Nowe kulisy afery wizowej. "Bo tak mówi pan minister"
Najpierw zmiana ustawy, a potem dziwne pismo wysłane z MSZ do konsulatów z listą osób, które miały być obsłużone poza kolejką. Nowe kulisy afery wizowej odsłania urzędnik jednej z polskich placówek dyplomatycznych w Azji.
To już kolejna odsłona afery wizowej w rządzie, po której stanowisko stracił wiceminister spraw zagranicznych Piotr Wawrzyk.
Według urzędnika jednego z polskich konsulatów to nowelizacja ustawy o cudzoziemcach wprowadziła możliwość powstania takiego procederu. Wcześniej konsul mógł rozpatrywać wniosek tylko od osób, które w danym kraju zamieszkują na stałe. To się jednak zmieniło w październiku 2020 roku. "Ta zmiana umożliwiła zwiększenie przyjmowania wniosków od obywateli państw trzecich bez stałego pobytu w danym kraju" - przekazuje relację urzędnika portal Oko.press.
Zmiana przepisów nastąpiła po naciskach ze strony MSZ. Pismo w tej sprawie zostało podpisane przez Piotra Wawrzyka.
Po tej zmianie liczba wniosków o wizy wzrosła. Ale to nie wszystko. Na początku 2023 roku do placówki dyplomatycznej, w której pracuje rozmówca Oko.press, dociera pismo z listą osób, które miały być obsłużone poza kolejką. "To wyglądało wątpliwie, bo nigdy wcześniej nie było takich poleceń. Pojawiły się bez wyjaśnienia: róbcie tak, bo tak mówi pan minister Wawrzyk. To trochę mało" - mówi urzędnik w rozmowie z Oko.press.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Nieprzewidywalny wynik? "Przedterminowe wybory bardziej realne"
Urzędnik o swoich wątpliwościach informował MSZ i swojego bezpośredniego przełożonego. "Kolejne polecenia już ignorował, a ostatecznie wprost odmówił działania, mówiąc o możliwym ryzyku korupcji. Nikt na to nie zareagował" - czytamy w artykule Oko.press.
Jak podkreśla urzędnik, pismo było skierowane do kilku konsulatów. "Nikt tego nie utrzymywał w tajemnicy. To było najdziwniejsze. Nie było szyfrowania, tylko oficjalne pismo z poleceniem. Więc od początku było wiadomo, że to wyjdzie prędzej czy później. Konsulowie mogli mieć wątpliwości, czy to rzeczywiście jest coś nielegalnego" - dodaje konsul.
Jego zdaniem "różnymi sposobami starano się zwiększyć liczbę sprowadzanych do Polski pracowników". "W praktyce chodziło o migrantów, bo nikt, kto płaci agentowi 20 tys. zł za pomoc w uzyskaniu wizy, nie przyjeżdża na rok, tylko na dłużej. W rok nie zdążyłby nawet tego odpracować. Pytanie, czy to była świadoma polityka rządu, czy samodzielna działalność kolegów wiceministra Wawrzyka" - zastanawia się rozmówca OKO.press.
Czytaj także:
Źródło: Oko.press