Nowy dowód w procesie oskarżonych o lincz we Włodowie
W toczącym się ponownie procesie dotyczącym
linczu we Włodowie, olsztyński sąd odtworzył nie ujawnianą
dotychczas kasetę z wizji lokalnej.
Sędzia Olgierd Dąbrowski-Żegalski poinformował strony, że sąd dotarł i naprawił uszkodzoną kasetę z wizji lokalnej i polecił jej odtworzenie. Na taśmie zapisano m.in. wizję lokalną przeprowadzoną trzy dni po linczu na miejscu jego dokonania z udziałem Stanisława M.
Stanisław M. utrzymywał wówczas, że razem z Wiesławem K. pobił leżącego w krzakach i nieprzytomnego Józefa C., a następnie obaj przeciągnęli go kilka metrów. Gdy biorący udział w wizji lekarz sądowy zaczął dociekać, dlaczego krew poszkodowanego Józefa C. jest tylko w jednym miejscu, wówczas Stanisław M. wycofał się z tych zeznań. Przyznał jednak, że gdy z Wiesławem K. wracał do domu mówili, że "chyba go wykończyli".
Po odtworzeniu kasety ani Stanisław M., ani żaden z innych oskarżonych nie chciał komentować filmu. Nie odnieśli się oni także do opinii biegłych przesłuchiwanych podczas rozprawy - wszyscy oni podtrzymali złożone dotychczas opinie, z których wynika, że Józef C. zmarł od licznych ran tłuczonych i rany rąbanej zadanych w głowę.
Proces o tzw. lincz we Włodowie toczy się od nowa, bo białostocki sąd apelacyjny uchylił poprzedni wyrok i przekazał sprawę do powtórnego rozpoznania.
W sprawie oskarżonych jest sześciu mężczyzn: bracia Tomasz, Krzysztof i Mirosław W. są oskarżeni o zabójstwo Józefa C., Rafał W. odpowiada za pobicie z użyciem niebezpiecznego narzędzia, a dwaj pozostali - Stanisław M. i Wiesław K. - za znieważenie zwłok, które mieli kilkakrotnie uderzyć kijem.
W pierwszym procesie olsztyński sąd skazał braci Tomasza, Krzysztofa i Mirosława W. na dwa lata więzienia w zawieszeniu na trzy; przy czym zmienił kwalifikację czynu z zabójstwa na pobicie z użyciem niebezpiecznego narzędzia; pozostali trzej oskarżeni także otrzymali kary w zawieszeniu. Od wyroku odwołała się prokuratura, która domagała się wyższych kar.
Sąd apelacyjny w Białymstoku przychylił się do zarzutu prokuratora, że sąd pierwszej instancji dopuścił się błędów w ustaleniach faktycznych, w tym m.in. źle ustalił miejsce, w którym doszło do zabójstwa. W pierwszym procesie sąd uznał, że ciało mężczyzny znaleziono w miejscu wskazanym przez świadków następnego dnia po linczu, co było korzystne dla oskarżonych. Nie znaleziono tam jednak krwi zmarłego Józefa C.
Do linczu we Włodowie doszło 1 lipca 2005 r. Oskarżeni po zdarzeniu twierdzili, że zaatakowali Józefa C., ponieważ ten groził im maczetą. Mieszkańcy miejscowości zadzwonili na policję, jednak funkcjonariusze komisariatu w Dobrym Mieście nie wysłali tam radiowozu. Wtedy postanowili wziąć sprawę w swoje ręce.