"Nowa era" w chińskiej polityce zagranicznej i bezpieczeństwa
O ile przez ostatnie trzydzieści lat legitymacja władzy w Chinach opierała się na szybkim wzroście gospodarczym, o tyle w tym momencie i tak należałoby rozumieć określenie "nowa era", partia musi znaleźć modus operandi, aby dalej legitymizować swoją władzę - powiedział w rozmowie z Defence24 dr. hab. Dominik Mierzejewski z Katedry Studiów Azjatyckich, kierownik Ośrodka Spraw Azjatyckich Uniwersytetu Łódzkiego.
Lidia Gibadło: W trakcie przemówienia otwierającego XIX Zjazd Komunistycznej Partii Chin, przewodniczący Xi Jinping użył określenia "nowa era" 36 razy. Co ją charakteryzuje i jakie mają być w niej Chiny?
Dr. hab. Dominik Mierzejewski: To jest zasadnicze pytanie, ale do końca tego nie wiemy. Z jednej strony "nowa era" to atrybut, slogan lidera, który chce odegrać znaczącą rolę w historii Chińskiej Republiki Ludowej, plasując się w politycznej triadzie obok Mao Zedonga i Denga Xiaopinga. Nie wiemy jednak, jak Xi Jinping wykorzysta to hasło w przyszłości. Można powiedzieć, że wskazana "nowa era" jest związana z naturalnym procesem zmian politycznych w Chinach. Co trzydzieści lat, zgodnie z chińskim powiedzeniem "rzeka zmienia koryto co trzydzieści lat", dochodzi do redefinicji w kierunku centralizacji władzy, bądź jej decentralizacji.
Z drugiej strony możemy wskazać, czym "nowa era" będzie objawiała się w chińskiej polityce zagranicznej. Przede wszystkim należy zwrócić uwagę, że pojawiają się stwierdzenia mówiące nie tyle o wspieraniu zasad pokojowego współistnienia w chińskiej polityce zagranicznej, ale o przeciwstawianiu się tym państwom, które nie będą ich akceptowały. Z tego punktu widzenia taka narracja sygnalizuje, że Chiny będą zmieniały swoją politykę w kierunku bardziej asertywnej i zorientowanej na swój interes, co de facto nie powinno dziwić, zważywszy na chiński potencjał gospodarczy.
To, że Pekin zamierza bardziej akcentować swoje interesy i je chronić będzie powodowało konieczność budowy zamorskich baz wojskowych. Taką bazę mamy już w Dżibuti, ale Chińczycy prowadzą obecnie negocjacje z Bangladeszem i z Birmą na temat stworzenia baz wojskowych, które chroniłyby chińskie interesy. Kolejnym elementem nowej polityki chińskiej będzie rozwiązanie kwestii Korei Północnej.
Korea Północna nie pojawiła się jednak w przemówieniu. Można to odczytywać jako sygnał dla Pjongjangu?
W paragrafie dotyczącym polityki zagranicznej nazwy państw nie padają nigdy. Jego treść jest sformułowana na tyle ogólnie, aby dać graczom możliwość jej interpretacji. Można jednak z niego odczytać, że jeżeli Korea Północna nie będzie akceptowała zasad pokojowego współistnienia, to wtedy Chiny będą podejmowały odpowiednie kroki - i obecnie już to robią.
Zobacz też: 10 szokujących faktów o Korei Północnej
Pekin musi chyba jednak w tym wszystkim uwzględniać rolę USA?
O Korei Północnej mówi się w kontekście bilateralnych relacji amerykańsko-chińskich, zapominając gdzie kształtują się podejmowane wobec niej działania. Moim zdaniem należałoby zwrócić większą uwagę na współpracę Chin, Stanów Zjednoczonych i Rosji w tej kwestii w ramach ONZ. Wydaje się, że zarówno Chiny, jak i USA mogą się równie dobrze szachować jak i wspierać na forum ONZ, bo jakiekolwiek rozwiązanie tego konfliktu, które nie byłoby rozwiązaniem pokojowym, powinno mieć przynajmniej jakiś glejt Rady Bezpieczeństwa. O ile nie wyobrażam sobie jakiegoś "super starcia" zbrojnego miedzy Chinami a USA, to nie możemy wykluczyć proxy war, czyli wojny gdzieś na obszarze trzecim.
