O co gra Państwo Islamskie?
• Ostatni zamach w Ohio to przykład strategii ISIS
• Samozwańczy kalifat gra na narastający konflikt w łonie państw zachodnich
• Chce wywołać wojnę żyjących tam muzułmanów z resztą społeczeństwa
• Na ten cel nakierowana jest dżihadystyczna propaganda
• W procesie indoktrynacji przyszłego terrorysty dużą rolę odgrywa wzbudzanie u niego poczucia krzywdy
• Państwa muszą z tym walczyć na wielu kierunkach naraz
Kiedy 20-letni student uniwersytetu stanu Ohio ranił w ubiegłotygodniowym ataku 11 osób na kampusie uczelni, początkowo jedynie spekulowano, że było to dzieło islamskiego terroryzmu. Dopiero później fakt ten potwierdziła amerykańska policja, a wreszcie sama organizacja terrorystyczna ISIS wzięła odpowiedzialność za atak - pisze dla Wirtualnej Polski Jan Wójcik z portalu Euroislam.pl.
Polecamy również: Dlaczego arcybiskup chce, żebyśmy rozumieli dżihadystów?
Podejrzenia mogło budzić somalijskie pochodzenie sprawcy, Abdula Razaka Alego Artana, który jako uchodźca przyjechał do Stanów Zjednoczonych i otrzymał pozwolenie na pobyt. Na trop prowadziło również podobieństwo do ataków przeprowadzanych przez palestyńskich terrorystów w Izraelu, którzy ostatnimi laty przyjęli analogiczną taktykę, tj. wjechanie samochodem w grupę pieszych, a następnie atak nożem. Ten akurat dla Artana zakończył się szybko, po śmiertelnym strzale policjanta.
Kiedy jednak Państwo Islamskie przyznało się do zamachu i odnaleziono wpisy w mediach społecznościowych terrorysty, okazało się, że Artan idealnie wpisał się w schemat "samotnego wilka" - zamachowca bez powiązań organizacyjnych, zradykalizowanego przez dżihadystyczną propagandę. Propagandę, która opiera się na budowaniu poczucia wykluczenia muzułmanów i konfliktu z Zachodem. Propagandę, którą przed tragicznym atakiem przekazał dalej Artan, nim "podręcznikowo", zgodnie z materiałami szkoleniowymi ISIS, dokonał napaści.
Jeszcze w sierpniu mówił w wywiadzie dla studenckiej gazety, że trudno jest mu być jawnie muzułmaninem, bo chciał "modlić się otwarcie, ale bał się tego wszystkiego, co dzieje się w mediach". Mówił, że nie wie, co ludzie sobie pomyślą jeżeli będzie się modlił i co się wydarzy. Studenci z kolei pamiętają, że niewiele mówił, ale jak już, to mówił głównie o swojej wierze i często uderzał w tony kaznodziejskie.
Krótko przed zamachem, pewnie pod wpływem wzburzenia, na Facebooku pisał ostrzej, wzywając Waszyngton do "zaprzestania mieszania się w sprawy innych krajów, zwłaszcza muzułmańskiej Ummy (wspólnoty wiernych)". Groził, że nie dadzą spokojnie zasnąć Ameryce, jeżeli ta nie zostawi w spokoju muzułmanów. Napisał także, że "każdy pojedynczy muzułmanin, który potępia mój czyn, jest uśpioną komórką czekającą na sygnał".
Przebiegła strategia ISIS
Strategia, którą przyjęło Państwo Islamskie, to gra na narastający konflikt między muzułmańskimi społecznościami w państwach zachodnich a resztą społeczeństwa. Radykalizacja pojedynczych muzułmanów i dokonywanie za ich pomocą zamachów, można powiedzieć symbolicznych, wydaje się bez znaczenia strategicznego. Za to tworzą one wrażenie, że każdy muzułmanin może stać się zamachowcem.
Z drugiej strony wyznawcom islamu wbija się do głowy, że Zachód jest z zasady wobec nich wrogo nastawiony i wzmacnia obraz muzułmanina-ofiary - ofiary krzyżowców, kolonializmu, głodu naftowego gospodarczych potęg. W efekcie cel, jaki zamierzają uzyskać dżihadyści, to nakręcenie wzajemnej spirali nienawiści w nadziei, że dojdzie do masowej walki muzułmanów na terenie zachodnich państw.
W procesie indoktrynacji przyszłego terrorysty dużą rolę odgrywa wiktymizacja. Jego często niestabilna sytuacja życiowa, jaką może być konwersja na islam, pobyt w więzieniu, utrata bliskiej osoby, musi zostać przełożona na ogólne poczucie krzywdy i niesprawiedliwości. Na tym poziomie nie jest istotne, czy krzywda ta jest realna, czy wyimaginowana - musi być ogromna i skrzywdzony musi brać w obronę współwyznawców po to, żeby potencjalne morderstwo mogło uzyskać wewnętrzną aprobatę. Gniew na niesprawiedliwość świata musi płonąć jak u bohatera klasycznego greckiego dramatu. Po dojściu do tego punktu w procesie radykalizacji i zaakceptowaniu faktu, że można mordować przypadkowe osoby, trudno jest już odwrócić schematy myślowe i ewentualna praca, na przykład psychologa, z taką osobą jest skazana na takie samo niepowodzenie, jak wyciąganie kogoś z sekty.
