"No to umrze. Każdy umrze". Szokująca rozmowa z dyspozytorem pogotowia

"No to umrze. Każdy umrze (...) Wysyłam tam policję" - te słowa usłyszał od dyspozytora mężczyzna, który próbował wezwać karetkę do kolegi, dławiącego się wymiocinami. Karetka pojawiła się na miejscu, ale lekarz już tylko stwierdził zgon.

"No to umrze. Każdy umrze". Szokująca rozmowa z dyspozytorem pogotowia
Źródło zdjęć: © PAP | Jacek Bednarczyk
Bartosz Lewicki

08.06.2017 | aktual.: 08.06.2017 15:13

Zalogowani mogą więcej

Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika

O sprawie pisze portal tvn24.pl. Wszystko działo się minioną środę w Ostrowie Wielkopolskim. Przyjaciel pana Sebastiana Banasiaka po wspólnym obiedzie w ogródku, źle się poczuł. Usiadł na ławce, ale po chwili zniknął panu Sebastianowi z oczu. Okazało się, że siedzi pod drzwiami, ciężko oddycha. - Nie wiedziałem, co się dzieje z człowiekiem, w takiej sytuacji zacząłem dzwonić na numer alarmowy 112 - opowiada pan Sebastian.

Była 14:52. Taką godzinę pokazywał wówczas telefon Sebastiana Banasiaka, rejestrując połączenie z numerem alarmowym 112. Odbiera dyspozytorka z Poznania, a pan Sebastian wyjaśnia jej, co się dzieje. Dyspozytorka udziela rady, by poszkodowanego ułożyć na boku, a jego rękę umieścić pod głową. Po czym... łączy z Kaliszem.

Telefon odbiera dyspozytor. Zbiera wywiad. Dopytuje o okoliczności, pyta o alkohol. Kolega pana Sebastiana, 60-letni mężczyzna, podczas obiadu pił alkohol. - Bo ja to zgłaszałem... - mówi pan Sebastian. - Jeszcze z kimś innym mam gadać? Prosiłbym o karetkę - mówi, przekonany, że informacje przekazane poprzednio wystarczą. Dyspozytorowi zaczyna po raz kolejny tłumaczyć sytuację, ale gdy ten zaczyna zbierać ponowny wywiad, nie wytrzymuje: - Przed chwilą rozmawiałem z inną kobietą. Wszędzie łączenie jakieś! No ludzie, zgłosiłem! Ostrów Wielkopolski, ulica Kamienna.

W tym momencie słyszy reprymendę od dyspozytora: - Proszę nie dyskutować tu ze mną, tylko odpowiadać na pytania. Przedtem rozmawiał pan z Poznaniem, pan rozmawia teraz z centralą w Kaliszu.

Pan Sebastian irytuje się coraz bardziej: - To mnie jeszcze z Sopotem połączcie! To jest kpina. Nie chcę mieć człowieka na sumieniu a tu dziesięć telefonów trzeba wykonywać!

Dyspozytor wraca do zbierania wywiadu. Oprócz podstawowych informacji pyta m.in. o imię i nazwisko poszkodowanego, dopytuje, czy dobrze usłyszał nazwisko i kolejny raz pyta, czy mężczyzna jest pijany. - Ja tu muszę wywiad zebrać, wiedzieć, w jakim kodzie karetkę wysłać, jaką karetkę i tak dalej! - mówi dyspozytor.

Zgłaszający: - Wywiady będziemy robić, a tu człowiek umrze! - mówi pan Sebastian.

- No to umrze. Każdy umrze, panie! - słyszy od dyspozytora zgłaszający.

Pan Sebastian nie może uwierzyć: - Pan odbiera telefon i mówi: to niech umrze? Pan się zastanawia, co pan mówi? - wykrzykuje w telefon, ale dyspozytor upomina go ponownie: - Odpowiadać na pytania! Jeśli jest nieprzytomny, nie ma kontaktu z nim, na boku leży i wymiotuje treścią pokarmową, krew... - powtarza dyspozytor, ale pan Sebastian nie daje mu dokończyć.

- Proszę przyjechać, do cholery! Bo mnie szlag trafia - wykrzykuje. Po czym powtarza adres.

- Nie drzyj się człowieku. Policję wzywam - mówi dyspozytor i się rozłącza.

Po tej rozmowie Sebastian Banasiak ponownie zadzwonił na numer alarmowy. Po kilkudziesięciu sekundach poinformowano go, że karetka już jedzie.

Jak przekazał portalowi tvn24.pl Dariusz Bierła, dyrektor szpitala w Ostrowie Wielkopolskim, karetka wyjechała o godz. 15:01. Na miejscu karetka była siedem minut później, czyli kwadrans po pierwszym telefonie pana Sebastiana.

Lekarze stwierdzili zgon. Na miejsce - "do awanturującego się mężczyzny" - przyjechała także policja.

Źródło: tvn24.pl

Źródło artykułu:WP Wiadomości
śmierćpacjentpogotowie
Komentarze (241)