Trwa ładowanie...

Obława augustowska - największa zbrodnia na Polakach po II wojnie światowej

• 12 lipca 1945 r. zaczęła się obława augustowska
• Celem akcji było rozbicie AK na obszarze Puszczy Augustowskiej i okolic
• Podczas akcji ujęto co najmniej 600 akowców
• Polscy partyzanci zostali zamordowani, ale do dziś nie odnaleziono ich grobów

Obława augustowska - największa zbrodnia na Polakach po II wojnie światowejŹródło: Archiwum IPN Białystok
d3yg252
d3yg252

• 12 lipca 1945 r. zaczęła się obława augustowska
• Celem akcji było rozbicie polskiej partyzantki na obszarze Puszczy Augustowskiej i okolic
• Podczas akcji ujęto co najmniej 600 akowców
• Polscy partyzanci zostali zamordowani, ale do dziś nie odnaleziono ich grobów

''Otoczyli całą wieś, było ich tysiące - sowieckich bojców, szli jak do ataku, tyralierą. Kazali wychodzić z domów na sprawdzenie dokumentów. Potem wszystkich mężczyzn oraz niektóre kobiety zapędzili do stodoły'' - wspominał Witold Żurawski, żołnierz AK. Jego też złapali: ''Ja czułem, że cały z tego nie wyjdę, więc kiedy pewnego dnia wyprowadzili nas na zewnątrz, dałem nurka w zboże i tyle mnie widzieli''. Miał szczęście, którego zabrakło innym. Dwa tygodnie później po aresztowanych przyjechali ubrani po cywilnemu ubecy. Mieli już gotowe listy z nazwiskami. Zapakowali wszystkich do ciężarówek i wywieźli do Sztabina. A potem więźniowie zapadli się pod ziemię. Gdzie są ich ciała – nie wiemy do dziś. Ale jedno jest pewne: nie żyli długo po wywózce. Byli ofiarami obławy na żołnierzy polskiego podziemia, która do historii przeszła pod nazwą ''lipcowej'' i ''augustowskiej''. Niektórzy nazywają ją ''Małym Katyniem''.

Duży las, dużo partyzantów

- To była największa operacja przeciwpartyzancka na ziemiach polskich zarówno podczas II wojny światowej, jak i po jej zakończeniu. Do walki przeciwko kryjącym się w Puszczy Augustowskiej akowcom skierowano aż 45 tys. żołnierzy – mówi WP Piotr Łapiński z Oddziału Instytutu Pamięci Narodowej w Białymstoku.

A zaczęło się tak. Pod koniec kwietnia 1944 r. na terenie Puszczy Augustowskiej pojawiła się grupa NKGB, której przewodził mjr. Konstanty Cwietyński ''Orłow''. Sowieci szybko nawiązali kontakt z miejscowymi oddziałami AK. Cel był jasny: chodziło o współpracę w walce z Niemcami. Polska i sowiecka partyzantka zaczęły nękać hitlerowców atakami.

d3yg252

Ale wszystko zmieniło się latem 1944 r., gdy nadeszła Armia Czerwona. Niemcy wycofali się, a dla akowców stało się jasne, że jeden okupant zastępuje drugiego. Skończyła się współpraca wojskowa, zaczęło się rozbrajanie oddziałów AK. Partyzantów siłą wcielano do armii Berlinga. Opornych, niczym żywy inwentarz, pakowano w wagony towarowe kierujące się wgłąb sowieckiej Rosji. Jechali – jak mawiano – ''na miśki''. Część z nich wróciła z syberyjskich łagrów dopiero na fali odwilży drugiej połowy lat 50. Ale wielu zostało już na zawsze na mroźnej rosyjskiej północy.

Lokalne dowództwo AK rozumiało, że jedno z głównych założeń rozpoczętej w styczniu 1944 r. akcji ''Burza'' spaliło na panewce. Sowieci ani myśleli traktować Polaków jak gospodarzy wyzwalanych od nazistowskiej armii terenów. Wręcz przeciwnie, zachowywali się tak, jakby przyjechali ''do siebie''. A do tego rabowali, palili, gwałcili oraz zabijali mieszkańców Puszczy Augustowskiej i okolic. W tej sytuacji stało się jasne, że walka musi być kontynuowana – po prostu zmienił się wróg.