Znajomość tego procesu z jednej strony daje służbom szansę identyfikacji potencjalnych przyszłych zagrożeń. Z drugiej, na poziomie społeczeństwa, trudno taką wiedzę wykorzystać, ponieważ sytuacja ustawiona jest tak, że obojętnie jakie działania podejmą zachodnie rządy, islamscy terroryści będą od nich odcinać kupony.
Brak zdecydowania
Wszelkie działania rządów przeciwko islamskim radykałom czy islamistom politycznym zostaną przedstawione przez radykalizującą propagandę jako dowód na wrodzoną antyislamskość Zachodu. Czy będzie to walka z terrorystami w Syrii, o czym pisał Artan, czy będą to działania wymierzone w radykałów w krajach zachodnich. Dlatego Francja tak przestępuje z nogi na nogę - długo nie mogła zdecydować się na likwidację obozu w Calais, zastanawia się, czy odsyłać radykalizującą się młodzież do "domów poprawczych", a pomimo deklaracji liczba zamkniętych salafickich meczetów jest nikła. Niemcy tolerują turecką kontrolę nad meczetami w ich kraju, a Wielkiej Brytanii oddanie pod sąd islamskiego kaznodziei nienawiści Anjema Choudary'ego zajęło ponad 10 lat.
Co więcej, te sprawy rozgrywane są na użytek wewnętrznej polityki przez różnych aktorów, którzy chcą skorzystać na wzmocnieniu poczucia dyskryminacji wśród muzułmanów. I tak na przykład organizacje pozarządowe w Wielkiej Brytanii protestują przeciwko łamaniu praw człowieka przez jednostki specjalne SAS, które dostały listę brytyjskich dżihadystów w Iraku do likwidacji lub schwytania i oddania w ręce irackiego wymiaru sprawiedliwości. Premier Kanady Justin Trudeau w kampanii wyborczej odwiedzał meczety islamistów, przekonując muzułmanów, że trzeba zakończyć "tworzącą podziały" politykę konserwatystów. "Baza danych muzułmanów w Ameryce" Donalda Trumpa żyje już swoim medialnym życiem, a do końca nie wiadomo, czy to on chciał wprowadzić taki rejestr, czy też chodzi mu o bazę przybyszy do USA z krajów uznanych za kraje ryzyka terrorystycznego, która funkcjonowała już w latach 2002-2011?
Czy jednak rozwiązaniem jest polityka bezkrytycznej tolerancji, która przez ostatnie dekady też nie zdała egzaminu? Zgoda na rozrost organizacji salafickich i islamistycznych, na występy kaznodziejów nienawiści, na finansowanie meczetów przez sponsorów politycznego islamu, zwiększy wpływ propagandy wiktymizacji na muzułmańskie społeczności na Zachodzie.
Powoli odchodzi się od tego wariantu, ale ciągle jest w tym brak zdecydowania. Wciąganie islamistów w dialog może opóźni procesy radykalizacji, ale ich nie zatrzyma. Ewentualnie dojdzie do uznania programów islamu politycznego jako równoprawnego gracza w demokratycznym systemie, jak w "Uległości" Michela Houellebecqa - co byłoby równie tragiczne w skutkach.
Działanie na wielu frontach
Możliwe więc jest, że w celu wyjścia poza reguły gry narzucone przez dżihadystów, trzeba działać w wielu kierunkach naraz. Przede wszystkim wytrącić dżihadystom i islamistom monopol na informacje skierowane do muzułmanów i zacząć nagłaśniać aktywność tzw. reformatorów muzułmańskich oraz pomóc im w organizowaniu się. To są wyznawcy islamu, którzy przyjmują Zachód i jego polityczne rozwiązania, i ich wizja relacji pomiędzy muzułmanami a państwami demokratycznymi będzie zasadniczo odmienna od innych wizji - tej dżihadystycznej, prącej do konfliktu zbrojnego i tej islamistycznej, wybierającej polityczne środki do osiągnięcia tego samego celu, czyli pokonania Zachodu, tylko w dłuższym czasie.
Biorąc jednak pod uwagę nikłe obecnie wpływy nurtu reformatorskiego w islamie, stawianie wyłącznie na to panaceum byłoby dość ryzykowne. Do czasu więc, kiedy nie uda się w końcu opanować problemu integracji, należałoby sięgnąć po twardsze środki, takie jak ograniczenie imigracji z państw muzułmańskich, w tym też deportacje osób przebywających nielegalnie, wydalanie zwolenników wprowadzenia prawa szariatu czy ograniczenie finansowania organizacji islamskich z zagranicy.
Prawdopodobnie działania te zostaną użyte przez islamistów do zradykalizowania części muzułmanów, ale powinni oni dostać szansę zdecydowania, czy opowiadają się po stronie społeczeństw otwartych i akceptujących różnorodność przy zachowaniu wspólnych ram demokratycznego społeczeństwa, czy raczej są zwolennikami opartego na religii systemu totalitarnego.