Padła ukraińska twierdza. Załużny chce ocalić żołnierzy
- Niestety trzeba to uznać za znaczący sukces taktyczny - tak gen. Waldemar Skrzypczak komentuje ostatnie postępy wojsk rosyjskich na froncie wojny pozycyjnej w Ukrainie. Strona ukraińska przyznaje, że Rosjanie zdołali zająć ufortyfikowaną ukraińską wieś Marijinka. Dowódcy zakładają, że dla ratowania żołnierzy, trzeba będzie wycofać się z kolejnej miejscowości-twierdzy.
28.12.2023 | aktual.: 28.12.2023 18:36
- Rosyjskie postępy mają miejsce na kilku odcinkach frontu, dlatego trzeba uznać to za taktyczny sukces trwającego właśnie natarcia. Takiego powodzenia Rosjanie nie mieli od wiosny tego roku - komentuje w rozmowie z WP gen. Waldemar Skrzypczak, były dowódca wojsk lądowych.
Dodaje, że lokalne rosyjskie ataki trwają na kilku odcinkach frontu we wschodniej Ukrainie. Prawdopodobnie będą dalej przynosić korzyści w postaci zajmowania kolejnych skrawków terytorium.
- W relacjach wideo z frontu widać, że Rosja stosuje taktykę rodem z I wojny światowej. Nieliczne grupy szturmowe, mając odpowiednie wyposażenie, szturmują pozycje w okopach. To oznacza powolne postępy. Podkreślam, że dla Rosji straty w liczbie żołnierzy nie mają politycznego znaczenia, natomiast po stronie ukraińskiej widać kryzys, bo oni nie mogą pozwolić sobie na utratę żołnierzy i będą zmuszeni ustępować - dodaje rozmówca WP.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Gen. Skrzypczak ocenia, iż Rosjanie zmierzają do wywołania kryzysu ukraińskiej obrony, a jeśli ją przełamią, to w sferze ich planów na 2024 rok jest dojście do miast Słowiańsk, Kramatorsk i nawet linii rzeki Dniepr.
- Ukraińscy dowódcy muszą się skupić na obronie tego, co mają, a nie na własnej propagandzie, która wieszczy kolejną ich ofensywę. W tej chwili takie doniesienia nie mają odniesienia do rzeczywistości, bo ukraińskiej armii brakuje wyszkolonych jednostek. Jest problem ze spóźnioną mobilizacją. Wcieleni teraz mężczyźni muszą się szkolić i będą mogli podjąć walkę najwcześniej za kilka miesięcy - mówi dalej gen. Skrzypczak.
Upadek symbolicznej twierdzy
Naczelny dowódca Sił Zbrojnych Ukrainy, generał Walerij Załużny przyznał 26 grudnia, że siły ukraińskie częściowo wycofały się ze wsi Marijinka pod Donieckiem i przygotowały linię obronną poza osadą. Wieś to symboliczna ukraińska twierdza atakowana już w pierwszej fazie konfliktu, czyli w 2014 roku. Rosjanie atakowali umocnione pozycje od początku inwazji na pełną skalę w lutym 2022 r. Od października codziennie prowadzili frontalne ataki. 25 grudnia rosyjski minister obrony Siergiej Szojgu przekazał Władimirowi Putinowi informację o zdobyciu wsi.
Również pod miejscowością Awdijiwka rosyjskie siły zdobyły teren i to pomimo rzezi własnych oddziałów. Jak komentuje amerykański Instytut Badań nad Wojną (ISW), "kumulacja marginalnych zdobyczy Rosji w wyniku ciągłych ciężkich walk może stworzyć scenariusze taktyczne, w których ukraińskie dowództwo może podjąć decyzję o wycofaniu sił z zagrożonych odcinków".
Analitycy ISW odnosząc się do upadku Marijinki twierdzą, że cel ten stanowi ograniczony rosyjski zysk taktyczny i nie zwiastuje żadnego operacyjnie znaczącego postępu".
Dowódcy zmieniają priorytety. Ratujemy naród, a potem odzyskamy ziemię
Generał Załużny przyznał na konferencji prasowej, iż za 2-3 miesiące również Awdijiwka może zostać zdobyta przez Rosjan. Według niego, dla Sztabu Generalnego ważniejsze jest uratowanie żołnierzy, a nie utrzymanie terytoriów.
Ukraiński dowódca zakłada, że siły rosyjskie chcą powtórzyć to, co działo się podczas krwawej bitwy o Bachmut. Rosja będzie prowadzić ataki frontalne z dużą liczbą ofiar, aby wymusić zyski taktyczne w dłuższym okresie. W zagrożonej okrążeniem Awdijiwce taka taktyka zmusiłaby siły ukraińskie do wycofania się, aby ocalić własne siły.
- Nie musimy odbyć jakiegoś przedstawienia, czy żałoby wokół konkretnej miejscowości. Prowadzenie działań wojennych rządzi się swoimi prawami, które nie zależą od tego, czy podoba się to posłom, czy dziennikarzom. Wróg ma możliwość skoncentrowania swoich sił w określonym kierunku. W ciągu dwóch, trzech miesięcy mogą zrobić to, co stało się z Bachmutem - powiedział Załużny
- Każdy kawałek ziemi jest nam drogi, będziemy bronić dokładnie tyle, ile mamy sił. Jeśli siła nie wystarczy, ratujemy naród, a potem odzyskamy ziemię - oświadczył.
Burza o uciekinierów z Ukrainy. Gen. Załużny: nie chcę ich oceniać
W Ukrainie nadal wielkie emocje wzbudza sprawa planowanej mobilizacji 450-500 tys. osób. Takie oczekiwania przedstawiają ukraińscy wojskowi, wskazując na potrzebę zabezpieczenia linii frontu, rozciągniętej na ponad 2000 km. Jak już informowaliśmy, wśród polityków pracujących nad ustawą o mobilizacji, pojawiają się pomysły, aby werbować kobiety z Ukrainy czy poborowych, którzy po agresji wyjechali do krajów UE. Tych ostatnich ukraińskie media, określają niekiedy "uciekinierami".
"Gen. Załużny odmówił oceny ukraińskich poborowych, ukrywających się przed mobilizacją za granicą" - podkreśla w publikacji w środę agencja Unian.
Generał oświadczył: - Siły zbrojne muszą walczyć i w żaden sposób nie zakłócać spokojnego życia naszych obywateli, w tym także tych, którzy opuścili granice naszego kraju. Istnieją inne upoważnione organy władzy wykonawczej, które mogą podejmować w ich sprawie odpowiednie decyzje. Nie chcę ich oceniać, ale będę bardzo szczęśliwy, jeśli za jakiś czas zobaczę ich w wojsku - tłumaczył dziennikarzom.
Tomasz Molga, dziennikarz Wirtualnej Polski