PolitykaNowy Dwór Gdański. Kulisy kontrowersyjnej kontroli posłów ws. szczepień

Nowy Dwór Gdański. Kulisy kontrowersyjnej kontroli posłów ws. szczepień

Kontrola posłów klubu PiS w domu dla dzieci w Nowym Dworze Gdańskim wywołała burzę w mediach. Poszło o szczepienia niepełnoletnich. Dyrektorka placówki Aleksandra Krefta przekonuje, że zachowanie parlamentarzystów było niedopuszczalne, a proces szczepień dzieci przebiegł zgodnie z prawem. Poseł Janusz Kowalski uważa inaczej: - Nasza kontrola była niezbędna, sprawę trzeba wyjaśnić do końca - mówi.

Janusz Kowalski i Anna Siarkowska w drodze na kontrolę w Nowym Dworze Gdańskim
Janusz Kowalski i Anna Siarkowska w drodze na kontrolę w Nowym Dworze Gdańskim
Źródło zdjęć: © Twitter | Janusz Kowalski
Michał Wróblewski

14.07.2021 15:13

- Na nasz dom, na dzieci i pracowników, wylała się fala hejtu. Zupełnie bezpodstawnie - nie ukrywa emocji w rozmowie z Wirtualną Polską Aleksandra Krefta, dyrektor Domów dla Dzieci Fundacji "Rodzinny Gdańsk".

To właśnie w kierowanej przez nią placówce - domu dla dzieci w Nowym Dworze Gdańskim - kontroli domagają się posłowie klubu PiS Anna Maria Siarkowska i Janusz Kowalski. Politycy twierdzą, że w tym miejscu mogło dojść do szczepień osób niepełnoletnich bez zgody ich opiekunów prawnych. - To nieprawda. Posłowie robią wyłącznie szum, opierając się na kłamliwych informacjach. To obrzydliwe - słyszymy od dyrektor.

- W związku z pojawiającymi się pod naszym adresem groźbami i agresywnymi komentarzami złożyłam zawiadomienie na policję oraz pismo w prokuraturze. W sieci obserwujemy falę hejtu, która rozlewa się na nas od kilku tygodni po tym, jak zamieszczono w mediach społecznościowych kłamliwy post na nasz temat - wyjaśnia w rozmowie z WP dyrektor nowodworskiej placówki.

Jak się dowiedzieliśmy, w Komendzie Powiatowej Policji w Nowym Dworze Gdańskim funkcjonariusze prowadzą postępowanie pod kątem zniesławienia na podstawie art. 212. Kodeksu karnego. Według zapisu za taki czyn grozi kara grzywny, ograniczenia wolności albo pozbawienia wolności do roku. Sprawą zajmuje się także Prokuratura Rejonowa w Malborku. Aleksandra Krefta dodaje, że o całej sytuacji poinformowany został także Rzecznik Praw Dziecka.

Chodzi o pojawiające się od dwóch tygodni informacje, jakoby w domu dla dzieci w Nowym Dworze Gdańskim przeprowadzano szczepienia wbrew woli podopiecznych i zgody ich opiekunów prawnych. Tak stwierdził autor książki "Fałszywa pandemia", który na Facebooku napisał, iż w nowodworskiej placówce przeprowadza się "eksperymenty na dzieciach". Następnie temat podchwyciły antyszczepionkowcy na forach internetowych. Lawina ruszyła.

We wpisie zamieszczonym tego samego dnia na stronie nowodworskiej placówki zaprzeczono rewelacjom przekazywanym przez antyszczepionkowców. Władze placówki przekazały, że do programu szczepień przeciwko COVID-19 przystąpili najpierw pełnoletni wychowankowie, a zaraz po nich najstarsi wiekiem niepełnoletni podopieczni domu dla dzieci.

Zobacz też: Płatne szczepienia na COVID? "To taki trik". Uszczypliwość w kierunku Dudy

- Wszelkie procedury zostały zachowane. Dziecko nie może być zaszczepione bez zgody swojego opiekuna prawnego i musi udać się z nim na szczepienie. U nas osoby, które były pełnoletnie, wraz z pomocą swoich opiekunów i wychowawców, zostały zarejestrowane na szczepienie i dobrowolnie poddały się szczepieniu. A jeśli chodzi o dzieci niepełnoletnie, to towarzyszyli im opiekunowie prawni. W sumie zaszczepiono pięcioro dzieci. I nikt nie został zaszczepiony wbrew woli, chcę to stanowczo podkreślić - mówi Wirtualnej Polsce dyrektor nowodworskiego domu dla dzieci Aleksandra Krefta.

