Nowa burza polityczna w Wielkiej Brytanii. Konserwatyści wybierają lidera

Brytyjczyków czekają kolejne tygodnie politycznego zamieszania. Wybory lidera Torysów i premiera, który zastąpi Theresę May. To będzie długa i żmudna procedura, w czasie której wybuchnie niejedna burza wokół wyciąganych brudów z przeszłości.

Nowa burza polityczna w Wielkiej Brytanii. Konserwatyści wybierają lidera
Źródło zdjęć: © Reuters / Agencja Forum
Jarosław Kociszewski

10.06.2019 10:54

Premier Theresa May, ze łzami w oczach, podała się do dymisji 24 maja 2019 r. Teraz Konserwatyści zastosują niezwykłą i ciągnąca się tygodniami procedurę, żeby wyłonić jej następcę. Wystarczy poparcie 8 spośród 316 członków Izby Gmin należących do Partii Konserwatywnej, żeby formalnie ubiegać się o stanowiska lidera tego ugrupowania. Nic więc dziwnego, że aż 6 osób staje do wyścigu.

Pierwsze tury rundy należą do należących do partii członków Izby Gmin. To rzeczywiście rundy, a nie runda, bo w kolejnych głosowaniach deputowani eliminować będą po jednym, najmniej popularnym kandydacie. Wybory będą powtarzane, aż na placu boju pozostanie tylko dwóch polityków, czyli w tym wypadku czterokrotnie, aż do 20 czerwca. Dopiero wtedy, głosując za pośrednictwem poczty, członkowie partii wyłonią swojego lidera, którego nazwisko zostanie oficjalnie ogłoszone między 22 a 26 czerwca 2019.

Polityk nie musi wiele umieć, musi być głośny

Niekwestionowanym liderem wyścigu jest Boris Johsnon, który ma poparcie największej liczby deputowanych i szeregowych członków partii. Nie przeszkadza przy tym fakt, że ze wszystkich kandydatów ma wyraźnie najmniejsze doświadczenie merytoryczne. Za to bez wątpienia jest najbardziej kontrowersyjny i najgłośniejszy.

Ten 55-letni polityk ma za sobą edukację w elitarnych szkołach w Eton i Oksfordzie, przez 8 lat był też burmistrzem Londynu i przez 2 lata szefem dyplomacji. Jednak to wszystko. Teraz obiecuje brexit do końca października 2019 r. i zadziwia Brytyjczyków obietnicą obniżenia podatków dla najbogatszych, co nie ucieszy większości obywateli, ale może pomóc mu zdobyć głosy konserwatywnej elity.

Świat przede wszystkim słyszał o gafach Johnsona, który twierdził, że muzułmanki w burkach wyglądają jak skrzynki pocztowe, jako szef dyplomacji odczytał kolonialny wiersz w Birmie, określił Afrykę mianem "tamtego kraju", a tuż przed objęciem teki szefa dyplomacji otrzymał nagrodę za wiersz o prezydencie Turcji Erdoganie uprawiającym seks z kozą. Za to polityk dobrze "dogaduje się" z prezydentem Trumpem, co złośliwi przypisują podobieństwu blond fryzur i charakterów, w tym rozdmuchanemu ego.

Politycznie i merytorycznie najbardziej doświadczonym kandydatem na następcę May jest obecny szef dyplomacji Jeremy Hunt. Mówiący biegle po japońsku polityk przez wiele lat należał do gabinetu cieni, który w Wielkiej Brytanii pełni ważną funkcję nadzoru nad poczynaniami rządu. Hunt był też ministrem zdrowia i pełnił kilka mniej eksponowanych funkcji w administracji. Jest fachowcem, ale zdecydowanie mniej barwnym od Johnsona, a otaczające go kontrowersje dotyczą takich spraw jak zbyt słaba ochrona Igrzysk Olimpijskich w Londynie w 2012 r., czy ignorowanie protestów młodych lekarzy skarżących się nad nadmierne obciążenie pracą.

Hipokryzja gorsza niż narkotyki

Ciekawym rywalem Johnsona jest obecny minister ds. brexitu Dominic Raab, który cieszy się poparciem partii, choć niekoniecznie deputowanych. Stosunkowo młody, 45-letni polityk, były żołnierz sił specjalnych, ma duże doświadczenie dyplomatyczne, choć równocześnie ma opinię seksisty i człowieka pozbawionego empatii dla ludzi słabo sytuowanych. Często opisywany jest jako "największy fan własnej osoby".

Duże szanse przejścia do finału procesu wyborczego Partii Konserwatywnej do niedawna miał minister rolnictwa Michael Gove, jednak w ostatnich dniach dopadła go przeszłość. Na jaw wyszła historia, gdy jako młody dziennikarz zażywał kokainę. O ile początkowo mowa była o błędach młodości, to z czasem afera zaczęła krążyć wokół braku zaufania do polityka uznanego za hipokrytę. Politykowi przypomniano nie tylko to, że używał nielegalnych substancji odurzających, ale w tym samym czasie pisał artykuły piętnujące takie zachowania. To właśnie stosowanie podwójnych standardów uważane jest za większą skazę na charakterze polityka, niż sam fakt używania kokainy, czemu nigdy nie zaprzeczał.

Walka o przywództwo konserwatystów i fotel premiera jest rozłożona na ponad miesiąc. W tym czasie wywleczone zostaną jeszcze niejedne brudy, co w żaden sposób nie pomoże ustabilizować rozchwianej, pogrążonej w chaosie polityki brytyjskiej. Co więcej, nic nie wskazuje na to, aby pomógł w tym prognozowany sukces Borisa Johnsona.

Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (2)