Natomiast kluczowe w mojej opinii jest śledzenie tego, jak ta kwestia jest rozwijana w Radzie Bezpieczeństwa. Jakiś czas temu Chińczycy sami doszli do wniosku, że nie ma sensu robić obstrukcji i wstrzymywać się od głosu w czasie głosowania nad sankcjami dla Korei Północnej. Odrębną kwestią pozostaje implementacja tych sankcji, ale widać, że Chiny są skłonne, aby jednak nałożyć jakieś restrykcje na Koreę Płn. Wynika to z tego, że każdy konflikt na Półwyspie Koreańskim stworzyłby ogromny problem humanitarny dla Chin związany z ryzykiem przemieszczenia się na ich tereny 20 mln Koreańczyków z Północy.
Kryzys na Półwyspie Koreańskim uderza także w przygraniczny region Chin północno-wschodnich. Brak stabilności na Półwyspie Koreańskim skutkuje spadkiem inwestycji oraz stopniowym wyludnianiem tych terenów. A pamiętajmy, że jest to region gdzie w latach 50. XX wieku promowano "stalinowską industrializację" i przemysł ciężki jest właśnie tam lokowany. Znajdują się tam m.in. zakłady wojskowe Shenyang Aircraft Corporation, gdzie produkuje się chińskie wersje samolotów MIGa czy Su 27.
W referacie otwierającym Zjazd znalazło się także miejsce dla chińskiej armii, która w 2050 r. ma być "numerem 1 na świecie".
Jest to pewnego rodzaju narracja, która w Chińskiej Republice Ludowej obecna jest od lat. Nie przywiązywałbym do niej zbyt dużej wagi, ponieważ jest to przekaz kierowany do chińskiej opinii publicznej. Należy mieć świadomość tego, że Chiny mają konkretne plany, ale w międzyczasie może pojawić się wiele czynników, które będą negatywnie wpływały na realizację danego celu w wyznaczonym terminie, co spowoduje jego przesunięcie. Nie chodzi o negowanie słów Xi Jinpinga, ale posługiwanie się datami w tym przypadku jest obarczone bardzo dużym marginesem ryzyka. Według mnie kluczową datą będzie 100-letnia rocznica utworzenia Chińskiej Republiki Ludowej w 2049 r., o której z kolei się nie mówi.
Nie wiadomo, jak dalej potoczą się relacje ze Stanami Zjedzonymi. Waszyngton wycofał się z Partnerstwa Transpacyficznego (ang. Trans-Pacific Partnership, TPP), ale nie zrezygnował ze swojej obecności wojskowej w Azji Wschodniej, a Korea Północna daje im powód, aby tam pozostać. I to jest problem dla Chin. Można powiedzieć, że armia chińska będzie miała światowy status, tylko pytanie, gdzie wtedy będą Stany Zjednoczone, bo wtedy USA "mogą już być na Marsie" i jak ten swego rodzaju wyścig będzie kreowany przez Waszyngton. Znamy przecież historyczne wzorce z doby Reagana.
"Wojsko jest przygotowane do wojny. Wszystkie działania wojska muszą być zgodne ze standardami gotowości do prowadzenia wojny i jej wygrania" - powiedział przewodniczący Xi Jinping. To zdanie świadczy o poczuciu zagrożenia Chińczyków?