Jak przyznaje w rozmowie z WP: - To dopiero początek naszej akcji szczepionkowej. Dzieci wracają z wakacji, więc jeśli będzie zgoda ich opiekunów prawnych, to szczepienia będą kontynuowane. Nie zamierzamy wycofywać się z naszej pracy. Ale podkreślam: nic nie wydarzy się bez woli dzieci i ich opiekunów.

Mimo wyjaśnień dyrektor domu dla dzieci w Nowym Dworze Gdańskim - i braku dowodów na szczepienia wbrew procedurom - interwencję poselską w placówce zdecydowali się przeprowadzić posłowie klubu PiS należący do zespołu parlamentarnego ds. sanitaryzmu. Janusz Kowalski i Anna Siarkowska relacjonowali swój wyjazd do Nowego Dworu Gdańskiego w mediach społecznościowych. I skierowali na siebie wiele uwag krytycznych: począwszy od tego, że "lansują się" w środowisku antyszczepionkowców, skończywszy na tym, że "wykorzystują dom dla dzieci do celów politycznych". Takie twierdzenia padają nawet z ust polityków PiS.

Styl działania parlamentarzystów nie podoba się dyrektor nowodworskiej placówki. - To była interwencja z zaskoczenia. Pan poseł Janusz Kowalski zadzwonił do naszego biura w Gdańsku ok. godz. 10. Poprosił o rozmowę ze mną, ja akurat byłam w sądzie. Oddzwoniłam do posła ok. godz. 11. - relacjonuje w rozmowie z WP dyrektor nowodworskiego domu dla dzieci.

Jak twierdzi nasza rozmówczyni: - Pan poseł był dość mocno narzucający się. Na początku nie chciał wyjaśnić, w jakim celu miałoby się odbyć nasze spotkanie. Tłumaczył, że chce porozmawiać o strukturach naszej fundacji. Odpowiedziałam, że wszelkie informacje są zawarte na naszej stronie internetowej.

Krefta relacjonuje dalej: - Potem poseł Kowalski poinformował mnie, że trafiają do niego informacje, że nasze dzieci są "przymusowo szczepione". I że o godz. 13:30 żąda spotkania ze mną. Z racji moich obowiązków w województwie poinformowałam pana posła, że we wtorek nie będzie mnie w biurze. I że możemy umówić się na inny dzień. Poseł powiedział, że absolutnie nie ma takiej możliwości. Uprzedził, że z mandatem posła ma prawo wejść do naszego domu, nawet bez naszej zgody - mówi dyrektor domu dla dzieci.

Zdaniem Aleksandry Krefty "poseł Kowalski zrobił wokół sprawy nieprawdopodobny szum i zbija na tym kapitał polityczny". - Kręcił filmiki z inną posłanką na terenie naszej placówki, gdzie jasno sugerował, że dzieci szczepi się u nas bez zgody opiekunów. A to nieprawda. To my służymy dzieciom, a pan poseł się nimi wcześniej nie zainteresował, nie zadzwonił, nie zapytał o ich sytuację - mówi dyrektor nowodworskiego domu dla dzieci. Zachowanie posłów określa jako "obrzydliwe".

Janusz Kowalski: nie mieliśmy złej woli

Jak odnosi się do tego sam zainteresowany, czyli Janusz Kowalski? - Przejechaliśmy z poseł Anną Siarkowską 300 km. Zgodnie z ustawą o sprawowaniu mandatu posła i senatora, możemy, ale nie musimy zapowiadać naszej interwencji. My byliśmy nawet gotowi podjechać do pani dyrektor i porozmawiać w innej lokalizacji. Staraliśmy się być elastyczni i profesjonalni, nie chcieliśmy stwarzać niepotrzebnego napięcia, mieliśmy dobrą wolę, a nasza interwencja była pozytywna - przekonuje poseł Solidarnej Polski i klubu PiS.

I tłumaczy swoje motywy: - Poprzez naszą interwencję chcieliśmy się dowiedzieć, czy była wyrażona zgoda przedstawicieli ustawowych, opiekunów prawnych dzieci na szczepienia. Dotarły do nas informacje, że mogło dojść do naruszenia praw dzieci. Dlatego ta sprawa musi być w pełni i do końca wyjaśniona - przekonuje Kowalski.

