Skalę zniszczeń, jakie Rosjanie wyrządzili w Ukrainie, widać na mapach Google’a. Niezależnie od wyniku wojny paląca staje się kwestia: kto, kiedy i za jakie pieniądze odbuduje kraj naszych sąsiadów. Andrzej Skalimowski, historyk z Narodowego Instytutu Architektury i Urbanistyki, zajmujący się dziejami odbudowy Warszawy, podkreśla, że ważne jest nie tylko kto, ale i jak odbuduje.
Paweł Figurski: Wojna w Ukrainie trwa i trudno prorokować, kiedy się skończy. Jednak coraz głośniej padają słowa o odbudowie kraju. Nie za wcześnie?
Andrzej Skalimowski: - Zazwyczaj plany i koncepcje przygotowywane są jeszcze w trakcie działań zbrojnych, czego przykładem była Warszawa. W pierwszych latach okupacji niemieckiej, kiedy nikt jeszcze nie wyobrażał sobie doszczętnego zniszczenia miasta, jakie nastąpiło po stłumieniu powstania warszawskiego, polscy architekci planowali przebudowę miasta.
W ramach struktur okupacyjnego Zarządu Miejskiego, pod okiem nieświadomych tego Niemców, ale za wiedzą kierownictwa Polskiego Państwa Podziemnego, architekci pracowali nad planami przyszłej – wolnej i lepszej – Warszawy.
Powinno się już teraz myśleć o odbudowie ukraińskich miast i wsi, bo gdy wojna się skończy, będzie można niezwłocznie przystąpić do prac.
Jak oszacować straty?
- To trudne, bo wojna wciąż trwa. Posłużę się znów przykładem Warszawy: próbę oszacowania strat zniszczonego miasta przeprowadzono w 2004 roku z inicjatywy ówczesnego prezydenta miasta śp. Lecha Kaczyńskiego. Efekty tych prac miały posłużyć jako pomoc przy staraniach o uzyskanie odszkodowania od Niemiec. Eksperci wzięli pod uwagę kilka czynników: straty w nieruchomościach i ruchomościach, w przemyśle, w infrastrukturze drogowej oraz straty w zakresie dzieł sztuki i kultury.
Pod koniec kwietnia prezydent Zełeński wyliczał ogrom zniszczeń: 32 mln mkw. powierzchni mieszkalnej, 1,5 tys. placówek oświaty, 2,5 tys. km dróg i prawie 300 mostów. Podkreślił, że według wstępnych szacunków straty Ukrainy w rezultacie wojny z Rosją przekroczyły już 600 mld dolarów.
- Sądzę, że to bardzo niedoszacowane kwoty. Jeśli weźmiemy po uwagę szalejącą na świecie inflację, braki w materiałach budowlanych, niedobory pracowników, to finalny koszt odbudowy okaże się zdecydowanie wyższy.
Zniszczenia Polski po II wojnie światowej szacowane były na 50 miliardów dolarów amerykańskich, co daje 700 mld współczesnej wartości dolara. Czy jednak można w ogóle porównywać nasze straty do obecnych strat Ukrainy?
- Trudno porównywać Polskę z drugiej połowy lat 40. XX wieku do współczesnej Ukrainy, nawet biorąc pod uwagę, że nasz wschodni sąsiad był krajem infrastrukturalnie zapóźnionym w stosunku do państw Europy Zachodniej. Samo zniszczenie międzynarodowego portu lotniczego czy skomplikowanego węzła komunikacyjnego znacznie podnosi wartość strat w Ukrainie, a przedwojenna Polska siłą rzeczy nie dysponowała przed drugą wojną światową tego rodzaju skomplikowaną i kosztowną infrastrukturą.
Różnica dotyczy też strat w ludziach, które są przecież nieprzeliczalne na pieniądze. Polska podczas II wojny światowej straciła ok. pięć milionów obywateli. Ukraina szczęśliwie takich strat nie poniosła.
Planując odbudowę współczesnych miast można jednak sięgać do podobieństw z przeszłości.
- Można, ale istotnym motywatorem odbudowy miasta jest chęć jego poprawienia, skorygowania błędów przeszłości i uczynienie go "lepszym" miejscem. Projektanci rozumują w sposób następujący: skoro historia "daje" nam szansę, przeważnie raz na kilka pokoleń, to skorzystajmy z niej. XIX-wieczna Warszawa była miastem o cechach postkolonialnych, celowo degradowanym przez rosyjskiego zaborcę, gęsto zabudowanym w śródmieściu itd. Po II wojnie światowej sięgnięto po postulaty modernistów i położono nacisk m.in. na rozluźnienie zabudowy mieszkaniowej, wprowadzenie zieleni do miasta itd. Warszawa miała być miastem zdrowszym – urbanistycznie, ale też i społecznie – myślę, że podobne postulaty będą towarzyszyły planom odbudowy miast ukraińskich.
