"Odebrać Niemcom prawa i przywileje"
W czerwcu minie 20 lat od podpisania polsko-niemieckiego Traktatu o Przyjaźni i Dobrym Sąsiedztwie. Co z tego wynika? Otóż dla Niemców mieszkających w Polsce całkiem sporo, natomiast dla Polaków w Niemczech trochę mniej. I właśnie na ten temat od lat toczą się dyskusje, a w przededniu okrągłej rocznicy robi się jeszcze goręcej.
Od roku - pod patronatem polskiego Ministerstwa Spraw Wewnętrznych i Administracji oraz jego niemieckiego odpowiednika - toczą się obrady okrągłego stołu, które mają wyjaśnić wszelkie wątpliwości i doprowadzić do podpisania polsko-niemieckiej deklaracji, jeszcze przed czerwcową rocznicą Traktatu.
Jednak kolejna próba porozumienia się, która miała miejsce w zeszłym tygodniu w Warszawie, skończyła się fiaskiem. Wiceminister MSWiA Tomasz Siemoniak i niemiecki wiceminister spraw wewnętrznych, Christoph Bergner nie byli w stanie uzgodnić wspólnego stanowiska. Dlaczego? Gdzie tkwi problem?
Asymetria w traktowaniu mniejszości
Polacy, którzy żyją w Niemczech, zwracają uwagę na ogromną asymetrię w traktowaniu Niemców w Polsce i Polaków w Niemczech. W Traktacie z 1991 roku zamiast terminu "mniejszość polska", użyto określenia "osoby w RFN, posiadające niemieckie obywatelstwo, które są pochodzenia polskiego". Natomiast Niemcy mieszkający w Polsce mają status mniejszości narodowej. - Sprawa statusu byłaby drugorzędna, jeśli postulaty zgłaszane przez polskie organizacje byłyby realizowane - mówi Marek Borowski, szef SDPL i przewodniczący sejmowej Komisji Łączności z Polakami za Granicą. - Nie chodzi o nazwę, ale o możliwości działania - dodaje.
To samo podkreśla Wiesław Lewicki, przewodniczący Konwentu Organizacji Polskich w Niemczech. - Nie ma znaczenia nazwa: mniejszość czy nie. Ale artykuł 20-22 Traktatu wobec obu stron używa dokładnie tych samych słów. Strona polska wykonuje, do czego jest zobowiązana. To czemu niemiecka nie? - pyta Lewicki.
Chodzi tu m.in. o kwestie nauczania języka polskiego w Niemczech i niemieckiego w Polsce. Tam, gdzie jest odpowiednia liczba dzieci, język powinien być nauczany poprzez szkolnictwo publiczne.
- Niemcy mają możliwość nauki języka ojczystego, a Polacy jedynie w niewielu przypadkach mogą wybrać polski, jako język uzupełniający, po godzinach - mówi Aleksander Zając, prezes Rady Polskiej w Niemczech.
Do tego dochodzi dostęp do mediów publicznych. - Mniejszość niemiecka korzysta ze wszelkich praw w Polsce: dostępu do środków masowego przekazu, mają audycje po niemiecku, także po polsku, ale o swoich sprawach, magazyn telewizyjny, własną prasę - wylicza Zając. - My tego nie mamy - dodaje.
No i samo finansowanie. - Grupa Polaków w Niemczech (niemieckich obywateli o polskich korzeniach) to 1,5 - 2 mln, grupa Niemców w Polsce to ok. 150 tys. I ta oto 10 razy mniejsza grupa dostaje od 600 tys. do 1 mln euro na programy kulturalne, dostęp do mediów publicznych, ma swoich posłów na Sejm (bez 5% progu) i ponad 15 mln euro dotacji na język niemiecki. A Polacy w Niemczech? 250-300 tys. euro i zero uprzywilejowań politycznych - wymienia Lewicki.
- Ogólnie rzecz biorąc mniejszość niemiecka w Polsce cieszy się wielkimi przywilejami, jednocześnie Polacy w Niemczech i ich potrzeby są ignorowane, mimo zapisów Traktatu. W tym sensie można mówić o dyskryminacji. Istniejący status polskiej mniejszości jest konsekwentnie ignorowany przez niemieckie władze - twierdzi Marek Wójcicki, przewodniczący Związku Polaków w Niemczech.