Jak dodaje poseł: - Walka z dezinformacją musi na każdym poziomie odbywać się poprzez transparentność i wyjaśnienie wszelkich aspektów od A do Z. To jest w interesie zarówno domu dla dzieci, jak i powiatu.

Poseł Kowalski przekonuje, że "pozytywny skutek interwencji na pewno będzie taki, że osoby, które zarządzają domami dziecka czy innymi ośrodkami opiekuńczymi, będą naprawdę uwrażliwieni na przestrzeganie polskiego prawa".

- Rozmawialiśmy z organem nadzorczym, czyli władzami powiatu. To była bardzo profesjonalna i merytoryczna rozmowa. Wicestarosta przedstawiła nam, zgodnie z ustawą o wykonywaniu mandatu posła i senatora, pisemne wyjaśnienia i zapewnienie, że ta sprawa będzie nadal badana w postępowaniu kontrolnym. Liczy się to, co jest w dokumentach, co jest na piśmie. Nas obowiązuje zasada pisemności. Żeby nie było żadnych wątpliwości - przekonuje polityk klubu PiS i Solidarnej Polski.

Jak przyznaje Janusz Kowalski, zgodnie z informacjami, które otrzymali posłowie, procedury w domu dla dzieci w Nowym Dworze Gdańskim zostały zachowane, ale - jak zaznacza polityk - musi to zostać oficjalnie potwierdzone przez odpowiednie organy zarządcze, tj. Powiatowe Centrum Rodziny, nadzorujące fundację, która prowadzi nowodworski dom dla dzieci.

- Żeby nie było wątpliwości: nigdy nie było żadnych uwag co do profesjonalizmu w kierowaniu tej placówki - podkreśla w rozmowie z nami Janusz Kowalski.

Posłowie-sanitaryści irytują PiS

Krytycznie do interwencji posłów klubu PiS w Nowym Dworze Gdańskim odniósł się w środę sam rzecznik rządu Piotr Mueller. - Uważam, że takie działania nie są potrzebne. Mogą u opinii publicznej wywołać wrażenie działań, które są przeciwko szczepieniom. Jak rozumiem, nie to było intencją posła Janusza Kowalskiego, natomiast efekt społeczny może być odwrotny do zamierzonego. Ja takiej interwencji na pewno bym nie podjął - powiedział Mueller.

Jak słyszymy nieoficjalnie w klubie parlamentarnym PiS, działalność posłów Kowalskiego i Siarkowskiej jest mocno krytykowana przez polityków formacji Jarosława Kaczyńskiego. Samemu prezesowi PiS - jak mówi nam jeden z jego współpracowników - miało nie spodobać się to, że Siarkowska powołała zespół parlamentarny ds. sanitaryzmu i próbowała wciągnąć do niego innych parlamentarzystów klubu PiS.

Do zespołu należy dziś tylko siedmiu posłów - w tym dwóch posłów niezależnych, dwóch z Solidarnej Polski i trzech przedstawicieli PiS (którzy wcześniej już głosowali wbrew kierownictwu swojej partii - m.in. w sprawie piątki dla zwierząt czy europejskiego Funduszy Odbudowy).

Posłowie - mimo że oficjalnie nie odcinają się od szczepień, ba, sami się szczepią, jak poseł Janusz Kowalski - znajdują posłuch wśród antyszczepionkowców. Dotyczy to zwłaszcza Anny Siarkowskiej, do której w klubie PiS są największe pretensje. - Gdy prezes mógł, to by ten zespół zamknął. Kaczyński nie chce, by politycy PiS się do tej "foliarskiej" grupki zapisywali - mówi nam jeden z polityków PiS.

I dodaje: - W krytycznym momencie, kiedy Polacy nie chcą się szczepić, a w oddali widać już czwartą falę COVID-19, oni grają na najniższych instynktach i lansują się przed antycowidowcami. To niegodne. Czy warte potępienia? Na pewno.

Czy zatem klub PiS wyciągnie konsekwencje wobec posłów Kowalskiego i Siarkowskiej? Póki co - jak słyszymy - żadne decyzje nie zapadły. Niewykluczone jednak, że na działalność parlamentarzystów zwróci uwagę sam Jarosław Kaczyński na przyszłotygodniowym posiedzeniu klubu parlamentarnego PiS.

Źródło artykułu:WP Wiadomości
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (407)