NIK zawiadamia prokuraturę w sprawie działalności Krajowego Instytutu Mediów
Podejrzane zamówienie za 28 mln zł dla firmy byłego wspólnika prezesa, kontrowersyjna procedura zatrudniania oraz warte miliony błędy podatkowe. Jak wynika z informacji Wirtualnej Polski, tak zdaniem Najwyższej Izby Kontroli wyglądała półtoraroczna działalność Krajowego Instytutu Mediów. Mamy potwierdzenie, że w tej sprawie NIK złożyła zawiadomienie do prokuratury.
Mateusz Ratajczak, Patryk Słowik
W czwartek Najwyższa Izba Kontroli opublikuje wyniki kontroli przeprowadzonej w Krajowym Instytucie Mediów. To stworzona przez państwo instytucja, która miała mierzyć i badać tzw. konsumpcję telewizji, radia i internetu przez Polaków.
Jak wynika z informacji Wirtualnej Polski, kontrolerzy ujawnili szereg nieprawidłowości. I to tak istotnych, że postanowili zawiadomić w tej sprawie prokuraturę.
Wyłania się bowiem obraz instytucji, w której pracę otrzymywało się bardziej po znajomości niż ze względu na wiedzę. I jednocześnie wielomilionowe zlecenie trafiło do firmy znajomego prezesa w okolicznościach, które u kontrolerów budzą zdziwienie.
- Zero zaskoczenia. Od dawna widać, że ten twór działa w najlepszym razie skrajnie nietransparentnie, a patrząc realistycznie - niezgodnie z prawem - komentuje ekspert związany z jedną z firm badawczych. Woli zachować anonimowość.
Rządowa potrzeba
Krajowy Instytut Mediów został powołany w grudniu 2020 roku przez ówczesnego przewodniczącego Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji - Witolda Kołodziejskiego. "KIM powstał w odpowiedzi na potrzeby szeroko rozumianego rynku mediów w Polsce" - czytamy na państwowej stronie. Rządowe "dziecko" szybko zaczęło rosnąć.
Tak jak bowiem budżet KRRiT na 2023 r. zaplanowano na poziomie niespełna 36,5 mln zł, tak budżet KIM ma wynieść ponad 60 mln zł. Składają się na to przede wszystkim środki publiczne - pieniądze od KRRiT oraz ze sprzedaży skarbowych papierów wartościowych, które przyznał Instytutowi premier Mateusz Morawiecki.
Dziwne zlecenie
Wokół KIM atmosfera zaczęła dość szybko gęstnieć. Wszystko za sprawą zamówienia dla spółki Alternatywa Polska - na ponad 28 mln zł brutto ze stycznia 2022 r. Zamówienie dotyczyło badania słuchalności radia.
- Sytuacja była dziwna, bo do badania korzystania z mediów publiczna instytucja wybrała nie żadną z uznanych firm badawczych, tylko firmę specjalizującą się w wynajmie sprzętu komputerowego, która nie miała żadnego doświadczenia w temacie - opowiada nam przedstawiciel jednej z firm działających na tym rynku.
Organizacja Firm Badania Opinii i Rynku, która zrzesza niemal wszystkie duże agencje badawcze, wystosowała nawet do KIM pismo z prośbą o wyjaśnienie przyczyn wyboru Alternatywy Polska. Mówiąc wprost: nikt z branży nie rozumiał, dlaczego Krajowy Instytut Mediów wybrał tego, kogo wybrał.
"Zaniepokojenie członków OFBOR pochodzi z niezrozumienia powodów, dla których KIM pominął postępowanie przetargowe i w trybie negocjacji rozporządził środkami publicznymi w kwocie netto 23 277 200 zł [różnica pomiędzy kwotą z początku tekstu a tą wynika z różnicy pomiędzy kwotami netto i brutto - red.]. Tej wielkości budżet badawczy wyjątkowo rzadko był przyznawany na polskim rynku i zawsze w trybie przetargu" - czytamy w stanowisku OFBOR z 28 marca 2022 r.
Wtedy sprawą zajmował się branżowy portal WirtualneMedia.pl. W tekście sprzed niemal roku dziennikarze wskazali, że udziałowcem wybranej spółki jest były biznesowy wspólnik Mirosława Kalinowskiego, prezesa KIM.
Sam Kalinowski w rozmowie z WirtualneMedia.pl przekonywał, że z rynkiem badań jest związany od ponad 30 lat i przez ten czas współpracował z wieloma osobami. - A zatem gdyby powiązania osobowe i historia współpracy miały być czynnikiem dyskwalifikującym, należałoby wykluczyć niemal wszystkie istniejące firmy badawcze, jak również ich podwykonawców - zaznaczał.