Wiosną 1945 r. polskie podziemie zaczęło odbudowę oddziałów (wcześniej, w konsekwencji niewykonania przez partyzantów Okręgu Białystok rozkazu gen. Leopolda Okulickiego z dnia 19 stycznia 1945 r. rozwiązującego AK, zainicjowano przekształcanie lokalnych struktur Armii Krajowej w Armię Krajową Obywatelską). Rozpoczęła się intensywna działalność dywersyjna i partyzancka. Akowcy atakowali posterunki MO, urzędy gmin i inne instytucje nowej komunistycznej władzy, a także utrudniali wywóz mienia do ZSRS. Jeśli wierzyć sprawozdaniu Wojewódzkiej Rady Narodowej w Białymstoku, tylko w ciągu trzech miesięcy 1945 r. - od początku marca do 1 lipca – partyzanci przeprowadzili 186 akcji wymierzonych w nowe porządki polityczne. Komuniści nie zamierzali się temu biernie przyglądać. 16 maja na wspólnej naradzie spotkały się władze województwa i dowództwo Wojsk Wewnętrznych NKWD. Uradzono, że trzeba skończyć z akowskim podziemiem na tym obszarze.

- Niewątpliwie celem obławy było wykrycie i unieszkodliwienie oddziałów partyzanckich Armii Krajowej, które działały na terenie Puszczy Augustowskiej. To, że Sowieci zdecydowali się na tę operację wynikało z ich dotychczasowych doświadczeń i ze sposobu, w jaki pojmowali oni wojnę partyzancką. Widząc duży las, jakim była Puszcza Augustowska, byli przekonani, że muszą się tam kryć duże i dobrze wyposażone oddziały, których całościową liczbę szacowali oni na ok. 8 tys. żołnierzy. I to jest rzeczywista przyczyna przeprowadzenia obławy, która do historii przeszła pod nazwą ''augustowskiej'' – mówi WP Łapiński.

d3yg252

Sowieckie bałaganiarstwo

Operacja ruszyła 12 lipca. Główną rolę grały jednostki sowieckie – oddziały 50. Armii III Frontu Białoruskiego i Wojsk Wewnętrznych NKWD. Na akowców polowali też Polacy z dwóch kompanii 1. pułku praskiego dywizji im. Tadeusza Kościuszki.

- Sowieckie oddziały otoczyły Puszczę Augustowską. Następnie, z różnych kierunków, z bardzo dużą dokładnością, posuwając się tyralierą, przeczesywały las - mówi Łapiński. - Zatrzymywano każdego, kto został spotkany na leśnych drogach, w gęstwinie i na śródleśnych polanach. Również wszystkie wsie, przysiółki i kolonie na terenie puszczy były najpierw otaczane, a później skrupulatnie przeszukiwane. Tutaj aresztowano wszystkie osoby, które budziły podejrzenie, że są w jakikolwiek sposób związane z polską partyzantką – dodaje historyk. W ten metodyczny sposób przeszukano całą Puszczę Augustowską, a także znaczną część powiatów augustowskiego i suwalskiego. Działaniami objęto też pograniczne tereny Litwy i Białorusi wchodzące wówczas w skład ZSRS.

''Obława odbywała się z typowym sowieckim bałaganiarstwem'' – wspominał na kartach książki ''Nie tylko Katyń'' Stanisława Kulikowskiego i Ireneusza Sewastianowicza jeden z akowców. ''Żołnierze, oficerowie chyba też, nie mieli ochoty uganiać się po lasach za uzbrojonymi partyzantami. Ułatwiali sobie robotę. Wyciągali ludzi z chałup. Mieli listy przygotowane przez szpicli. Gdy kogoś nie zastali w domu, brali innego. Żeby się zgadzała liczba'' – dodaje.

d3yg252

Relacje o udziale w obławie uprzednio zainstalowanej w terenie agentury potwierdza również IPN. - Korzystano z pomocy agentów, których pozyskano wśród ludności miejscowej. Wskazywali oni osoby, co do których istniała pewność bądź podejrzenie, że są z AK, bądź w jakiś sposób wspierają polskie podziemie – wyjaśnia Łapiński.

