co widzą w Telegramie, dzielić na dwa, zwłaszcza jeżeli nie są to konta uznanych mediów. Ale rzeczywiście w Kaliningradzie, tak jak w całej Rosji, bardzo wiele kategorii produktów drożeje, ale z drugiej strony różne manipulacje z kursem rubla pozwalają władzom te ceny okresowo zbijać. I właściwie dużo gorszy był początek wojny, bo wtedy działał efekt szoku i paniki. Natomiast z czasem to się troszkę ustabilizowało, ale wciąż ten wzrost cen jest zauważalny, jest znaczący. Moi przyjaciele z Kaliningradu donoszą mi, że po prostu jest trochę jakby luźniej na półkach sklepowych.

I co jeszcze opowiadają znajomi? Nie tylko na temat tego, co w sklepach, ale jak się funkcjonuje. To znaczy: czy jest praca?

Jeszcze takiego bardzo wyraźnego efektu sankcji nie ma. Wszyscy się jeszcze starają jakoś utrzymać, a do tego władze regionalne obiecują bez przerwy wielomilionowe pakiety pomocowe dla biznesu, które mają pomóc w przejściowym okresie adaptacji i w znalezieniu nowych dostawców oraz rynku zbytu. Według narracji władz regionalnych wszystko jest pod kontrolą - wiemy, co robimy i mamy bardzo duży budżet, który pozwala nam te wszystkie negatywne skutki w jakiś sposób neutralizować. 

Ale to są tylko obietnice, które na razie czekają na realizację, czy coś w tym zakresie się dzieje na miejscu?

Pewne możliwości zasypywania różnych dziur pieniędzmi na tym etapie jeszcze są możliwe, ale one oczywiście nie są nieskończone. Rosja będzie się coraz głębiej pogrążać w kryzysie, a Kaliningrad dostaje pieniądze z budżetu federalnego. Jak wiemy, Federacja Rosyjska jest federacją tylko z nazwy. Żaden region nie dysponuje swoim własnym budżetem i nie może sam nim rozporządzać. Obwód kaliningradzki wszystko, co wyprodukuje, wszystkie podatki, jakie zbierze, wysyła do Moskwy i potem uznaniowo one z Moskwy wracają, więc region jest mocno uzależniony od centrum. Najlepszym przykładem kryzysu są zakłady Awtotor, które produkują samochody osobowe. To firma, która w maju obchodziła swoje 25-lecie. To powinno być duże i bogate święto, ale faktycznie był to raczej taki smutny dzień, bo większość pracowników jest na postojowym. Firma robi takie niestandardowe ruchy, bo na przykład wydzieliła swoim pracownikom ziemię pod ogródki albo proponuje im prace zastępcze, np. przy zbieraniu płodów rolnych w innych częściach regionu.

Jak rozumiem, to uzależnienie finansowe obwodu od Moskwy to też uzależnienie polityczne? To Kreml decyduje, kto administruje obwodem, wraz z lokalnym biznesem i oligarchami? Nie wiem, czy tacy tam w ogóle zaistnieli.

Oczywiście są ludzie bogaci w Kaliningradzie, najczęściej w branży budowlanej. Natomiast powiedzieć, że w Kaliningradzie są oligarchowie, to przesada. To znaczy są oligarchowie moskiewscy, bo gubernator, który rządzi od 2016 roku, przyjechał z Moskwy, jest członkiem partii Jedna Rosja i osobą, która ma w najwyższych kręgach władzy dobre znajomości i całkiem niezły dostęp do Putina, co się bardzo liczy w przypadku władz regionalnych. On przywiózł ze sobą czysto moskiewskie interesy, moskiewski kapitał i oligarchów, którzy starają się mocno ten region kolonizować (bo wcześniej był lekki zastój). W regionie to się niekoniecznie podoba, ale oczywiście obwód jest bardzo zależny od Moskwy pod każdym względem. Musimy pamiętać, że jest to też region mocno zmilitaryzowany. Ja go postrzegam w taki dualistyczny sposób - z jednej strony jest to region, w którym rzeczywiście ludność cywilna jest dosyć zwesternizowana, jest tam stosunkowo dużo ludzi o proeuropejskich, proliberalnych poglądach. W tej chwili toczy się tam dużo spraw z nowymi represyjnymi ustawami o dyskredytacji Sił Zbrojnych Rosji, czyli de facto jest tam dużo ludzi, którzy głośno mówią, że trwa wojna i się tej wojnie sprzeciwiają. Tych spraw w Kaliningradzie jest bardzo dużo, biorąc pod uwagę liczbę mieszkańców. Są to praktycznie rekordziści po Moskwie i Petersburgu. A z drugiej strony jest tam wiele jednostek wojskowych, stacjonuje tam Flota Bałtycka, są wojskowi i ich rodziny, jest cały aparat urzędniczy, są służby specjalne, więc jest duży segment ludzi, którzy mają bardzo propaństwowe, bardzo lojalne i konserwatywno-patriotyczne poglądy.

