Nitras: to są targi na niskim poziomie
Dla pana prezydenta, dla PiS-u pewnie sprawa pana Skrzypka była sprawą zasadniczą. Dla nich najważniejsze było to, żeby pan Skrzypek został prezesem NBP. Ale dla ich koalicjantów z Ligi Polskich Rodzin najważniejsze było to, żeby odszedł pan Wildstein - powiedział poseł Platformy Obywatelskiej Sławomir Nitras w radiowych "Sygnałach Dnia".
11.01.2007 11:15
Dorota Wysocka: Panie pośle, co się wczoraj wydarzyło w Sejmie? Skok na stanowisko, czy może zwyczajna, zwyczajna zupełnie polityka?
Sławomir Nitras: To kwestia tego, jakie kto ma standardy i jak to ocenia. Nie ulega najmniejszej wątpliwości i to dzisiaj prasa przynosi, ale wczoraj posłowie LPR-u po tym triumfie własnym, którym wcale nie było powołanie pana Skrzypka, tylko to, co wymusili, nie ukrywali...
Mają 500 milionów dla nauczycieli, kilka stanowisk i jeszcze w ostatnim momencie szarża na radę nadzorczą telewizji publicznej.
- Tak. Ja mogę tylko potwierdzić to, co słyszałem bezpośrednio od posłów LPR-u rzeczywiście, że wczoraj oni chodzili dumni i głęboko przekonani, że dni pana prezesa Wildsteina w telewizji są policzone i to jest kwestia kilku wręcz czy kilkunastu dni, kiedy on z tej telewizji odejdzie. I to ja pozostawiam ocenie naszych słuchaczy, pani również, co to było. Dla mnie osobiście nie ulega najmniejszych wątpliwości, że były to na takim niskim poziomie dosyć negocjacje polityczne "głowa za głowę" czy "głowy za głowę".
Czyli Sławomir Skrzypek odchodzi na plan dalszy według pana? Większym problemem jest to, o co grała Liga Polskich Rodzin?
- Zależy, dla kogo. Dla pana prezydenta, dla PiS-u pewnie sprawa pana Skrzypka była sprawą zasadniczą. Dla nich najważniejsze było to, żeby pan Skrzypek został prezesem NBP. Ale dla ich koalicjantów z Ligi Polskich Rodzin najważniejsze było to, żeby odszedł pan Wildstein, żeby przyszedł ktoś pewnie bardziej wrażliwy na Ligę Polskich Rodzin w telewizji. Pewnie tam jeszcze inne stanowiska wchodziły w grę. Ja wiem, że to też nie jest wiedza jakaś tajemna, że LPR jest bardzo niezadowolony z tego, że nie ma swoich przedstawicieli w zarządach radia czy rozgłośni regionalnych, nie ma swoich ludzi w dyrekcji telewizji i w ośrodkach regionalnych. To jest taki urok tej koalicji zapoczątkowany już jakiś czas temu, ten festiwal trwa. My się temu przyglądamy, no bo niewiele możemy zrobić, ale mamy swoją ocenę i myślę, że...
Chyba jest tak, że w każdej koalicji dochodzi do pewnych porozumień i muszą te decyzje zapadać.
- Pewnie jest tak w każdej koalicji, pewnie tak, natomiast zwróćmy uwagę... Na pewno w każdej koalicji są takie rozmowy, tylko nie w każdej koalicji odbywa się to w taki sposób, że do ostatniej chwili nie wiadomo tak naprawdę, jaki będzie wynik głosowania. Nie jest to standard, myślę, europejski, że pięć minut przed głosowaniem wychodzi poseł LPR-u i tak naprawdę z jego wystąpienia nie wynika, jak zagłosuje. No, to są targi na niskim poziomie.
Ale standard w Polsce taki był, ja pamiętam wielokrotnie tak to się działo, przerwa za przerwą, przerwa za przerwą w Sejmie.
- A ja pamiętam zupełnie inną sytuacją, pamiętam, jak prezes Balcerowicz zostawał prezesem NBP, to proszę pamiętać, że na przykład AWS ówczesny zagłosował za nim, mimo że on kilka tygodni wręcz wcześniej opuścił koalicję, z hukiem opuścił koalicję i jednak nie było tam negocjacji takich "coś za coś". Wielu posłów pewnie AWS-u też było bardzo sceptycznych (dzisiaj są w PiS-ie) wobec pana Balcerowicza, ale musi być jakiś interes kraju, przyzna pani. I oczekiwałbym od pani, od dziennikarzy, że będą jednak trochę krytyczni w tej materii. To, kto jest prezesem telewizji, nie ma nic wspólnego z tym, kto jest prezesem NBP, a jednak to są ważne funkcje, szczególnie ta druga, i ważne jest, żeby w odpowiedniej atmosferze, po jakiejś głębszej analizie kompetencji powoływać prezesa NBP. W tym wypadku tak się nie stało i ja nad tym ubolewam.
To teraz o uprawianiu polityki przez Platformę Obywatelską. Czy nie martwi pana, że Jan Rokita mówi, że nie utrzymuje osobistych stosunków – jak powiedział to Dziennikowi – z Donaldem Tuskiem?
- Ja nie wiem, czy ta wypowiedź była autoryzowana, ale jeżeli była, to mnie martwi.
A dlaczego tak jest?
- Na to pytanie odpowiedzieć nie potrafię.
Już wcześniej Jan Rokita mówił, że jest na niego nagonka, że jest źle traktowany przez Platformę Obywatelską.
- Wydaje mi się, że większość parlamentarzystów Platformy, ale przede wszystkim elektorat Platformy życzyłby sobie, by takich informacji prasowych nie czytać. Na pewno nie jest to informacja, z której jesteśmy zadowoleni i wnioski, jakie możemy wyciągnąć...
Ale ona jest faktem, tak?
- Tak, tak, ja z faktami nie mam zwyczaju dyskutować, znaczy informacja prasowa jest faktem. Ja wiele czytam...
Nie no, konflikt chyba pomiędzy Janem Rokitą a Donaldem Tuskiem...
- Ale skala tego konfliktu... Wie pani, ja czytam w prasie, nie chcę wymieniać tytułów prasowych, bo mam szacunek dla dziennikarzy, ale czytam w prasie, a wiem więcej troszeczkę niż przeciętny człowiek na ten temat, czytam czasami informacje przesadzone i często nieprawdziwe, w związku z tym nie do wszystkiego mogę podchodzić poważnie, natomiast należy się na pewno elektoratowi Platformy, członkom Platformy uczciwa rozmowa Donalda Tuska z Janem Rokitą, która, mam nadzieję, wyjaśni pewne sprawy i pozwoli im współpracować. Ja bardzo na taką rozmowę w trybie pilnym liczę i apeluję do panów dwóch, naszych liderów, o to, by taka rozmowa dla dobra nie ich osobistego, nie ich osobistych sympatii, tylko dla dobra Platformy, jak najszybciej się odbyła. To jest nam potrzebne.