Takie dziejowe szanse rodzą też niebezpieczeństwo. Będzie wielu chętnych do wzięcia udziału w tym przedsięwzięciu. Już się pojawiają pomysły tzw. architektonicznych superstars (ang. supergwiazd – red.). Chęć odbudowy centrum Charkowa zgłosił m.in. Norman Foster. Ten niewątpliwie utalentowany projektant opracował biurowiec, który stanął przed południową fasadą Teatru Wielkiego. W 2003 roku realizację gmachu w tym miejscu oprotestowywali – chyba słusznie – historycy sztuki i varsavianiści. Niestety bezskutecznie, było to dzieło sławnego zagranicznego architekta, a to robiło wielkie wrażenie w umysłach ówczesnych zarządców postkomunistycznej Warszawy. Skutecznie łechtało ego, leczyło kompleksy i dawało poczucie gwarancji, że jeżeli coś zaprojektuje człowiek z zagranicy, to musi to być dobre. Jest ryzyko, że Ukraińcy ulegną takiemu myśleniu i tego rodzaju ułudom.
Pokusom pokazania, jak nowoczesnym są krajem? Ze szkła i stali?
- Budowanie w oparciu o koncepcje ideologiczne, które obowiązują w danym okresie historycznym, niesie za sobą duże ryzyko fiaska. Nawet najbardziej awangardowe wizje z czasem się starzeją i podlegają – albo powinny podlegać – rewizji. Dobrym przykładem jest miasto Brasilia, które wzniesiono w latach 1956–1960 na pustyni, zgodnie z ideami Le Corbusiera, Oscara Niemeyera, Lucio Costy i postulatami Karty Ateńskiej. Futurystyczne założenie przestrzenne, wyciosane w kamieniu i betonie, stało się ucieleśnieniem idealnego miasta modernistycznego. Dzisiaj w dalszym ciągu zachwyca historyków architektury, ale nie jest to z pewnością najwspanialsze na świecie miejsce do życia. Ogromne przestrzenie otwarte, rozluźniona punktowa zabudowa, wszystko to sprawia, że poruszanie się pieszych po mieście jest bardzo utrudnione, ponieważ zakładano prymat ruchu kołowego.
Powstawanie miasta historycznego to proces skomplikowanego nawarstwiania się dziedzictwa kolejnych epok, z ich osiągnięciami, dorobkiem, ale i błędami. W momencie, gdy buduje się miasto od podstaw według planu motywowanego ideologicznie, to ryzyko, że plan okaże się niedoskonały, jest ogromne.
To też kwestia wiernej odbudowy. Po II wojnie światowej państwa zachodniej Europy decydowały się na odbudowę tylko najważniejszych zabytków, Warszawa postawiła na odtworzenie całej Starówki, co doceniło UNESCO.
- Znowu trzeba podkreślić – chociaż nie lubię nadużywać tego argumentu – specyficzną sytuację Warszawy. Polską stolicę Niemcy zburzyli z pełną premedytacją jako formą kary za opór mieszkańców przeciwko okupantowi. Bombardowanie domów, wypalanie pałacu po pałacu, kamienicy po kamienicy, było sposobem na starcie z powierzchni ziemi materialnego świadectwa polskiej kultury. Odbudowa substancji zabytkowej Warszawy była więc sygnałem i gestem, że skoro Niemcy niszczyli świadomie i z premedytacją, to my w ten sam sposób podejdziemy do tematu rekonstrukcji. Ale zarazem poprawimy to, co było złe. Przecież warszawskie Stare Miasto nie jest wierną kopią stanu sprzed września 1939 roku, tylko historyzującą wizją urbanistyczno-architektoniczną. To była polska droga w konserwacji zabytków, specyficzna ze względu na okoliczności, o których wspomniałem. W tym samym czasie Francuzi odbudowywali centrum równie zniszczonego Hawru, ale w zupełnie inny sposób, jako nową, modernistyczną dzielnicę. Obydwie te odbudowy zostały docenione przez UNESCO wpisem na listę światowego dziedzictwa: warszawskie Stare Miasto w 1980 roku, centrum Hawru – w 2005 r.