Nazwać "mniejszością"
Niektórzy działacze Polonii chcieliby, żeby Niemcy uznały ich za "mniejszość narodową", co dałoby im m.in. łatwiejszy dostęp do parlamentu. Dlaczego Niemcy są na "nie"? Historycznie rzecz biorąc polska mniejszość narodowa w Niemczech oficjalnie istniała do 1940 roku. Wtedy to Herman Goering, ówczesny szef Rady Bezpieczeństwa Narodowego III Rzeszy, podpisał rozporządzenie, które spowodowało natychmiastową delegalizację wszystkich organizacji polskich na terytorium Rzeszy i konfiskatę ich mienia. Skutkowało to odebraniem Polakom statusu mniejszości narodowej, zamykaniem ich w obozach koncentracyjnych i mordowaniem.
Na dodatek ogromna większość Polaków żyjących obecnie w Niemczech to nie autochtoni, ale emigranci zarobkowi i azylanci z lat 80. A wiec status "mniejszości narodowej" im nie przysługuje. Drugą ważną kwestię porusza niemiecki dziennik "Frankfurter Allgmeine Zeitung": "Berlin chce uniknąć tego, by Polacy zostali określeni w sposób, sugerujący, iż są mniejszością narodową, bo pociągnęłoby to za sobą żądania innych grup imigrantów".
Polacy mają na to szybką odpowiedz: "Przecież w Turcji Niemcy nie są uznawani za mniejszość narodową!"
Dyskusję ucięła ostro Cornelia Pieper, przedstawicielka niemieckiego rządu, w wywiadzie dla rozgłośni Deutsche Welle: "Rząd nie zamierza rozpatrywać przyznania Polakom w Niemczech statusu mniejszości narodowej i sprawa ta nie będzie regulowana ani nowym, ani istniejącym traktatem".
Oko za oko
Na polską odpowiedz nie trzeba było długo czekać. Podczas spotkania posłów PiS (w Opolu, w ramach akcji "Polska jest jedna"), padły słowa: "Skoro Polacy w Niemczech nie mogą korzystać z takich samych uprawnień, to przywileje, jakie ma mniejszość niemiecka w Polsce, powinny być zniesione!".
Dodatkowo dochodzi jeszcze jedna kwestia historyczno-polityczna. Nie wiadomo, jak ma wyglądać rehabilitacja działaczy dawnej mniejszości polskiej, która była represjonowana przez nazistowski reżim. Według historyków, od sierpnia 1939 roku do zakończenia II wojny światowej, Gestapo aresztowało od 1200 do 2000 działaczy ówczesnego Związku Polaków w Niemczech. Czy zostaną oni zrehabilitowani? Czy, jak podejrzewa cześć Polonii, rząd niemiecki "tylko" uzna "krzywdy" wyrządzone narodowi polskiemu? A jeśli zostaną zrehabilitowani, to co z ich skonfiskowanym mieniem? Wątpliwości się tylko mnożą.
O nich bez nich
- Szkoda tylko, że rządy próbują ponad naszymi głowami uzgadniać kierunek działań wobec nas - skarży się Wójcicki, który jest głównym reprezentantem interesów niemieckiej Polonii. Zarzut ten popiera Dorota Arciszewska-Mielewczyk z PiS, wiceszefowa senackiej Komisji Spraw Zagranicznych i członek Komisji Spraw Emigracji i Komisji Łączności z Polakami za Granicą. - To ewidentne złamanie zasady "nic o nas bez nas", którą przyjęto przy przeglądzie Traktatu. Tak ważna deklaracja końcowa powstaje bez udziału środowisk, których przecież dotyczy! - argumentuje posłanka.
Wiesław Lewicki próbuje jednak znaleźć coś pozytywnego w tej sytuacji. - Ten "kryzys" ma też swoje dobre strony. Może i lepiej, żeby obie strony wzięły sobie czas do namysłu nad wielkimi "sformułowaniami" deklaracji. Może Niemcy się zorientują, że 5 lat temu byliśmy w dokładnie tym samym punkcie i trochę nad tym pomyślą. Przecież tak nie może być - dodaje.
Z Berlina dla polonia.wp.pl
Anna Sulewska