A jak mieszkańcy widzą Polskę i Polaków dzisiaj oraz jak oceniali w tym czasie, kiedy mogli przekraczać granicę?

Muszę przypomnieć, że mieszkańcy obwodu kaliningradzkiego nie mogą przekraczać granicy już od ponad trzech lat, dlatego że granica została zamknięta obustronnie i z Polską, i z Litwą jeszcze w marcu 2020 r. w związku z pandemią koronawirusa. I ten czas Kaliningradczycy brali na przeczekanie, bo możliwość wyjazdu za granicę jest ważnym elementem budowania tożsamości lokalnej. Oni zawsze uważali za dużą korzyść regionu, że tak łatwo mogą wyjechać na Zachód, do Unii Europejskiej, że częściej bywają w Berlinie niż w Moskwie. O ile pandemia dała jakąś nadzieję na normalizację, to teraz jest takie bardzo nieprzyjemne poczucie, że zupełnie nie wiadomo, kiedy sytuacja mogłaby wrócić do chociażby względnej normy. Są problemy z uzyskaniem wiz w Kaliningradzie. Konsulaty zamykają się, centra wizowe nie obsługują ludzi, kwestie płatności za te wizy stały się skomplikowane w obliczu sankcji nałożonych na rosyjski sektor bankowy. Kiedyś spotkałam się z opinią, że gdyby granica została zamknięta, to jest to jedyny realny powód do dużego buntu w Kaliningradzie, ale na razie tego buntu nie widać. Ludzie o poglądach prozachodnich, proukraińskich, przeciwnicy wojną boją się jedynie eskalacji tego konfliktu. 

Jak Rosjanie traktują to miejsce? To taka europejska wersja Rosji czy mniej putinowska wersja Rosji?

Rosjanie bardzo chętnie przyjeżdżali do obwodu kaliningradzkiego na wakacje. Tam są jeszcze stare przedwojenne niemieckie kurorty. Są one utrzymane w dobrym stanie, w ostatnich latach wpompowano w nie dużo pieniędzy. Marka Kaliningradu sprowadzała się do tego, że to jest taka bardziej zachodnia Rosja. Mimo że Zachód jest przedstawiany oficjalnie w Rosji w ramach tamtejszej propagandy, jako największe zło. Dodatkowo Rosjanie obawiają się eskalacji konfliktu, zastanawiając się, czy ten region jest bezpieczny. Niektórzy myślą, że skoro to jest region między dwoma państwami NATO, tam nie jest bezpiecznie. Liczba rezerwacji na tegoroczne wakacje spadła o ok. 20-30 proc. rok do roku. To duży spadek. Gubernator, zapraszając do obwodu kaliningradzkiego, zapewnia Rosjan, że Polacy nie chodzą tu z bronią automatyczną.

Dlaczego "Miasto Bajka" w tytule książki?

W Kaliningradzie dużo więcej rzeczy dzieje się w wyobraźni. Każdy po swojemu wyobraża sobie to miasto czy cały obwód. My, sąsiedzi, wyobrażamy sobie Kaliningrad jako taką straszną bajkę, pełną strasznych elementów. Są tu rakiety Iskander, jest broń jądrowa, jest wielu rosyjskich agentów. To jednak są tylko nasze wyobrażenia. Mało osób było tu na tyle długo, żeby móc sobie ten obraz trochę zmienić i pokazać, że jest to dziwne miejsce, ale pod wieloma względami zwyczajny region Rosji, także Europy.

Nasze wyobrażenia są także takie, że któregoś dnia przyjdzie nam walczyć o tzw. przesmyk suwalski, czyli trasę z Białorusi do obwodu kaliningradzkiego.

To jedna z bajek, utartych narracji, które wiążą się z Kaliningradem. Mam nadzieję, że nie przyjdzie nam walczyć o przesmyk suwalski, że ta wojna nie będzie eskalować.

Zobacz także