Odlot Korwin-Mikkego. "Co 10. dziecko pomyśli, że pedofilia to coś fajnego"
Sejm w czwartek przyjął tzw. ustawę Kamilka, czyli projekt nowelizacji kodeksu rodzinnego i opiekuńczego. Przeciwni przepisom byli posłowie Konfederacji i Wolnościowców. Janusz Korwin-Mikke krytykował przepisy i uważał, że nie mają one sensu. - Jeżeli będzie dziecku mówili, że okropną rzeczą jest pedofilia, to co 10. dziecko pomyśli "aha, to ta pedofilia to coś fajnego" - mówił w parlamencie.
W czwartek Sejum przyjął projekt nowelizacji kodeksu rodzinnego i opiekuńczego, nazywany "ustawą Kamilka", gdyż został sporządzony przez Suwerenną Polskę jako odpowiedź na wrzawę po śmierci 8-latka z Częstochowy, który przez długi okres był katowany przez ojczyma. Przewiduje on m.in. obowiązek analiz najpoważniejszych przypadków przemocy, wdrożenie w różnych instytucjach standardów ochrony dzieci, wprowadzenie instytucji reprezentantów dzieci oraz kwestionariusza oceny ryzyka dla służb.
Ustawę poparli niemal wszyscy posłowie w Sejmie. Sprzeciwili się jedynie politycy Konfederacji oraz Wolnościowców. Wcześniej z mównicy krytykowali oni propozycję zmian przepisów.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Korwin-Mikke o przemocy i pedofilii
- Jest stare powiedzenie, że jak chcesz, żeby coś było zrobione, to możesz albo zrobić to samemu, albo zapłacić komuś, albo zabronić dziecku to robić. Jeżeli będziecie dziecku mówili, że okropną rzeczą jest pedofilia, to co 10. dziecko pomyśli "aha, to ta pedofilia to coś fajnego" - mówił poseł Konfederacji Janusz Korwin-Mikke. Przekonywał, że ma ośmioro dzieci i "wie, jak one rozumują".
- Nie rozumiecie, że dziecko jest istotą. To nie jest tak, że jak wydamy ustawę, to dziecko się zastosuje. Nie. Dziecko jest żywą istotą i ono musi wiedzieć, jakie jest jego miejsce w rodzinie. Jeśli zaburzy naturalne miejsce w rodzinie, to wtedy konsekwencje tego są fatalne - mówił.
Przekonywał, że kiedyś dzieci się bały ojców, "dzięki czemu nie trzeba było używać przemocy". - Gdy się podważa autorytet ojca, to dziecko się nie boi, ale przecież dziecko nie może włazić rodzicom na głowę. No i trzeba użyć przemocy, bo nie ma innego sposobu. Nie może być tak, że dzieci robią co chcą, żeby na jezdni właziły pod samochody - mówił.
Sośnierz krytykuje niektóre przepisy
Dobromir Sośnierz z Wolnościowców przyznał, że część zmian jest "rozsądna", a część "dyskusyjna". Przekonywał, że złym pomysłem jest, by sąd przesłuchiwał małoletniego i uwzględnia jego opinię. - Dziecko powinno być wysłuchiwane tylko na okoliczność faktów, nie na okoliczność ocen. Gdybyśmy uznawali, że dziecko adekwatnie ocenia sytuację, to byśmy uznali je za pełnoletnie - mówił.
Sośnierz krytykował także przepisy za "umacnianie się trendu do upaństwowienia opieki nad dzieckiem".
Czytaj więcej: