Niezwykle rzadkie trofeum. Trafili sprzęt na "wojnę atomową"

Rosjanie coraz częściej tracą unikatowy sprzęt. Po latających stanowiskach dowodzenia i samolotach wczesnego ostrzegania przyszła kolej na unikatowy pojazd, który miał przetrwać wojnę atomową. Nie przetrwał jednak spotkania z ukraińskim dronem.

Rosjanie wysyłają na front wszystko, co udało się im znaleźć w magazynach
Rosjanie wysyłają na front wszystko, co udało się im znaleźć w magazynach
Źródło zdjęć: © MON Rosji

Z powodu ogromnych strat, Rosjanie wyciągają ze swoich magazynów sprzęt, który pamięta jeszcze czasy Nikity Chruszczowa i Leonida Breżniewa. Na froncie pojawiły się już, w charakterze samobieżnej artylerii, czołgi z rodziny T-54/55 i nieco młodsze T-62, zabytkowe BTR-50, a nawet amunicja wyprodukowana podczas II wojny światowej. Niewielu ekspertów spodziewało się jednak, że na front trafi niezwykle rzadki WTS Ładoga.

WTS Ładoga - Rosjanie na "wojnie atomowej"

W mediach społecznościowych ukraińscy żołnierze udostępnili film, na którym improwizowany bezzałogowiec uderza w tylną ścianę lub przedział silnikowy właśnie WTS Ładogi. Wóz, który został zaprojektowany, aby przetrwać wojnę atomową, został poważnie uszkodzony. Jest to niezwykle rzadkie trofeum.

Pojazd powstał jedynie w pięciu egzemplarzach i został stworzony do przetrwania w najbardziej ekstremalnych warunkach. Przed biurem konstrukcyjnym fabryki im. Kirowa najwyższe władze postawiły trudne zadanie. Pod koniec lat 70. zlecono im zaprojektowania pojazdu dowodzenia, który miał charakteryzować się dobrą mobilnością, wysokim poziomem bezpieczeństwa i możliwością samodzielnego działania przez długi czas.

Najważniejszym wymaganiem była jednak niezawodna ochrona załogi przed promieniowaniem po wybuchu jądrowym, bronią chemiczną i bakteriologiczną, przy jednoczesnym zapewnieniu komfortu załodze i przewożonym ludziom.

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

Projektanci jako bazę wykorzystali podwozie czołgu T-80. Na nim zabudowano nadbudówkę, która mieściła nowy sprzęt i stanowiska załogi. Wnętrze przedziału transportowego wyłożono specjalną wykładziną chroniącą przed promieniowaniem jądrowym.

Z przodu znajdował się przedział kierowcy i dowódcy. Większą część wozu zajmował przedział VIP, przeznaczony dla wyższych dowódców i wierchuszki kierującej ZSRR. W jego wnętrzu zamontowano systemy łączności, a wedle niektórych źródeł jeden z pojazdów otrzymał system zarządzania strategicznymi siłami nuklearnymi. Wyposażenie dopełniały wygodne skórzane fotele, które mogą służyć również jako leżanki.

Przewożeni mieli nie tylko przetrwać wojnę atomową, ale także mieć odpowiednie warunki do pracy i kierowaniem państwem oraz armią. Wozy miały bowiem trafić jedynie do najważniejszych ludzi – Sekretarza Generalnego, Szefa Sztabu Generalnego czy członków Komitetu Centralnego.

Wozy weszły do służby w 1982 r., a najpoważniejszy test przeszedł podczas awarii w czarnobylskiej elektrowni atomowej. Jeden pojazd przewieziono z Leningradu, gdzie wóz przeprowadzał nie tylko rozpoznanie terenu, a także przy okazji miał pokazać możliwości sprzętu w warunkach skażenia radiacyjnego. Rosjanie wówczas uznali i nadal tak twierdzą, że "ta maszyna nie ma sobie równych pod względem żywotności w warunkach zwiększonego zagrożenia promieniowaniem".

Z pięciu wyprodukowanych pojazdów jeden znajduje się już w muzeum. O czterech pozostałych nie było zbyt wiele informacji w ostatnich latach. Do czasu, kiedy jeden z nich nie stał się celem ukraińskiej piechoty. Może Ładoga radzi sobie z bronią chemiczną i promieniowaniem atomowym, ale - jak każdy inny pojazd opancerzony - nie mogła ustrzec się przed głowicą kumulacyjną.

Co zniszczona Ładoga mogła robić w Ukrainie?

- Te niezwykle rzadkie pojazdy były projektowane jako mobilne stanowiska dowodzenia i wozy do ewakuacji wyjątkowo ważnych osób, np. dowódców wysokiego szczebla – mówi Bartłomiej Kucharski, ekspert Zespołu Badań i Analiz Militarnych, znawca broni pancernej.

- Nie można zatem wykluczyć, że w momencie trafienia w wozie przebywał rosyjski VIP, albo wóz po taką osobę jechał. Także ukraińska akcja mogła sprawić, że VIP nie doczekał się tak pożądanego w warunkach wojennych środek transportu – dodaje ekspert.

Dotychczas najwyżsi rosyjscy dowódcy rzadko pojawiali się w pobliżu linii frontu. Dotyczyło to nie tylko polityków, czy ludzi z kierownictwa resortu obrony, ale nawet dowódców armii. Dlatego pojawienie się tego pojazdu wzbudziło słuszne zainteresowanie.

Dotychczas wozy były używane niezwykle rzadko, a każde użycie było utrzymywane w tajemnicy. Nawet jeśli była to przejażdżka po poligonie. Jeszcze w czasach istnienia ZSRR wozy wchodziły w skład kompanii pojazdów specjalnych, która stała w jednym z garnizonów pod Moskwą. Wozy parkowały na oddzielnie ogrodzonym i chronionym terenie, a wszystkie przejażdżki odbywały się tylko na terenie jednostki.

Może też się okazać, że powód jest całkiem prozaiczny – Rosjanie wysyłają na front wszystko, co udało się im znaleźć w magazynach, a dobrze opancerzony wóz dowodzenia z niezłymi systemami łączności jest na wagę złota. Zwłaszcza że Ukraińcy cały czas polują na rosyjskie stanowiska dowodzenia.

Dla Wirtualnej Polski Sławek Zagórski

Źródło artykułu:WP Wiadomości
Wybrane dla Ciebie