Zinterpretowałbym to inaczej. Jeśli popatrzymy na historię Chin po 1949 r. do śmierci Mao Zedonga, w chińskiej narracji istniało ciągłe przygotowanie do wybuchu wojny. Budowało to sytuację w której "jedynym obrońcą" Chin i opoką był lider. W obecnym kontekście jeśli lider buduje taką narrację, to tym samym buduje swoją pozycję, a to z kolei jest istotne z perspektywy kolejnego Zjazdu w 2022 r., kiedy dojdzie do politycznego przesilenia związanego ze zmianami na szczytach władzy. Stąd posługiwanie się tego typu narracją jest motywowane tworzeniem pewnego rodzaju napięcia, które będzie skutkowało umacnianiem pozycji lidera a w konsekwencji pozwoli mu na przeforsowanie swojej kandydatury w 2022 r.
Przewodniczący Xi odniósł się także do kwestii Tajwanu, mówiąc o "walce z jakakolwiek intencją" jego niepodległości.
Jest to kontynuacja tego, co robiono już wcześniej, gdy na Tajwanie rządziła Demokratyczna Partia Postępowa, która nie była skłonna do współpracy z Chinami kontynentalnymi. Podobną sytuację mieliśmy w czasie rządów Hu Jintao, gdy Chiny przyjęły rezolucję, że mogą użyć niepokojowych środków, gdyby Tajwan zgłaszał pretensje do niepodległości. Jest to pewien stały komponent chińskiej narracji w momencie, gdy na Tajwanie pojawia się polityk czy partia, która nie jest skłonna do szerszej integracji gospodarczej i de facto potem politycznej z Chinami kontynentalnymi.
Chińskie deklaracje są często ostre, ale działania, które za nimi idą, nie są z reguły takie, jak byśmy się spodziewali. Dlatego jeśli mamy do czynienia nawet z twardą deklaracją, to napewno nie musi iść za tym rozwiązanie siłowe. Chińczycy próbują uzależniać Tajwan gospodarczo, natomiast od czasu do czasu na wyspie pojawiają się siły, które mówią, że to nie jest dopuszczalne i wtedy następuje reakcja Pekinu.
Jak przemówienie przewodniczącego Xi można odnieść do relacji ze Stanami Zjednoczonymi?
Z punktu widzenia krótkoterminowej oceny polityki kluczowa będzie podróż Donalda Trumpa do państw Azji Wschodniej na początku listopada: Chin, Filipin, Japonii, Korei Południowej oraz Wietnamu. Należy obserwować wizytę amerykańskiego prezydenta w Państwie Środka, aby zobaczyć, jak to, co powiedział Xi Jinping, będzie wpływało na relacje Chiny-USA obecnie.
Chińczycy mają problem z Trumpem, ponieważ w rywalizacji ze Stanami Zjednoczonymi chcieli wykorzystywać elementy polityki softpower i grać na "ekonomicznych fortepianach". Natomiast amerykański prezydent zmienia narzędzia prowadzenia polityki zagranicznej. Wycofanie się USA z TPP jest dla Pekinu niekorzystne, ponieważ Chiny myślały, że będą rywalizować ze Stanami Zjednoczonymi na polu gospodarczym, a ponieważ oba państwa są uzależnione od siebie gospodarczo, szala mogła przechylić się na korzyść Pekinu. W tym momencie w relacjach dwustronnych ograniczane jest pole do wykorzystania takich narzędzi. Zatem Trump natomiast nastawia się na konfrontację i ochronę interesów USA.
Dla Chin jest to problem. Dlatego w referacie między słowami mówi się, że "wszyscy powinni budować świat razem" itd., z uwagi na fakt, że Amerykanie zmieniają narzędzia. Natomiast na tym etapie Chińczycy nie są w stanie rywalizować z USA na polu hard power.
