Obciąć diety radnych? Radni: to populistyczny pomysł
Zbliża się grudzień i miasta szukać będą oszczędności w przyszłorocznych budżetach. Radny z Mysłowic, Michał Makowiecki, postanowił pójść o krok dalej, proponując cięcia... diet radnych i zarobków zarządu miasta. Niektórzy radni już uznali pomysł za populistyczny, inni - za nieprzemyślany. Ci, którym się spodobał, nie bardzo wierzą w to, że rada go przegłosuje.
- Zaproponowałem, by obniżyć diety i wynagrodzenia zarządu miasta o 20% - mówi Makowiecki. - Nie daje to wielkiej kwoty w skali budżetu miasta, ale pokaże mieszkańcom, że jesteśmy w stanie zacząć oszczędzanie od siebie i mam nadzieję - zmobilizuje prezydenta do szukania oszczędności tam, gdzie są najbardziej potrzebne, czyli w urzędzie i gminnych jednostkach - wyjaśnia.
Obcięcie o 20% diet radnych i wynagrodzenia samego tylko prezydenta w skali roku dałoby oszczędności około 150 tys. zł. Najniższa dieta radnego wynosi 1291 zł, najwyższa 1987 zł. Prezydent Edward Lasok zarabia 12 860 zł brutto.
- Radny Makowiecki jest studentem, nie jestem pewien, czy do końca przemyślał swoją propozycję - zastanawia się radny Bernard Pastuszka z PO. - Ja na takie cięcie mógłbym sobie pozwolić. To jedno z wielu posunięć, jakie powinniśmy zrobić.
Radny lewicy, Edmund Sawicki, przyznaje, że pomysł należy rozważyć. Z kolei radna Teresa Bialucha mówi jasno: - Nie zagłosuję za takim cięciem. W Dąbrowie Górniczej projekt uchwały obniżający diety, już raz trafił pod głosowanie. Wtedy z takim wnioskiem wystąpili radni PO i Unii Polityki Realnej. Chcieli dostawać... połowę mniej. W głosowaniu projekt jednak przepadł. Są jednak radni, którzy sami rezygnują z części "wynagrodzenia". Przykład? Radny powiatu bieruńsko-lędzińskiego, Marek Spyra, który 1/4 swoich diet w tej kadencji przeznaczył na cele charytatywne. Ufundował uczniom nagrody, szkole radiomagnetofon, wsparł festyn OSP.
Politolog Uniwersytetu Śląskiego dr Tomasz Słupik uważa pomysł mysłowickiego radnego za dobry. - Takie posunięcie radnych to komunikat dla mieszkańców, że jak oszczędzamy, to zaczynamy od siebie. Mam nadzieję, że jeśli dojdzie do głosowania, radni popierający pomysł nie wycofają się, bo to oznaczałoby kompromitację i utratę wiarygodności - mówi.
Stowarzyszenie Bona Fides z Katowic rozpoczęło monitoring radnych, który potrwa do końca kadencji.
Społecznicy sprawdzają frekwencję na sesjach Rady Miasta, posiedzeniach komisji, obecność na dyżurach, aktywność w sieci oraz to czy obsługują służbowego mejla. Monitoring jest przeprowadzany po raz drugi, pierwszy dotyczył poprzedniej kadencji.
Nowością jest analiza aktywności w sieci oraz odpowiedzi na elektroniczną korespondencję. Jeśli radny ma stronę internetową lub profil na portalu społecznościowym i przynajmniej raz w miesiącu doda na nie informację związaną z samorządem, otrzyma 0,5 pkt. Jak wynika z pierwszego podsumowania - a ranking aktualizowany jest co miesiąc - zaledwie czterech z 27 radnych (28. radną była Ewa Kołodziej, która została posłanką) - wie, co to aktualizacja.
- Analizujemy tylko strony internetowe i profile, których adresy zamieszczono w Biuletynie Informacji Publicznej na stronie internetowej Urzędu. Jeśli radni mają takie, to niech o tym poinformują, żeby nie trzeba było szukać - wyjaśnia Grzegorz Wójkowski, prezes Bona Fides. - Z aktualizacją też nie jest dobrze. Na większości stron informacje są z kampanii samorządowej, to znaczy, że radnego mieszkaniec interesował przed wyborami, a teraz o nim zapomniał - komentuje Wójkowski.
Społecznicy - pod przykrywką - wysyłają też do radnych mejle w sprawach dotyczących ich pracy, punkty dostaną ci rajcy, którzy odpowiedzą do 7 dni (1 pkt) lub do 14 (0,5 pkt). Zamierzają sprawdzać też, czy radni są obecni na dyżurach.- Jeśli radny informuje, że ma dyżur, to powinien na nim być. Jeśli nie chce dyżurować, jego sprawa, niech to ogłosi, a nie robi mieszkańca w konia - mówi Wójkowski. Wyniki monitoringu można śledzić na www.bonafides.pl.