Nieskuteczne środki bezpieczeństwa w sądach
Bramki do wykrywania metalu, kordon ochroniarzy i kraty w oknach. Te środki bezpieczeństwa mają chronić sędziów przed bandytami. Ale czy chronią? Nie! Dziennikarz "Super Expressu" z pistoletem w plecaku bez przeszkód pokonał zabezpieczenia i dotarł pod pokój prezesa sądu. A co by było, gdyby to był szaleniec? - pyta "Super Express".
Legionowo, ul. Sobieskiego 47, wspólny budynek sądu i prokuratury rejonowej. Za progiem szczegółowa kontrola. Nasz dziennikarz wchodzi głównym wejściem, ma torbę na laptop. W środku komputer, dokumenty i... metalowy pistolet Beretta (doskonała imitacja prawdziwej broni). Dwóch agentów ochrony jednej z warszawskich firm każe opróżnić kieszenie i przejść przez bramkę wykrywającą metale. Teczka przechodzi przez urządzenie prześwietlające. Ochroniarz Zbigniew S. nawet nie spojrzał na ekran, na którym na czerwono wyświetliła się broń.
Dziennikarz bez najmniejszego problemu wchodzi z pistoletem w ręku na piętro i spaceruje po wydziale karnym. Gdyby był to szaleniec, mógłby wejść na salę rozpraw i sterroryzować świadków lub sędziego.
Następnego dnia powtarzamy akcję. Chcemy sprawdzić, czy był to jednorazowy wypadek przy pracy, czy też sąd jest otwarty dla wszelkiej maści szaleńców i potencjalnych terrorystów. Niestety, potwierdza się najgorsze.
Tym razem Zbigniew W., emerytowany wojskowy, też nie zauważa pistoletu. Dziennikarza nikt nie zatrzymał, nawet gdy uzbrojony podszedł pod gabinet prezesa sądu. Sędzia Dorota Hańczyc- Górska nie może uwierzyć, że udało nam się wnieść broń.
Jestem zaskoczona tą sytuacją. Okazało się, że nikt tu nie może czuć się bezpiecznie- mówi zdenerwowana widokiem pistoletu. Dziękujemy "Super Expressowi" za taką informację. Przecież tutaj odbywają się rozprawy z udziałem grup przestępczych. Nie wiem, jak to się mogło stać - dodaje pani sędzia. (PAP)