Ale aresztowania objęły nie tylko akowców. Łapano leśników i sołtysów, a nawet bogatych rolników. Ci ostatni – jak się wydaje – byli również ofiarami uprzedzeń ideologicznych komunistów: ''To byli dla nich wrogowie, spuścizna po 'pańskiej' Polsce'' – zauważył cytowany przez Kulikowskiego i Sewastianowicza partyzant.

- Same zatrzymania bywały brutalne. Dochodziło do aktów przemocy ze strony żołnierzy sowieckich - podkreśla historyk z białostockiego IPN. Zauważa jednak, że efekty całej operacji w znacznym stopniu odbiegały od pierwotnych oczekiwań: - Sowieci byli bardzo zdziwieni tym, że rzeczywista liczba partyzantów, z którymi się zetknęli, była tak bardzo odległa od ich wcześniejszych założeń. Ich zdumienie budziło również to, że nie natknęli się na żadną artylerię, czy broń pancerną, która byłaby rzekomo miała być w rękach akowców.

d3yg252

Pół szklanki wody

Schwytane osoby Armia Czerwona dostarczała do rozsianych w terenie punktów zbornych, w których aresztowanych przejmowały sowieckie jednostki kontrwywiadu wojskowego – tzw. Smiersz. - Tam zaczynała się gehenna zatrzymanych, ponieważ poddawano ich brutalnym przesłuchaniom. Pojmanych Polaków i Litwinów przetrzymywano w prowizorycznych miejscach, nie zapewniając im ani odpowiedniego wyżywienia, ani warunków sanitarnych - mówi Łapiński.

Tymi ''prowizorycznymi miejscami'' były głównie piwnice, chlewy, szopy i stodoły. Wybrano je jeszcze przed rozpoczęciem obławy, kierując się określonymi kryteriami. Musiał to być mocny, porządny budynek, którego drzwi nie można było łatwo otworzyć – ani z zewnątrz, ani od środka. Najlepiej też, by stał na obrzeżu wsi. Wtedy łatwo było ukryć przed niepożądanymi spojrzeniami to, co się w nim dzieje. I zabezpieczyć teren za pomocą żołnierzy, by uniemożliwić ewentualną akcję odbicia więźniów i ucieczki.

''Siedziało nas tam 68 osób'' - wspominał więziony w jednej z wilgotnych piwnic Wacław Leszczyński. ''Wyżywienie dawali nam, można tak powiedzieć, na dekagramy. 2-3 deko suchego chleba i pół szklanki wody z kanki z wodą, którą noszono z rzeki. Tyle musiało nam wystarczyć na całą dobę''.

d3yg252

Ale najgorsze były przesłuchania, podczas których często torturowano: bito metalowymi prętami, miażdżono palce między drzwiami a framugą, wbijano gwoździe pod paznokcie. Najczęściej nocą, kilka razy jedną osobę. ''Ściany, wszystko było we krwi'' – wspominał z drżeniem w głosie jeden ze świadków.

- Na tym etapie obławy chodziło o odsianie spośród aresztowanych tych, którzy rzeczywiście byli w AK, albo mieli z nią jakiś związek. Chodziło też o potwierdzenie wcześniej znanych informacji, jak i zdobycie nowych, które mogły pozwolić na zatrzymanie kolejnych osób – tłumaczy Łapiński.

Podczas obławy ujęto ponad ponad 7 tys. osób. Zwolniono do domów ok. 5100. Litwinów Smiersz przekazał bezpiece litewskiej republiki sowieckiej. - Co najmniej 600 polskich tzw. "bandytów", czyli członków AK oraz ich pomocników, przeznaczono do likwidacji - mówi Łapiński. Wpakowano ich na ciężarówki. Wyruszyli w podróż, z której nigdy nie mieli już powrócić.

d3yg252

Urban: ''Władze polskie niczego nie wiedzą...''

Główna część obławy zakończyła 19 lipca, ale aresztowania przypuszczalnie trwały jeszcze do końca miesiąca. Do dziś nie jest jasne, gdzie leżą doczesne szczątki wywiezionych Polaków. Oczywiste jest tylko to, że zostali zamordowani. W 2011 r. rosyjski historyk i wiceprzewodniczący Stowarzyszenia ''Memoriał'', Nikita Pietrow, opublikował – odnalezioną jeszcze w 1990 r. w archiwach KGB – depeszę, którą w lipcu 1945 r. wysłał gen. Wiktor Abakumow, dowódca Smiersz, do szefa NKWD, Ławrentija Berii. Znajdowała się tam informacja, zgodnie z którą 20 lipca 1945 r. z Moskwy do Olecka przybyła ekipa funkcjonariuszy Smiersza. Jej celem była ''likwidacja zatrzymanych w lasach augustowskich bandytów''. Jeśli ktoś miał jeszcze jakieś wątpliwości, to publikacja Pietrowa musiała ostatecznie je rozwiać.