Myślę, że ukraińska droga odbudowy została już wytyczona, oczywiście biorąc pod uwagę dzisiejszą skalę zniszczeń. Zarazem nikt nie wie, jak potoczą się wydarzenia w kolejnych miesiącach, bowiem wyraźnie widać, że wojska rosyjskie wytraciły impet ofensywny i przeszły do strategii wyniszczania substancji materialnej i biologicznej Ukrainy.
Prawdopodobnie jednak odbudowane zostaną obiekty zabytkowe o wysokiej wartości artystycznej albo symbolicznej, jak np. gmach teatru w Mariupolu, pod którego gruzami życie straciło ok. 300 osób. Jakiejś formy upamiętnienia tej tragedii będzie wymagała polityka historyczna, którą Ukraina jak każde państwo prowadzi i będzie prowadziła. Z drugiej strony te straszne zniszczenia dadzą szansę zaprojektowania i zbudowania nowych osiedli mieszkaniowych, miejmy nadzieję lepszych i po prostu ładniejszych niż przytłaczające postsowieckie blokowiska.
Po II wojnie światowej pojawiła się też koncepcja pozostawienia ruin Warszawy jako pomnika największej zbrodni w historii świata.
- Kiedy ogrom zniszczeń przytłacza, pojawiają się naturalne odruchy, także obronne. Chęć upamiętnienia, w formie pomników czy symbolicznych trwałych ruin, jest naturalna i na pewno znajdzie swoje odbicie w przestrzeni publicznej ukraińskich miast. Ale szybko pojawi się także pragnienie działania i myślenie o przyszłości, bo przecież życie musi toczyć się dalej. I ten odruch będzie silniejszy, ludzie nie będą przecież chcieli ani nie będą mogli wiecznie mieszkać w ruinach. W Warszawie początkowe powojenne koncepcje, np. utworzenia na Powiślu rezerwatu ruin czy ogrodzenia drutem kolczastym szczątków Zamku Królewskiego, nie przetrwały próby czasu.
Ale już w Niemczech było sporo tzw. trwałych ruin, np. kościół Marii Panny w Dreźnie, który został odbudowany dopiero na przełomie wieków XX i XXI w. czy też Kaiser-Wilhelm-Gedächtniskirche w Berlinie – ruina świątyni zbombardowanej przez aliantów w 1943 r.
Wszystko zależy od polityki pamięci władz konkretnego kraju. Ukraina jest państwem aspirującym, które się w ostatnich latach dynamicznie modernizowało i myślę, że idea kroczenia w przyszłość pozostanie motorem napędowym przyszłych działań.
Jak wygląda proces odbudowy kraju krok po kroku? Zaczyna się od wywozu gruzu?
- Gruz raczej wykorzystuje się jako budulec, bo koszty wywozu są niewspółmiernie duże. W Warszawie osiedle Muranów zostało zbudowane z wykorzystaniem gruzu, z niego usypano także nieckę Stadionu Dziesięciolecia. A w dzisiejszych czasach są jeszcze lepsze technologie do jego wykorzystywania.
Jakie są etapy odbudowy?
W pierwszej kolejności należy opracować plan koncepcyjny, a w oparciu o niego plan urbanistyczny. Budowane czy odbudowywane miasto musi mieć określony charakter i to już na etapie założeń projektowych. Powojenna Warszawa miała być miastem socjalistycznym, stąd nieracjonalne ekonomicznie decyzje o zlokalizowaniu na jej terenie ogromnej huty czy fabryki samochodów, co zresztą było jedna z przyczyn upadku FSO po 1989 roku, kiedy władze Warszawy podniosły opłaty za użytkowanie gruntów. Ale tuż po wojnie takimi rzeczami nikt się nie przejmował, decydowały względy polityczne, a te wymagały budowy ogromnych zakładów przemysłowych.
Warto też wiedzieć, z jakich środków odbudowa będzie finansowana. Czy będą to fundusze krajowe, międzynarodowe kredyty, czy może system reparacji wojennych? Mówi się, że to Rosjanie powinni zapłacić za odbudowę Ukrainy, a zmusić ich można do tego blokując rezerwy finansowe zdeponowane w zachodnich bankach, albo zamrażając aktywa i majątki oligarchów. Historia zna takie precedensy, chociaż na nieporównywalnie mniejszą skalę. Po wojnie w Zatoce Perskiej Irak z zysków naftowych wypłacał reparacje Kuwejtowi, a Amerykanie zajęli środki na kontach talibów w Afganistanie na poczet odszkodowań dla ich ofiar. Nie były to jednak kwoty rzędów setek miliardów dolarów. Jeżeli dzisiaj mówimy o 600 miliardach, a ta kwota rośnie z każdym dniem, to zablokowanie takiej sumy zachwiałoby światowym porządkiem finansowym.
Pamiętajmy, że Chińczycy mają znaczne rezerwy walutowe w dolarze i nie wiadomo, co by zrobili wiedząc, że w każdej chwili mogą zostać ich pozbawieni. To bardzo ryzykowne działania, mające konsekwencje dla gospodarek na całym zglobalizowanym świecie. Pewnie bardziej dla celów propagandowych kilka zajętych jachtów proputinowskich oligarchów zostanie spieniężonych na rzecz odbudowy Ukrainy, ale systemowe jej finansowanie z tych środków wydaje mi się niemożliwe. Prawdopodobnie będą to plany międzynarodowe w rodzaju tak zwanego planu Marshalla, który realizowano w Europie po drugiej wojnie światowej.
Trudne też będzie samo planowanie robót, organizacja siły roboczej, zagadnienia ściśle techniczne. Czy dziś można byłoby rozpocząć odbudowę Ukrainy? Zapewne w jakiejś skali tak, ale kto to zrobi? Ukraińscy mężczyźni w znacznym procencie są zmobilizowani i walczą o swój kraj. Problemem pozostaje też łańcuch dostaw towarów. To wszystko jest aktualnie zakłócone lub przerwane.
Nieprzypadkowo skrót BOS, oznaczający powojenne Biuro Odbudowy Stolicy, odczytywano żartobliwie: Boże Odbuduj Stolicę. Skala zniszczeń w Ukrainie poraża. Na tę chwilę odbudowa też wydaje się mało realna.
- To zależy od punktu wyjścia. W Warszawie mieliśmy do czynienia z odbudową miasta po sześciu latach okupacji, w trakcie której połowa jego mieszkańców straciła życie. Ale to był konflikt na skalę światową, ciężko było uciec do sąsiedniego kraju i tam uzyskać schronienie. Powojenny entuzjazm do odbudowy wśród tych, którym udało się przeżyć, był więc szczery i naturalny. Ludzie budowali miasto dla siebie, stawiali dachy nad własnymi głowami, wierzyli, że po tak straszliwej wojnie będzie już tylko lepiej, więc warto ponieść kolejne wyrzeczenia. Dzisiaj, w świecie zglobalizowanym, można - przynajmniej w teorii - wsiąść w samochód lub pociąg i rozpocząć nowe życie w innym kraju, który nie został wojną doświadczony. Pojawia się więc pytanie o motywacje do angażowania się w proces odbudowy własnego kraju. To są już sytuacje, które należy rozpatrywać indywidualnie.
Z drugiej strony, obecne place budowy nie wymagają już takiego zaangażowania siły ludzkich rąk. Mamy nowoczesne koparki, zaawansowane technologie budowlane, nie ma więc zapotrzebowania na siłę roboczą w takiej skali jak kilkadziesiąt lat temu, bardziej liczą się czynniki ekonomiczne.
Przyroda nie znosi próżni. Pojawią się inwestorzy prywatni, którzy będą finansowali budowę biur i bloków mieszkalnych. To też będzie rodziło problemy, bo czym innym jest solidarność narodowa w okresie wojny, a czym innym proza powojennej odbudowy, zwłaszcza kiedy w grę wchodzą ogromne pieniądze.
Ile może potrwać odbudowa? Zamek Królewski w Warszawie oddano publiczności dopiero w 1984 roku.
- Warszawski Zamek Królewski to specyficzny przypadek. Bardzo długo trwała dyskusja o formie jego odbudowy, która była zresztą przedmiotem rozgrywek politycznych. Można było go odbudować szybciej. Proces odbudowy Warszawy skończył się na początku lat 60. Oczywiście, jeśli przyjmiemy, że Warszawa została odbudowana, bo jest wielu krytyków tego stwierdzania, uważających, że dopiero odtworzenie Pałacu Saskiego zamknie to dzieło. Pomijając te głosy można przyjąć, że proces podnoszenia miasta z gruzów zajął około 20 lat.
Warunki były trudne, bo Polska nie miała możliwości skorzystania z planu Marshalla, który dźwignął gospodarczo Europę Zachodnią. Do tego obciążona była okolicznościami związanymi z przynależnością do bloku wschodniego.
Wojna w Korei, która wybuchła w 1950 roku, a w którą zaangażował się ZSRR, a zatem blok wschodni też, przeorientowała polską gospodarkę w kierunku przemysłu ciężkiego. Trzeba było budować stocznie i zakłady zbrojeniowe, a nie mieszkania. W innych okolicznościach ta odbudowa trwałaby krócej i była bardziej efektywna.