Mieszkaniec Warszawy pogrzebany za życia. "Myśleli, że nie żyję"
W mieszkaniu w bloku na warszawskim Ursynowie odnaleziono zwłoki mężczyzny. Na miejscu pojawiła się policja i przeprowadzono identyfikację ciała, które potem skremowano i pochowano w rodzinnym grobie. Niedługo po pogrzebie do domu wrócił jednak 60-latek, którego wcześniej uznano za zmarłego.
Historia 60-latka ze stołecznego Ursynowa to szereg pomyłek urzędników i śledczych, które ujawnili dziennikarze warszawskiej "Gazety Wyborczej".
W kwietniu tego roku mieszkańcy jednego z bloków zawiadomili służby o nieprzyjemnym zapachu dochodzącym z jednego z mieszkań. Sąsiedzi wskazywali, że odór pochodzi z mieszkania 60-latka, którego dawno nie widzieli. Po wyłamaniu zamków i wejściu do środka, funkcjonariusze policji znaleźli zwłoki w stanie zaawansowanego rozkładu. Na miejscu zabezpieczyli też prawo jazdy należące do mężczyzny.
O znalezieniu ciała poinformowano byłą żonę 60-letniego pana Jarosława, do którego należało znalezione w mieszkaniu prawo jazdy. W rozmowie z "Wyborczą" kobieta przyznała, że po przyjechaniu na miejsce jeden z policjantów miał jej przekazać, że ciało jest w takim stanie, że ta "nie byłaby w stanie go rozpoznać". Kobieta zrezygnowała więc z identyfikacji. Rzecznik mokotowskiej policji Robert Koniuszy zapewnił jednak dziennikarzy, że tożsamość mężczyzny potwierdziła "osoba najbliższa dla denata".
Pogrzeb odbył się niecały miesiąc później. Znalezione ciało skremowano i na początku maja złożono do rodzinnego grobu. "Wyborcza" podaje, że mieszkanie, w którym ujawniono zwłoki, oczyściła firma sprzątająca, a nawet pojawiły się pierwsze osoby, które były zainteresowane kupnem nieruchomości.
"Zmarły" wrócił do domu
Niedługo po pogrzebie do mieszkania na Ursynowie przyszedł jego 60-letni właściciel.
- Moje drzwi wyglądały jak po włamaniu i miałem do naprawy framugę. W środku było pusto, a panujący zapach był nie do zniesienia. Spotkałem kolegów, a ci patrzyli na mnie jak na ducha. Nie miałem pojęcia, co się stało, kiedy mnie nie było - powiedział dziennikarzom pan Jarosław.
Jak ustalono, mężczyzna przez te kilka miesięcy był w areszcie. Odbywał karę za uchylanie się od obowiązku płacenia alimentów. Klucze do mieszkania przekazał bezdomnemu koledze.
Źródło: "Gazeta Wyborcza"