Nadzieja na rozwikłanie makabrycznej tajemnicy pojawiła się latem 1987 r., gdy odkryto masowe groby w uroczysku Wielki Bór między Gibami a Rygolem. Jednak - choć lokalna społeczność była przekonana, że właśnie tu leżą ciała akowców – badania terenowe wykazały, że w jamach znajdują się zwłoki niemieckich żołnierzy, którzy swoj wojenny szlak ostatecznie zakończyli w tym miejscu. To odkrycie miało inne ważne znaczenie: upubliczniło prawdę o obławie augustowskiej, która od samego początku była zatajana przez władze PRL. Ale kiedy zagraniczni dziennikarze pytali rzecznika rządu Jerzego Urbana o los zaginionych ludzi, ten wypowiedział słynne - i haniebne - słowa: ''Dzisiejsze władze polskie niczego w tej chwili nie wiedzą o tym, aby w przeszłości ktokolwiek w tajemniczy sposób zaginął, nie wiedzą też o tym, aby władze polskie poszukiwały i miały kogo poszukiwać''. Niestety, o tym, co się stało, można było rozmawiać dopiero w wolnej od komunizmu Polsce.

IPN, który od 2001 r. prowadzi śledztwo w tej sprawie, wskazał kilkadziesiąt miejsc na obecnym terytorium Białorusi, które mogą być jamami grobowymi. - Najbardziej prawdopodobnym miejscem są jednak Kalety na Białorusi, a konkretnie nieistniejąca już leśniczówka Giedź. To miejsce obecnie znajduje się w pasie granicznym. Co ciekawe, latem 1945 r., właśnie w tym rejonie miało miejsce nieznaczne przesunięcie linii granicznej na rzecz ZSRS - mówi Łapiński, sugerując, że Związek Radziecki mógł dokonać korekty w celu ukrycia masowych grobów. W 2016 r. Instytut skierował do strony białoruskiej wniosek o pomoc w sprawdzeniu przez archeologów tych miejsc, ale - póki co - nie doczekał się odpowiedzi.

''Nadal nie mamy żadnych informacji...''

W lutym tego roku szerokim echem odbiła się informacja o tym, że historycy z IPN znaleźli na rosyjskich serwerach materiały związane z obławą augustowską. Dotyczyły one działań podjętych przez 50. Armię III Frontu Białoruskiego Armii Czerwonej. - Znaczenie tych dokumentów jest fundamentalne. Do tej pory dysponowaliśmy bardzo ograniczonym zasobem archiwalnym na ten temat – dosłownie kilkoma sowieckimi dokumentami – podkreśla Łapiński. - Są to oryginalne dokumenty sowieckie, które ukazują praktycznie cały przebieg obławy – znajdziemy wśród nich np. powstałe dzień po dniu rozkazy i meldunki – dodaje historyk.

Niestety, mimo doniosłej wagi znaleziska, pozostaje jedno ''ale''. - To są wyłącznie dokumenty Armii Czerwonej. Dlatego, choć stanowią źródło o ogromnej wadze, to nie dotyczą tego, co działo się z aresztowanymi po przekazaniu ich do Smiersz. Stąd nadal nie mamy żadnych informacji o popełnionym później mordzie – zaznacza Łapiński.

Ofiary obławy augustowskiej wciąż czekają na swojego odkrywcę.

Robert Jurszo, Wirtualna Polska

Podczas pisania korzystałem m.in. z artykułu "Nie pozostał żaden ślad" Anny Pyżewskiej (Pamięć.pl, nr 4-5/2012) i książki "Nie tylko Katyń" Stanisława Kulikowskiego i Ireneusza Sewastianowicza. Dobrym wprowadzeniem do tematyki obławy augustowskiej jest strona internetowa przygotowana przez IPN oblawaaugustowska.pl.

d3yg252
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

WP Wiadomości na:

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
d3yg252
Więcej tematów