Dodatkowo Trump zapowiedział, że będzie wprowadzał cła eksportowe, co jest niekorzystne dla Chin, bo dalej będą one musiały kreować swój rozwój gospodarczy proeksportowo. Chiny to de facto kapitalizm państwowy. Wydaje mi się, że Chiny kierują się bardziej ku porozumieniom dwustronnym i strefom wolnego handlu, czyli tam gdzie mają comparative advantage. Polityka protekcjonistyczna w USA może pociągnąć podobne ruchy np. w Niemczech, gdzie coraz głośniej mówi się o chińskiej ekspansji powodującej zmniejszenie znaczenia rodzimych producentów. W momencie kiedy inne państwa zaczną wprowadzać ograniczenia eksportowe, wzrost gospodarczy Chin będzie spadał i tu wracamy do kluczowego pytania, jaka interakcja będzie w związku z tym zachodziła między społeczeństwem a partią i na jakich podstawach rządzący będą budowali legitymację władzy.
Chiny są aktywne na rynkach państw południa, a jednocześnie planują budowę kolejnych baz wojskowych. Czy można interpretować to jako zabezpieczenie swoich interesów i wychodzenie poza region Azji i Pacyfiku?
Dokładnie. Obecnie Chiny mają jeden z największych kontyngentów w siłach pokojowych ONZ. W jakiś sposób wpływa na to fakt, że w przeciwieństwie do USA Pekin nie ma swoich baz zamorskich. Chiny wykorzystują każdy z możliwych mechanizmów, aby mieć pewnego rodzaju wpływ na to, co dzieje się w obszarze ich zainteresowania.
W swoim przemówieniu Xi mówił, że współpraca z Południem jest ważnym komponentem chińskiej polityki zagranicznej. Jest to sprawa ważna ze względu na pogłębianie pewnych procesów. Proszę sobie wyobrazić, że na Uniwersytecie Pekińskim dokładnie dzień przed Zjazdem Komunistycznej Partii Chin pierwsi absolwenci ukończyli studia w Instytucie Współpracy Państw Południa i Rozwoju i dostali listy gratulacyjne od przewodniczącego Xi Jinpinga. Świadczy to o tym, że Pekin będzie kształtował elity w państwach rozwijających się. Tym samym Chiny idą w ślady Stanów Zjednoczonych, które na początku XX wieku próbowały stworzyć elity chińskie, fundując dla nich stypendia na uniwersytetach amerykańskich. Potem oni wracali do Chin i powstała Republika Chińska w 1912 r. Z tego punktu widzenia warto zwrócić uwagę na Grupę 77 funkcjonującą w ramach ONZ i coraz większe zaangażowanie Chin w państwach rozwijających się.
Wydaje się zatem, że polityka zagraniczna ma zaspokajać ambicje chińskiego społeczeństwa.
Klasycy mówią, że polityka zagraniczna jest kontynuacją polityki wewnętrznej. Chińskie powiedzenie mówi, że rzeka zmienia koryto co trzydzieści lat - o czym mówiłem na początku. O ile przez ostatnie trzydzieści lat legitymacja władzy w Chinach opierała się na szybkim wzroście gospodarczym, o tyle w tym momencie i tak należałoby rozumieć określenie "nowa era", partia musi znaleźć modus operandi, aby dalej legitymizować swoją władzę. W tym sensie należy zwracać uwagę, w jaki sposób chińskie władze będą wykorzystywały politykę zagraniczną do tego, żeby pokazywać obywatelom, że Chiny są mocarstwem, ale tylko dzięki rządom partii.
Dziękuję za rozmowę.
Dominik Mierzejewski - prof. nadzw. w Katedrze Studiów Azjatyckich WSMiP UŁ, kierownik Ośrodka Spraw Azjatyckich UŁ (uniwersytecki think-tank), od końca lat 90. zajmuje się problematyką chińskiej polityki zagranicznej i wewnętrznej, jest autorem monografii poświęconej retoryce dyplomacji chińskiej po 1978 r., publikował w uznanych czasopismach międzynarodowych takich jak "China: An International Journal" oraz wydawnictwach Routledge oraz Rownam and Littlefield.