"Obecna sytuacja na linii Rosja-Gruzja nie grozi wojną"
Wojciech Bartuzi, ekspert Ośrodka Studiów Wschodnich, jest przekonany, że obecna napięta sytuacja na linii Rosja-Gruzja na razie nie zagraża wybuchem wojny. Gość "Sygnałów Dnia" nie wyklucza jednak, że dalsza eskalacja konfliktu może doprowadzić do działań zbrojnych w regionie.
03.10.2006 | aktual.: 03.10.2006 08:42
Wojciech Bartuzi jest zdania, że obie strony - Moskwa i Tbilisi - wykorzystują sprawę aresztowania rosyjskich oficerów pod zarzutem szpiegostwa do prowadzenia kampanii medialnych na dużą skalę. Według Bartuziego zarówno Rosji, jak i Gruzji, chodzi o to, by rozgrywać wzajemne napięcia na arenie międzynarodowej, dyskredytując drugą stronę.
Ekspert OSW podkreślił, że Rosja nie może pogodzić się z euroatlantyckimi aspiracjami Gruzji. Dodał, że Moskwę niepokoją także rurociągi idące przez terytorium Gruzji - pierwsze, które transportują surowce z Azji Środkowej do Europy z pominięciem Rosji.
Wzrost napięcia pomiędzy Rosją i Gruzją nastąpił po aresztowaniu sześciu rosyjskich oficerów, oskarżonych w Gruzji o szpiegostwo. Wieczorem wrócili oni do Moskwy za pośrednictwem OBWE. W odpowiedzi na aresztowania Moskwa zawiesiła z Gruzją połączenia drogowe, morskie, powietrzne i kolejowe, a także pocztowe. Prezydent Rosji Władimir Putin nazwał postępowanie Tbilisi terroryzmem państwowym.
Waszyngton wezwał Rosję i Gruzję do "złagodzenia retoryki". Amerykanie zaproponowali obydwu krajom pomoc w rozwiązaniu długotrwałych konfliktów w Osetii Południowej i Abchazji. Regiony te, pozostające w granicach Gruzji, są de facto autonomiczne od Tbilisi i pozostają w ścisłych związkach z Rosją. Według Wojciecha Bartuziego, Stany Zjednoczone, pomimo wspierania Gruzji, nie zdecydowałyby się jej pomóc militarnie, gdyby Tbilisi wywołało wojnę z Rosją.