Sprawa dla prokuratury
To jednak nie przekonało Najwyższej Izby Kontroli. Jak wynika z informacji Wirtualnej Polski, podpisanie umowy z Alternatywą Polska było - w ocenie kontrolerów - niewłaściwe.
Organ kierowany przez Mariana Banasia zwrócił uwagę na sekwencję okoliczności. I tak - na cztery dni przed końcem ogłoszonego postępowania w tej sprawie znacznie rozszerzono jego przedmiot (decyzją samego Krajowego Instytutu Mediów). Co ważne, zainteresowanym przedsiębiorcom przedłużono termin składania ofert o zaledwie dwa dni. Jednocześnie urosła wartość potencjalnego kontraktu.
Efekt? Nikt w tym terminie nie zdążył przygotować oferty, więc KIM unieważnił postępowanie i zawarł umowę z Alternatywą Polska. Po tym zaś Mirosław Kalinowski przekonywał, że firmy badawcze nie były zainteresowane wykonaniem prac.
Dodatkowo, jak ustaliła NIK, umowa między KIM a Alternatywą Polska została zawarta już w dzień po unieważnieniu poprzedniego postępowania. Co - w ocenie kontrolerów - uniemożliwiało przygotowanie kompleksowej oferty przez firmę, która miała wykonać badanie rynku.
Najwyższa Izba Kontroli postanowiła złożyć w tej sprawie zawiadomienie do prokuratury. Jak wynika z informacji WP, NIK wysłała je na początku stycznia. Izba wskazała, że najprawdopodobniej doszło do przestępstwa polegającego na udzieleniu zamówienia publicznego wbrew wymogom Prawa zamówień publicznych.
Podatkowe kombinacje
Na tym jednak nie koniec. Kontrolerzy NIK dopatrzyli się również szeregu innych nieprawidłowości.
Wskazują, że Instytut nie dokumentował informacji o wykształceniu i doświadczeniu zawodowym osób, z którymi zawierano umowy. Dyrektor Instytutu, jak wynika z relacji kontrolerów, wskazał, że w procesie zatrudniania osób wykształcenie nie stanowiło najistotniejszej okoliczności. Powód? Liczyło się doświadczenie zawodowe, które potwierdzała dyrekcja Instytutu współpracująca często z zatrudnianymi przed laty (oczywiście mowa o współpracy w innych miejscach, bo KIM jest nowym tworem).
W Instytucie doszło też - w ocenie NIK - do nieprawidłowości podatkowych.
Krajowy Instytut Mediów, zgodnie z ustawą o podatku od towarów i usług, jest bowiem uprawniony do odliczenia całego podatku VAT. I zarazem Instytut wniósł o przekazanie mu obligacji o wartości równej prognozowanym kosztom brutto.
Mówiąc prościej: Instytut dostał kwoty brutto, a sam ponosił koszty netto. Wziął więc więcej pieniędzy niż mógłby. Tym samym, według kontrolerów, uzyskał w nieuprawniony sposób ponad 11,2 mln zł.
- Sytuacja, w której instytucja publiczna dopuszcza się nieprawidłowości podatkowych, a jej kierownik wydatkuje środki publiczne w ramach umów podpisywanych ze swoimi znajomymi, jest bulwersująca - twierdzi w rozmowie z Wirtualną Polską senator Krzysztof Kwiatkowski, były prezes NIK.
Jego zdaniem dobrze, że izba kierowana przez Mariana Banasia złożyła zawiadomienie do prokuratury. - Nie może być tak, że regularnie słyszymy, iż brakuje pieniędzy na ważne społecznie cele, jak choćby potrzeby psychiatryczne dzieci i młodzieży, a z publicznej kasy wypływają dziesiątki milionów złotych bez żadnej korzyści dla obywateli - zaznacza Kwiatkowski.
Mirosław Kalinowski na początku stycznia złożył rezygnację z bycia szefem Krajowego Instytutu Mediów. Obecnie zakładka "zespół" na stronie KIM jest pusta (pojawia się błąd 404).
WirtualneMedia.pl informowały kilka dni temu, że Maciej Świrski, obecny szef KRRiT, oddelegował do kontroli w KIM Katarzynę Kosakowską, swoją zaufaną współpracowniczkę. Ona najprawdopodobniej zostanie nową szefową instytucji.
Ani Krajowa Rada Radiofonii i Telewizji, ani Krajowy Instytut Mediów nie odpisały na nasze pytania. Komentować oficjalnie sprawy nie chce też do czasu opublikowania raportu Najwyższa Izba Kontroli. Czasu na rozmowę nie znalazł również Mirosław Kalinowski.
Napisz do autorów:
Mateusz Ratajczak – mateusz.ratajczak@grupawp.pl
Patryk Słowik – patryk.slowik@grupawp.pl