Niewidomi na spadochronach
Grupa ukraińskich instruktorów skoków spadochronowych chce szkolić wielkopolskich niewidomych. Rozmowy na ten temat mają się dopiero rozpocząć.
01.09.2005 | aktual.: 01.09.2005 09:26
- Oglądałem szkolenie i skoki w wykonaniu niewidomych w Odessie. Wiele osób jest tam zainteresowanych takim przeżyciem. Dla niewidomego to próba przekroczenia kolejnej granicy, próba sił. Spadochroniarstwo to przecież sport ekstremalny. Szkolenie praktyczne trwa tak, jak z osobami widzącymi. Tamtejsi instruktorzy robią to już od dłuższego czasu. Moją jednak rolą w tym wszystkim jest tylko skontaktowanie szkolących z Aeroklubem Poznańskim – mówi Marek Jakubowski, pracownik Ośrodka Szkolno-Wychowawczego dla Dzieci Niewidomych w podpoznańskich Owińskach.
Skaczący na radio
Niewidomy po szkoleniu i ćwiczeniach na ziemi wykonuje pierwszy skok, mając na sobie radio. To przez nie instruktor wydaje polecenia. I właśnie za pośrednictwem radia uruchamiany jest spadochron. Również przez radio instruktor informuje skoczka o odległości, jaka dzieli go od ziemi. W odpowiednim momencie skaczący musi umiejętnie ugiąć nogi, by zamortyzować kontakt z ziemią. Dla każdego skoczka, nawet pełnosprawnego, lądowanie jest momentem bardzo trudnym.
- Zanim obcokrajowiec zacząłby szkolić w Polsce, najprawdopodobniej musiałby nostryfikować w Urzędzie Lotnictwa Cywilnego swoje uprawnienia. Jak na razie propozycja odeskiego klubu spadochronowego do naszego aeroklubu nie dotarła – przyznał Piotr Haberland, dyrektor Aeroklubu Poznańskiego.
Pod opieką instruktora
W Polsce osoby niepełnosprawne – niewidomi, a także sparaliżowani już skaczą. Jednak są to skoki w tandemie, na specjalnym spadochronie.
- Szkolę osoby pełnosprawne i przy pierwszych samodzielnych skokach wykorzystuję radio do instruktażu. Zawsze pamiętam, że skoki to żywioł i nigdy nie można wykluczyć awarii sprzętu. To ogromnie trudne przedsięwzięcie – stwierdził Sławomir Pomietlak, instruktor skoków spadochronowych.
Wychowankowie Ośrodka w Owińskach w ubiegłym roku odwiedzili lotnisko w Kobylnicy. Część z nich latała motolotnią. Wrażenia były najrozmaitsze od strachu po zachwyt. Siedziały też w samolocie typu Antek. Jednak spadochron byłby doznaniem zupełnie nowym.
Maria Tomaszewska dyrektor Ośrodka w Owińskach:
Na pewno byłoby wielu chętnych. Sama nie mogłabym jednak podjąć decyzji. Potrzebna byłaby zgoda rodziców dzieci. Akcja wiązałaby się przecież z ryzykiem. Z pewnością skaczący doznaliby szeregu wrażeń, ale jakie umiejętności zyskaliby dzięki temu.
Robert Domżał