Nowe "przystanki" na Jedwabnym Szlaku Chin? Xi Jinping pojechał na Bliski Wschód i chce robić interesy z każdym bez wyjątku. Czy Pekin jest w stanie pogodzić skonfliktowany region?
• Chiny budują nowy Jedwabny Szlak
• W tym celu Xi Jinping pojechał do państw Bliskiego Wschodu
• Odwiedził najważniejszych graczy regionu - Egipt, Arabię Saudyjską i Iran
• Pekin zapowiedział wielomiliardowe inwestycje w regionie
• Finansowy zastrzyk jest receptą Chin na niepokoje w regionie
• W czasie wizyty unikano rozmów o wojnach i ekstremizmie religijnym
• Problemy Bliskiego Wschodu mogą utrudnić realizację celów Pekinu
Xi Jinping 24 stycznia zakończył swoją pierwszą wizytę na Bliskim Wschodzie. Na trasie znalazły się najważniejsze kraje regionu - Arabia Saudyjska, Egipt i Iran. Chiński lider miał także okazję przemawiać na forum Ligi Arabskiej. - Z Egiptem Chiny od dawna mają bardzo dobre stosunki, a do tego dobrano najważniejsze państwa sunnickie i szyickie. Jeśli przyjrzeć się temu doborowi, widać, że te kraje obsadzają połączenie Oceanu Indyjskiego z Europą, czyli Zatokę Perską i Kanał Sueski. To właśnie tamtędy Chiny chcą przeprowadzić swój morski nowy Jedwabny Szlak - mówi w rozmowie z WP prof. Bogdan Góralczyk, sinolog i były ambasador w państwach Azji.
Pekin u amerykańskich sojuszników
Wizyta w Arabii Saudyjskiej, która jest największym eksporterem ropy naftowej na świecie, a przy okazji kluczowym sojusznikiem USA, zakończyła się ogłoszeniem "pełnego strategicznego partnerstwa". Xi z uznaniem wypowiadał się o roli Królestwa Saudów w stabilizacji globalnego rynku paliwowego. Obie strony wyraziły zainteresowanie wzmocnieniem współpracy na tym polu, czego pierwszym krokiem było otwarcie wspólnie zbudowanej rafinerii.
Przy okazji Xi Jinping zadeklarował poparcie dla rządu Jemenu, który jest zwalczany przez szyicką rebelię Huti, wspomaganą przez Teheran. Te słowa należy traktować jako gest dobrej woli w kierunku Arabii Saudyjskiej, która murem stoi za władzami w Sanie. Nie przeszkodziły one jednak w odwiedzinach przewodniczącego w Iranie, silnie poróżnionym z dynastią w Rijadzie
Zanim jednak lider Chin pojawił się w Teheranie, złożył także wizytę u drugiego najważniejszego partnera USA w świecie arabskim. W czasie spotkania z prezydentem Egiptu, Abd el-Fatahem es-Sisim, Xi zapowiedział realizację 15 wspólnych projektów w dziedzinie energetyki, transportu i infrastruktury.
24 stycznia Xi przemawiał również przed Ligą Arabską, gdzie ujawnił plan rozwoju dla regionu, opiewający na 55 mld dol. - 35 mld z tej kwoty ma być w formie kredytów (15 mld na uprzemysłowienie, 10 mdl na kredyty komercyjne na rzecz sektora energetycznego i 10 na kredyty na warunkach preferencyjnych).
Chińska państwowa agencja Xinhua odnotowała, że bliskowschodnia aktywność Pekinu nie jest obliczona na skontrowanie amerykańskich wpływów w regionie. Na pewno nie będzie to łatwe w przypadku Arabii Saudyjskiej. - Na Bliskim Wschodzie jest polityczna próżnia, związana z malejącymi wpływami USA. To szansa dla Chin, ale nie będzie łatwo. Amerykańskie wpływy w Arabii Saudyjskiej się nie zmienią. Interesy i przemysł naftowy są tak obszerne, że nikt nie oczekuje szybkich zmian - mówił Daud Abdullah, szef serwisu Middle East Monitor na łamach "Foreign Policy". Zdecydowanie większe szanse Chiny mają w otwierającym się Iranie niż w Arabii, gdzie Stany Zjednoczone mają od dawna ugruntowaną pozycję.
Chińskie imperium perskie
Zniesienie międzynarodowych sankcji na Iran oczywiście nie uszło chińskiej uwadze. 23 stycznia Xi Jingping, jako pierwszy zagraniczny lider po zniesieniu sankcji, odwiedził Teheran. W irańskiej stolicy podpisał serię 17 umów, które zacieśnią współpracę gospodarczą i technologiczną pomiędzy oboma krajami. Hassan Rowhani zapowiedział, że celem Iranu i Chin jest stopniowe zwiększenie wymiany handlowej w skali roku z 52 mld $ (2014 r.) do aż 600 mld za 10 lat. Warto przy tym dodać, że nawet teraz Chiny są największym partnerem handlowym Iranu i największym odbiorcą ropy naftowej. - Teheran jest kluczowy, bo Pekin nie chce zostać uprzedzony przez Zachód, który szybko otworzył się na Iran. Chińczycy wiedzą, że słowa i obietnice nic nie znaczą, więc podpisali po kilkanaście porozumień w Iranie, ale też w Egipcie - mówi prof. Góralczyk.
Efektem współpracy ma być oczywiście także realizacja Jedwabnego Szlaku, również w jego lądowym wydaniu. Po stronie Iranu elementem szlaku ma być m. in. szybka kolej, łącząca Teheran i Meszhed (dwa największe miasta Iranu), którą zadeklarowali się wybudować Chińczycy. W skali ponadregionalnej Teheran miałby być połączony torami o długości ponad 3 tys. km z chińskim Urumczi w Xinjiangu.
Dodatkową furtkę inwestycyjną dla Pekinu w Iranie otwiera brak zaufania dla Zachodu, a w szczególności Stanów Zjednoczonych. Mówił o tym ajatollah Ali Chamenei podczas spotkania z chińskim liderem. - Irańczycy nigdy nie ufali Zachodowi. Dlatego Teheran szuka współpracy z bardziej niezależnymi krajami, jak Chiny - wskazywał duchowy przywódca. Chamenei podkreślił także, że jego kraj "nigdy nie zapomni współpracy z Chinami w czasie epoki sankcji".
Wspomniana przez ajatollaha współpraca była na tyle owocna, że w 2011 roku Teheran przekazał Pekinowi na wyłączne użytkowanie pola ropy naftowej i gazu ziemnego na 13 lat. Chiny zyskały w ten sposób dostęp do trzech regionów, w których mogą budować niezbędną infrastrukturę. Co więcej, Państwo Środka zobowiązało się do ochrony tych ziem w podobny sposób, jak swoich suwerennych terenów.
Gospodarka receptą na niepokoje
Bliskowschodni kierunek i włączenie go w projekt Jedwabnego Szlaku nie są przypadkowe. Szacuje się, że Państwo Środka stanie się największym na świecie konsumentem paliw energetycznych do 2030 roku, detronizując USA. Surowce już teraz pozyskuje i nadal chce pozyskiwać przede wszystkim na Bliskim Wschodzie. Będzie się to zbiegało w czasie z coraz większą niezależnością energetyczną Stanów Zjednoczonych, które stawiają na zasoby łupkowe, co już teraz jest odczuwalne na rynku gazowym. Stany Zjednoczone dysponują także pokaźnymi złożami ropy łupkowej, ale obecnie, przy rekordowo niskich cenach, kłopotem jest rentowność jej wydobycia.
Region Bliskiego Wschodu i Północnej Afryki nie jest zresztą dla Pekinu niezbadanym terytorium. Na kontynencie roi się od chińskich inwestycji, a wkrótce pojawią się przyczółki militarne - w Dżibuti ma powstać pierwsza zagraniczna baza wojskowa Chin. Z kolei w 2011 roku Państwo Środka była zmuszone ewakuować 35 tys. rodaków z pogrążonej wojną Libii, co było największą operacją chińskiej marynarki z dala od jej wybrzeża i pewną cezurą, pokazującą potencjał nie tylko chińskiej ekspansji gospodarczej, ale i wojskowej.
Przy całej złożoności stosunków na Bliskim Wschodzie, do tej pory Chinom udaje się utrzymywać dobre relacje zarówno z sunnicką Arabią Saudyjską, szyickim Iranem, jak i Izraelem, wszystko dlatego, że Pekin stawia przede wszystkim na ofertę gospodarczą i swój jedwabny projekt. - W chińskim mediach, które obserwowałem, mówiono tylko o tym, że przewodniczący Xi Jinping jedzie z wizytą, by promować Szlak, który docelowo ma skończyć się na Morzu Śródziemnym. Kraje arabskie do tej pory nie były włączone w ten projekt. Praktycznie nie wspominano o Państwie Islamskim i wojnie w Syrii. Cały czas izoluje się tematy gospodarki od polityki, a nawet bezpieczeństwa - tłumaczy prof. Góralczyk.
Neutralność za wszelką cenę
Do tej pory Pekin za wszelką cenę stara się utrzymać maskę neutralności i nie chce się wikłać się w polityczno-religijną mozaikę konfliktów w arabskim świecie. Zhang Ming, wiceminister spraw zagranicznych Chin, mówił, że liderzy jego kraju w rozmowach z bliskowschodnimi partnerami stawiają przede wszystkim na relacje handlowe. Przy czym rozwój gospodarczy ma być "ostatecznym rozwiązaniem" konfliktów w regionie. Pekin liczy tym samym, że dopływem gotówki i rozbudową sieci interesów stopniowo zagasi ogień. Chińskie intencje są prawdopodobnie szczere, jeśli weźmiemy pod uwagę fakt, że połowa importu ropy naftowej pochodzi z Zatoki Perskiej i jakakolwiek destabilizacja czy wojna w tym regionie uderzy także w gospodarkę Państwa Środka.
Przed czysto merkantylnym podejściem przestrzega prof. Góralczyk. Ekspert zaznacza, że nie taka strategia jest obwarowana ryzykiem. - Chiny proponują wyłącznie gospodarczą kalkulację, tymczasem w regionie są obudzone "demony", toczą się walki, konflikty są otwarte i nieprzewidywalne, co może na dłuższą metę skomplikować chińskie zamiary - ocenia.
Stawiając na gospodarkę, Pekin świadomie oddaje nieco pola w strefie stricte dyplomatycznej, w dużej mierze zostawiając ten trudny orzech do zgryzienia pozostałym czterem stałym członkom Rady Bezpieczeństwa ONZ - Stanom Zjednoczonym, Wielkiej Brytanii, Francji i Rosji. Jednak stan zbalansowanej neutralności, wraz ze wzrostem zaangażowania na Bliskim Wschodzie, może się okazać coraz cięższy do utrzymania.
- Podejrzewam, że będzie to bardzo trudny sprawdzian dla chińskiej dyplomacji i to nie tylko tej gospodarczej. Jeśli jednak Chiny zaangażują się dużo bardziej w Iranie niż Arabii Saudyjskiej (lub odwrotnie), mogą się z tego zrodzić problemy - mówi prof. Góralczyk. Ekspert zaznacza, że podczas wizyty zupełnie pomięto tematy ekstremizmu Państwa Islamskiego i ograniczono się wyłącznie do gospodarki, wszystko po to, by postawić kolejny fundament pod Jedwabny Szlak. - Pekin uznał, że bez współdziałania Egiptu, Arabii Saudyjskiej i Iranu nie uda się stworzyć morskiego szlaku. Rusza on z portu Xiamen, na wschód od Hongkongu, przecina Morze Południowochińskie, powstały już porty na Sri Lance oraz w Pakistanie. Chinom potrzebny był "przystanek" w Zatoce Perskiej, bo trzeba pamiętać, że kolejny - w porcie w greckim Pireusie - już mają - wylicza ekspert.
Najbliższe lata pokażą, jak mocne są fundamenty morskiego Jedwabnego Szlaku. Chiny już teraz muszą stawić czoła Stanom Zjednoczonym i państwom w basenie Oceanu Indyjskiego. Muszą także liczyć się z reakcją Indii na rozbudowę infrastruktury na pobliskiej Sri Lance. Wkrótce do listy wyzwań może dojść także pogodzenie "wody" i "ognia" na Bliskim Wschodzie.