"Odebrałem życie trzem osobom". Kierowca opowiada, co stało się w Brzeźniku
Zimny sobotni wieczór, nieoświetlona droga. Kierowca bmw wjeżdża w grupę ludzi. "Zobaczyłem tylko czarne postury, białe podeszwy. Czułem uderzenie, pył w oczach, szkło na powiekach, okruchy w ustach, krew spływającą po palcach" - pisze Mateusz.
Do tragicznego wypadku doszło w sobotę wieczorem. W pięcioosobową grupę pieszych wjechał kierowca BMW. Śmierć poniosły trzy osoby - 18-letnia kobieta i dwóch mężczyzn w wieku 24 i 25 lat. Wszyscy to obywatele Ukrainy.
Sprawca wypadku był wielokrotnie atakowany w komentarzach w sieci. Powód numer jeden - jechał bmw. Krytyka spadła też na ofiary zdarzenia. Bo były pijane, bo nie miały kamizelek odblaskowych, bo były narodowości ukraińskiej.
Autem kierował Mateusz. Mateusz ma 26 lat. Postanowił opublikować w sieci swój przejmujący manifest. Post można znaleźć na facebookowym profilu "Stoją Stargard". Słowa robią wrażenie, ale czy kierowca jest niewinny (jak sam pisze, nie usłyszał zarzutów)? Pytamy policji z Bolesławca, czy Mateusz przekroczył prędkość. - Na ten temat wypowie się biegły - odpowiada oficer prasowy asp. szt. Anna Kublik-Rościszewska.
"Uderzenie, pył w oczach, szkło na powiekach"
Mateusz i grupa jego znajomych, dwoma samochodami, jechali w sobotę na dyskotekę. W jednym były cztery osoby, w drugim - on i kolega. "23.03.19 mój świat jak i świat trzech ofiar wypadku się skończył. Na nieoświetlonym odcinku drogi, poza terenem zabudowanym, na łuku, wjechałem w grupę ludzi, których w żaden sposób nie mogłem zobaczyć. Zobaczyłem tylko czarne postury i białe podeszwy i koniec... ułamek sekundy, zero jakiegokolwiek wyostrzenia, nic... po prostu" - pisze kierowca w swoim manifeście.
"Czujesz tylko uderzenie, pył w oczach, szkło na powiekach, okruchy w ustach, krew spływającą po palcach, puch z kurtki unoszący się w powietrzu... Nie masz na to wpływu, choćbyś chciał. To się stało tu i teraz i tego nie cofniesz" - dodaje.
26-latek z obawy przed uderzeniem w drzewa zjechał do lewej krawędzi drogi. "Mrużąc piękące oko, czy oby na pewno nic nie jedzie z naprzeciwka, zjechałem do 0, trzymałem obie ręce na kierownicy, wrzuciłem bieg, zgasiłem silnik i wyszedłem... Nie opiszę wam tego widoku, ten skrzep krwi na asfalcie, te krzyki, drobne monety, porozrzucane buty... To było straszne" - pisze kierowca.
"Po chwili dowiadujesz się, że nie potrąciłeś dwóch osób, a trzy... Jedna żyje, ale dwóch już nie ma. Rozumiesz, to nie jest film, żadna gra z autosavem, to się dzieje tu i teraz" - kontynuuje.
Porozrzucane strzykawki, akcja reanimacji
Mateuszowi pomogli znajomi. "Robią wszystko za ciebie, bo wiesz, że chcesz pomóc, ale nie masz odwagi podejść, nie jesteś w stanie powiedzieć dyspozytorce, kto jest w jakim stanie. Czujesz miękkie nogi i masz świadomość, że odebrałeś komuś życie. Pot spływa ci po czole, łzy po policzkach..." - opowiada 26-latek.
I dodaje: "Nie jest istotne to, czy wina jest twoja, czy ich. Żaden wyrok, żadna renta, żadna odpowiedzialność nie zwróci ci sumienia, nawet jeśli to było przypadkowe, nie jechałeś szybko, ale teraz, to właśnie tu, jest to bez znaczenia. Widzisz porozrzucane strzykawki, akcję reanimacji, słyszysz "dajcie adrenaline". Patrzysz - jest cień szansy, wkładają go do karetki, ale po chwili cisza i odkładają go spowrotem na pobocze..."
"Mieliśmy całe życie przed sobą, oni przyjechali do Polski pracować tak samo jak ja do Niemiec. Nie chcę znać ich imion, sumienie mnie zeżarło, nie mam na tyle odwagi. (...) Ja żyję, ale fizycznie, w środku, jestem wypalony, nie naprawię tego. Ludzie nas osądzają - ich za brak odblasków, za nietrzeźwość, za paradowanie po całej drodze. Mnie za to, że prowadziłem bmw" - pisze dalej.
"Bądźcie rozważni. Szanujcie swoje życie i życie innych"
Kierowca podkreśla: "Piszę ten manifest do was, do tych starych i do tych młodych, do tych, którzy przeżyli już swoje lata i do tych, którzy zaczynają przygodę z życiem, wkraczają w dorosłość, do tych, którym życie i możliwości stoją otworem - szanujcie swoje życie, szanujcie życie innych i bądźcie rozważni. Nikt z nas nie jest święty, każdy robił dziwne rzeczy, ale bądźcie roztropni, wyciągnijcie z tego refleksję taką, abyście nie musieli siedzieć w radiowozie patrząc na tę złotą folię i parawan rozstawiony na drodze."
"Jestem osobą, która odebrała życie trzem osobom poprzez niefortunny zbieg okoliczności" - podsumowuje.
Według najnowszego raportu policji na temat sytuacji na polskich drogach w 2018 roku w 31,7 tys. wypadkach zginęły 2862 osoby, a 37,4 tys. zostało rannych. W tym 7,5 tys. wypadków to te, w których brali udział piesi. To spadek względem roku 2017 o 8,6 proc. W 2018 zginęło 803 pieszych (- 8,7 proc.), a 6,9 tys. zostało rannych (-9,7 proc.). Zdecydowana większość wypadków ma miejsce w terenie zabudowanym, ale to te poza nim mają najtragiczniejsze skutki.
Wyparcie lub rana do końca życia
O to, jak takie zdarzenie wpływa na sprawcę wypadku, spytaliśmy psychologa.
- To, jak ktoś przeżywa wewnętrznie takie zdarzenie, zależy od danej osoby. Od jej cech osobowości, dojrzałości emocjonalnej, wieku, wartości. To bardzo indywidualne - tłumaczy Wirtualnej Polsce Małgorzata Bis, psycholog. I dodaje: "nie ma jednolitej odpowiedzi na to pytanie".
- Są takie osoby, które podejdą do tego tak - było, minęło, trzeba zapomnieć. Niektórym udaje się to wyprzeć. Nie chcą do tego wracać, nie chcą o tym mówić. Ale to cały czas gdzieś w nich jest. To mechanizm obronny. Aby mogli "jakoś" funkcjonować - mówi psycholog.
- Są i tacy, którzy do końca życia bardzo mocno to przeżywają. Może to skończyć się wycofaniem z życia zawodowego, rodzinnego, relacji z innymi ludźmi. I ten stres narasta. Niestety taka osoba funkcjonuje w ogromnym napięciu i somatycznie odczuwa całą masę dolegliwości. To tak, jakby ten organizm był cały czas zatruwany - dodaje.
- To jest piętno - podsumowuje psycholog.
Czytaj też:
Masz news, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl