Obrona Wizny - polskie Termopile
• Kapitan Władysław Raginis na czele garstki żołnierzy przez trzy dni powstrzymywał potężną armię Guderiana
• Gdy skończyła mu się amunicja, rozerwał się granatem
03.09.2016 11:30
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
''Podwójna linia polskich bunkrów rzygała ogniem'' - napisał jeden z niemieckich żołnierzy. Na nacierającą piechotę sypał się grad pocisków z broni maszynowej i działek. Raz po raz rozlegał się ogłuszający huk - to kolejny czołg Wehrmachtu stawał w płomieniach rozerwany od celnego ognia artylerzystów. Niemieckie natarcia rozbijały się o linię umocnień. Polscy żołnierze bronili się z niezwykłą odwagą, wręcz fanatycznie. ''Twardzi Polacy bronili się jak diabły'' - mówili potem z podziwem ich przeciwnicy.
O zaciętości polskich żołnierzy niech świadczy następujący epizod: Niemcom udało się wbiec na kopułę jednego ze schronów i próbowali wrzucić do środka granaty… Akcja spaliła jednak na panewce. Polacy nie przestali walczyć. Żelbetonowy bunkier został unieszkodliwiony dopiero, gdy do akcji wprowadzono działka. Na inny schron bezpośrednio najechał czołg. A schronieni za nim niemieccy saperzy wysadzili w powietrze jedną z wież schronu.. W konstrukcji wybita została olbrzymia dziura. Mimo to znajdujący się w środku Polacy - ogłuszeni hukiem eksplozji, duszący się od gęstego dymu - strzelali dalej…
Tak broniła się Wizna. Czyli garść polskich bunkrów stojących na linii Narwi. Naprzeciwko garstki polskich obrońców (w zależności od źródeł było ich od 360 do 650) stał cały XIX Korpus prowadzony przez słynnego twórcę koncepcji blitzkriegu gen. Heinza Guderiana. A więc ponad 40 tys. ludzi. Obroną Wizny kierował zaś kpt. Władysław Raginis - młody oficer Korpusu Ochrony Pogranicza pochodzący z Inflant polskich. Przed rozpoczęciem walk miał on, wraz ze swoim przyjacielem por. Stanisławem Brykalskim, złożyć uroczystą przysięgę, że żywy nie podda pozycji. Gest ten miał być zainspirowany czynami bohaterów ''Trylogii'' Henryka Sienkiewicza…
Kapitan Władysław Raginis fot. Wikimedia Commons
Po wielu godzinach morderczej walki sytuacja stała się beznadziejna. Przewaga nieprzyjaciela była miażdżąca, a na odsiecz nie można było liczyć. Większość bunkrów została zdobyta przez Niemców, inne - z powodu paniki, jaka opanowała część polskich obrońców - zostały opuszczone. Dzielny por. Brykalski zginął trafiony w głowę odłamkiem niemieckiego pocisku. W tej samej eksplozji Raginis został ranny.
W ostatniej fazie bitwy rozpaczliwie bronił się już tylko bunkier dowodzenia na Górze Strękowej. Otoczony przez Niemców, bez amunicji, broczący krwią kpt. Raginis w końcu musiał podjąć dramatyczną decyzję. Nie chciał bezsensownie marnować życia swoich żołnierzy. Uznał, że dalszy opór mógł zakończyć się tylko masakrą. Raginis nakazał zakończenie walki i poddanie bunkra. Jego żołnierze wyszli na zewnątrz z podniesionymi rękami. Sam oficer pozostał zaś wierny złożonej wcześniej przysiędze. Kapitan Władysław Raginis rozerwał się granatem ręcznym.
Tak 10 września 1939 r. poległ jeden z największych bohaterów kampanii 1939 r. I przeszedł do legendy. Trwająca blisko cztery dni bitwa pod Wizną (pierwsze niemieckie oddziały rozpoznawcze podeszły pod polskie pozycje 7 września) została okrzyknięta ''polskimi Termopilami''.
Ratunek dla Warszawy?
Historycy spierają się o rolę, jaką odegrała obrona bunkrów pod Wizną. Według części z nich ta niewielka potyczka miała kolosalne znaczenie dla całej kampanii. Takiego zdania jest choćby Leszek Moczulski, autor książki ''Kampania Polska''. - Czasami zdarza się tak, że olbrzymią rolę, rolę historyczną odgrywa oficer niższego szczebla. Tak właśnie było w przypadku kpt. Władysława Raginisa - mówił w udzielonym mi wywiadzie. Według Moczulskiego idący z północy korpus Guderiana starał się zamknąć siły polskie walczące na wschód od linii Brześć - Włodzimierz Wołyński w gigantycznych kleszczach. Ich drugim ramieniem miał być nacierający od południa korpus Paula von Kleista.
Porucznik Stanisław Brykalski fot. Wikimedia Commons
Kleist wykonał zadanie i dostał się na miejsce 14 września. Guderian - właśnie przez to, że stracił trzy dni pod Wizną - przybył za późno, bo 17 września. - Dzięki temu kleszcze się nie zamknęły i cały wielki plan spalił na panewce. Wojna trwała jeszcze blisko trzy tygodnie. Gdyby stało się inaczej, już wtedy musiałaby się skończyć kampania wrześniowa - mówił Moczulski. - Niewykluczone, że Raginis uratował również Warszawę. Gdyby Guderian przebił się przez Wiznę, już 7 września mógł skierować część sił na polską stolicę, która wówczas nie była zupełnie przygotowana na atak od wschodu – dodał.
Tutaj jedna uwaga: oczywiście cały XIX Korpus Guderiana, jak przedstawiono to choćby w piosence ''40:1'' zespołu Sabaton, nie walczył jednocześnie przeciwko kilkuset żołnierzom Raginisa. Taka masa ludzi i sprzętu nie zmieściłaby się oczywiście na tak wąskim odcinku. Niemniej Guderian z całym swoim wojskiem musiał przez trzy dni stać w miejscu i czekać, aż bunkry zostaną zniszczone.
Inni historycy wskazują jednak na fatalne konsekwencje przebicia się Niemców przez Wiznę. Otworzyło ono bowiem nieprzyjacielowi skrzydło polskiej obrony, co doprowadziło do zniszczenia Samodzielnej Grupy Operacyjnej ''Narew'' i uderzenia na Brześć Litewski. To właśnie w tym mieście 22 września odbyła się słynna, uwieczniona na licznych zdjęciach sowiecko-niemiecka defilada zwycięstwa. Defilada, w której osobiście udział wziął Heinz Guderian. - Sforsowanie Narwi pod Wizną miało fatalne następstwa dla losów całej SGO ''Narew'' - mówił w wywiadzie udzielonym ''Gazecie Wyborczej'' dr Tomasz Wesołowski, historyk z Uniwersytetu Białostockiego. - Dla Niemców był to jednak epizod znaczący niewiele, przymusowy przestój nad rzeką, z niewielkim natężeniem walk - dodał.
Z kolei Dariusz Szymanowski, szef stowarzyszenia Wizna 1939, dotarł do dokumentów, które rzucają nowe światło na ofiarę poniesioną przez polskiego kapitana i jego ludzi. Z relacji oficerów, którzy stacjonowali w pobliskim Osowcu - kpt. Wacława Schmidta i mjr. Antoniego Korpala - wynika, że gen. Czesław Młot-Fijałkowski świadomie pozostawił Raginisa na straconej pozycji. Oficer został więc poświęcony, aby umożliwić wycofanie się innym polskim oddziałom.
Wizna ’39
Niezależnie od różnicy w ocenie znaczenia i skutków bitwy pod Wizną bohaterstwo kpt. Raginisa jest niekwestionowane. Sprawę tę rozstrzygnęli pasjonaci historii ze wspomnianego stowarzyszenia Wizna 1939. W 2011 r., w wyniku żmudnych poszukiwań na polu bitwy, udało im się odnaleźć szczątki dzielnego oficera. Z wydobytego z ziemi szkieletu najlepiej zachowały się rzepki. I to właśnie je naukowcy poddali analizie w Zakładzie Medycyny Sądowej przy Uniwersytecie Medycznym w Białymstoku. - Dokonaliśmy izolacji DNA mitochondrialnego z zabezpieczonego materiału kostnego i porównaliśmy je z DNA domniemanego krewnego. Wynik okazał się pozytywny. Obaj panowie są ze sobą spokrewnieni w linii żeńskiej - mówił mi docent habilitowany Witold Pepiński. Próbka porównawcza pobrana została od Jacka Raginisa, wnuka siostry kapitana. - Wynik badania to wspaniała wiadomość. To symboliczne domknięcie historii kpt. Raginisa - cieszył się Jacek Raginis.
Pozytywna identyfikacja DNA zakończy spór o ciało kapitana. Ekshumacja dokonana przez członków stowarzyszenia Wizna 1939 wywołała bowiem sceptyczną reakcję lokalnych władz oraz Rady Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa. Warto podkreślić, że wszystkie prace badawcze członkowie Wizny 1939 sfinansowali z własnej kieszeni. - Wśród odnalezionych przez nas kości znaleźliśmy medalik Raginisa, jego portmonetkę, fragmenty oficerskiego płaszcza i innego ekwipunku - wyliczał Bogusław Szostkiewicz z Wizny 1939. Między innymi pióro oficera, które zostało następnie poddane dokładnej rekonstrukcji. Najważniejszym odkryciem były jednak leżąca obok ciała łyżka polskiego granatu obronnego oraz znajdujących się między szczątkami sześć odłamków. Okazało się więc, że Raginis rzeczywiście popełnił samobójstwo za pomocą granatu. - To obaliło wszystkie absurdalne, obrażające Raginisa teorie. Choćby tę, że zastrzelili go jego żołnierze, kiedy nie chciał poddać Niemcom bunkra. Udało się nam obronić honor polskiego oficera - podkreśla
Marcin Sochoń ze stowarzyszenia Wizna 1939.
Ruiny bunkra, w który wysadził się Raginis fot. Wikimedia Commons
Członkowie grupy znaleźli również obok ciała pętlę zrobioną z drutu. Potwierdziła ona inną opowieść o kapitanie. Otóż - jak wynikało ze wspomnień okolicznych mieszkańców - po bitwie Niemcy przez kilka dni nie pozwolili ruszać ciała oficera. Dopiero gdy było już w zaawansowanym stadium rozkładu, zgodzili się na pogrzeb. Spalone przez Niemców zwłoki leżały jednak w bunkrze, którego wejście było zawalone rozbitym betonem. Miejscowi Polacy zrobili więc drucianą pętlę, którą narzucili na stopę oficera i tak wydobyli je na zewnątrz. Po bitwie kapitana pochowano tuż obok bunkra. Kiedy teren ten dostał się pod okupację Armii Czerwonej, Sowieci, którzy się obawiali, że grób stanie się miejscem polskich patriotycznych pielgrzymek, kazali wykopać ciało i umieścić je gdzie indziej. Przeniesiono je w pobliże szosy, gdzie spoczywało do momentu, gdy odnaleźli je członkowie Wizny 1939. 10 września 2011 r. - w 72. rocznicę bitwy - kpt. Raginis i por. Brykalski doczekali się godnego pogrzebu z wojskowymi honorami. Obaj
spoczęli w bunkrze dowodzenia na Górze Strękowej pod Wizną. Rok później zostali pośmiertnie awansowani.
- Jestem dumny z tego, co udało nam się zrobić - mówi Marcin Sochoń ze stowarzyszenia Wizna 1939. - Szczątki jednego z największych bohaterów kampanii 1939 r. przez kilkadziesiąt lat leżały zapomniane w pasie drogi, którą jeździły samochody. Aby je wydobyć, musieliśmy prosić o zgodę miejscowy zarząd dróg! Dokonując ekshumacji, przywróciliśmy kpt. Raginisowi godność. Podczas naszych działań przyświecała nam idea, że wojna kończy się wtedy, gdy ostatni poległy w niej żołnierz doczeka się porządnego pochówku.
###Polecamy: Edward VIII - "nazistowski król", którego Hitler chciał uczynić władcą Wielkiej Brytanii