Odpowie za wyrzucenie noworodka przez okno
Ewa M., 29-latka oskarżona o zabicie swojego nowo narodzonego syna, powiedziała przed Sądem Okręgowym w Warszawie, że nie wie, dlaczego zabiła noworodka.
04.01.2006 | aktual.: 04.01.2006 15:07
Początkowo kobieta miała odpowiadać za zabicie dziecka w połogu, pod wpływem szoku, ale po jej zeznaniach prokuratura uznała, że była ona poczytalna i postawiła jej ostatecznie cięższy zarzut zabójstwa. Ewie M. grozi więc nawet dożywocie.
Do tragedii doszło w nocy z 10 na 11 maja ubiegłego roku na warszawskiej Woli. Kobieta urodziła dziecko - jak twierdzi - w tajemnicy przed śpiącymi rodzicami. Pępowinę przecięła nożyczkami i wzięła noworodka na ręce, by przestał płakać. Wyszła na balkon i zrzuciła synka w dół, z 9. piętra.
Przed sądem Ewa M. przyznała się do winy i powiedziała, że żałuje swojego czynu. Jednocześnie odmówiła składania wyjaśnień. Podczas śledztwa, w maju 2005 r., powiedziała m.in.: Nie wiem czemu, machinalnie, wyrzuciłam je. Nie wiem, co mną kierowało. Chciałam urodzić i mieć to dziecko.
Zeznała również, że starała się ukryć ciążę. Zaciekawionym jej stanem osobom mówiła, że ma problemy z wątrobą od picia kawy i dlatego brzuch jej puchnie. Ewa M. ma dwójkę synów. Starszy mieszka z jej pierwszym mężem, młodszego oddała do domu dziecka. Jego ojcem jest ten sam mężczyzna - Maciej Z. - który był ojcem zabitego noworodka.
Ewa M. pytana w środę przez sąd, czy powiedziała ojcu dziecka o ciąży, odparła, że tak. Jednak Macieja Z. nazwała "przejściowym partnerem". Wyjaśniła, że choć początkowo ucieszył się on na wieść o dziecku, nie chciała się z nim związać, bo pił alkohol, a ona uważa się za abstynentkę. Oskarżona dodała, że być może na jej decyzję o zabiciu dziecka miał wpływ strach, jaki czuła przed swoim ojcem. Według niej, gdy miał on pracę, pił i bił matkę, gdy był bezrobotny, był spokojnym człowiekiem. W tamtym okresie ojciec pracował - powiedziała Ewa M.
Rodzice i brat oskarżonej odmówili składania zeznań przed sądem. Na korytarzu sądu matka wołała: Coś ty zrobiła córko kochana? Ewa M. nie odpowiedziała.
W środę sąd przesłuchał świadków - sąsiadów oskarżonej. Jedna z sąsiadek zeznała, że gdy wyszła rano na balkon, zauważyła "coś" leżącego na dachu przybudówki bloku. Wydawało mi się, że to jakaś lalka. Ale kiedy podleciał ptak i zaczął ją dziobać, zrozumiałam, że musi być to coś organicznego - powiedziała.
Sąd przerwał proces do 2 lutego. Przesłucha wtedy ojca zabitego dziecka i przyjaciółkę oskarżonej, którzy nie przybyli się do sądu. Zapozna się też z opiniami biegłych psychologów i psychiatrów oraz lekarzy położników, którzy badali Ewę M. po porodzie.